Rozdział XV

47 8 0
                                    

Rzadko kiedy rodzina Hawthorne'ów czuła się tak nieswojo w towarzystwie panny Milford; rzadko kiedy też panna Milford czuła się tak niezręcznie w otoczeniu Hawthorne'ów. Rzucała od czasu do czasu krótkie spojrzenia w kierunku Constance, która wiele by dała, by móc się wyrwać z letniego saloniku, lecz dobre wychowanie wymagało, by obie panienki jeszcze przez chwilę pozostały na swoich miejscach.

Anne zapewniła państwa Hawthorne'ów, że owszem, rodzice byli w dobrym zdrowiu – podobnie zresztą jak obaj kuzyni, którzy ponownie wyjechali do miasta. Państwo Hawthorne'owie skomentowali, że młodzieńcy z pewnością źle czują się na wsi; zapewne przyzwyczajeni są do większych tłumów i ciekawszych rozrywek, niźli oferuje tutejsze towarzystwo – niezbyt zresztą urozmaicone. Anne natychmiast zaprzeczyła, twierdząc, że obaj panowie przepadają za wsią; być może kuzyn Edward nieco bardziej. Kuzyn Richard był przyzwyczajony do miejskich uroków, lecz zaraz po przyjeździe tu, na wieś, oznajmił, że nigdy już nie zechce mieszkać gdzie indziej.

– Sądzę, że powiedział tak tylko dlatego, by być grzecznym – odpowiedziała pani Hawthorne, kręcąc głową. – Nie podejrzewam, by taki młodzieniec lubił wieś. Niewiele ciekawych rzeczy się tu dzieje. Nie ma też wielu osób w jego wieku.

Nie ulegało wątpliwości, że była prawda w jej słowach. Tutejsze towarzystwo było zamknięte, nie można było też liczyć na to, że coś się odmieni w najbliższym czasie. Constance to odpowiadało: prawdę powiedziawszy, wolała, by nic się nie zmieniało. Cieszyło ją owo spokojne, nieprzepełnione wieloma wrażeniami życie. Owszem, niekiedy potrzebowała odmiany, lecz bardzo rzadko – i to niewielkiej odmiany. Cieszyła ją na przykład wizja odwiedzenia siostry, lecz trochę przerażało ją nowe miasto, w którym miały się znaleźć: o tej porze roku w Bath pojawiało się wielu ludzi, pragnących zarówno zdrowia i odpoczynku, jak i innych rozrywek.

– To prawda – przyznała Anne, co Constance usłyszała jak gdyby z daleka, niezbyt skupiona na rozmowie. – Niemniej, jak stwierdził, towarzystwo może i jest małe, ale przemiłe. Z tym trudno się nie zgodzić. Bardzo się cieszę, że moim kuzynom tak się tu podoba: może to oznaczać, że będą nas odwiedzać nieco częściej.

– Zapewne – odparła zdawkowo pani Hawthorne.

Wreszcie panienki przeprosiły państwa Hawthorne'ów i wyszły z salonu, by udać się na spacer. Pani Hawthorne nie była zadowolona, usłyszawszy o tym, jednak ograniczyła się jedynie do upomnienia córki, by wzięła ze sobą parasolkę, bo „chyba zbiera się na deszcz".

Kwadrans później Constance w towarzystwie Anne przechadzała się po parku posiadłości Hawthorne'ów. Ciekawość trawiła ją od środka, lecz trudno jej było sformułować pytanie w taki sposób, by było zarówno jasne, jak i taktowne. Zastanawiało ją bowiem, co takiego wydarzyło się podczas pamiętnego obiadu w Wharton Park: czy doszło do rozmowy z panem Mortonem, jak ona przebiegła (bo w umyśle Constance nie postała nawet myśl o tym, że Anne mogłaby uniknąć tej rozmowy, choćby bardzo chciała – nie byłoby to rozsądne), jaka była reakcja nieszczęśliwego kochanka, co państwo Milford o tym wszystkim myśleli, jeżeli dowiedzieli się o owych niezbyt spodziewanych oświadczynach.

Wszystko to dręczyło pannę Hawthorne od dłuższego czasu, jednak kiedy doszło już do konfrontacji z Anne, trudno jej było znaleźć odpowiednie słowa, zaś Anne, jak na złość, tym razem zupełnie milczała na ten temat.

– Dziwi mnie, że znowu wyjechali. Chociaż może pani Hawthorne ma rację, może mimo wszystko nudzi ich wieś – zastanawiała się na głos panna Milford. – Jakoś jednak nie chce mi się wierzyć: łatwiej okłamać kogoś spoza rodziny niźli kogoś bliskiego, czyż nie, Constance? Tak myślę. Zresztą kuzyn Richard jest taki otwarty. Szybciej chyba posądziłabym kuzyna Edwarda o to, że próbuje przede mną zataić prawdę. Albo że mówi coś, co chcę usłyszeć, aniżeli to, co jest prawdziwe... choć nie, w jego przypadku wydaje się to równie absurdalne.

ConstanceWhere stories live. Discover now