Rozdział XVI

52 7 1
                                    

Constance postanowiła, że nie pozwoli sobie powrócić do Merryland przeziębiona. Wolała, by jej rodzice nie martwili się nazbyt, a przede wszystkim by nie przypominali jej o tym, by była ostrożna, bowiem pogoda wiosną bywała kapryśna. Anne z kolei była gotowa pomóc jej wytrwać w tym postanowieniu tak bardzo, jak tylko potrafiła, zatem upewniła się, by służąca pomogła pannie Hawthorne osuszyć się i przebrać w świeżą suknię, a także by rozpalono w kominku i przygotowano gorącą herbatę. Zresztą sama o siebie również musiała zadbać, bo chociaż znacznie lepszego zdrowia niźli Constance, nie była zupełnie bezpieczna: przeziębienie lubiło dopadać ludzi znienacka, nawet wówczas, gdy najmniej się tego spodziewali.

Niemniej obie panienki spotkały się wkrótce w saloniku. Od służącej dowiedziały się, iż lady Susan poszła odwiedzić jedną ze swoich przyjaciółek, zaś ani sir James, ani też żaden z panów Rutherford jeszcze nie powrócili. Anne podziękowała za informacje, po czym chwyciła filiżankę z dziwnym uśmiechem na twarzy.

– Wynika z tego – zwróciła się do Constance, gdy służąca wyszła – że jesteśmy tu zupełnie same. Wspaniale! Możemy plotkować dalej.

– Anne – odparła Constance, marszcząc lekko czoło. – Wiem, że lubisz się ze mną droczyć; ostatnio zaś temat twojego kuzyna wydaje się wyjątkowo cię interesować, ale zapewniam cię, że nic nas nie łączy. Jednak ja wolałabym się dowiedzieć czegoś więcej na temat ciebie.

Przerwała. Czuła się dziwnie; doskonale wiedziała, że temat pana Mortona musiał być dla biednej Anne dręczący, bowiem nigdy nie ubiegała się o te oświadczyny, nigdy też nie dawała młodemu duchownemu żadnych sygnałów, które mogłyby zostać uznane za zachętę. Tymczasem on, z niewiadomych przyczyn, postanowił uczynić coś, co mogło się okazać zgubne dla obojga – i to niezależnie od jej odpowiedzi.

A jednak obie panny doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że będzie musiało dojść do tej rozmowy. Niemniej Constance przez cały ten czas żywiła cichą nadzieję, iż to Anne rozpocznie temat. Skoro jednak do tego nie doszło, musiała wziąć sprawę we własne ręce. Pragnęła jednak uczynić to w chociaż nieco bardziej delikatny sposób. Dlaczegóż, ach, dlaczegóż nie ugryzła się w język, nim te słowa opuściły jej usta!

Widziała, jak twarz Anne zmienia się. Bardzo rzadko można było ujrzeć pannę Milford zażenowaną, tymczasem w tej chwili zarumieniła się tak mocno, że można było odnieść wrażenie, iż nietrudno doprowadzić ją do tego stopnia zawstydzenia.

– Możesz mi wierzyć, kochanie, albo i nie – odpowiedziała wreszcie po chwili milczenia – ale nie widziałam się więcej z panem Mortonem.

– Nie widziałaś! – wykrzyknęła ze zdumieniem Constance. – Jak do tego doszło? Czyż nie był zaproszony na obiad?

Anne kiwnęła głową, nie zamierzając ukrywać tego, co jej przyjaciółka już wiedziała.

– Był zaproszony – przyznała – ale nie przyszedł. Cóż! Mój ojciec również był zaskoczony, lecz pan Morton usprawiedliwił się złym stanem zdrowia. I w istocie, moja droga, podobno wezwał pana Kinga, a wiadomo, że bardzo rzadko zdarza mu się korzystać z jego usług.

Constance przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć: przekonana była, iż między obojgiem doszło już do decydującej rozmowy, podczas której oświadczyny zostały ostatecznie odrzucone, zaś sam pan Morton – przeproszony. Nie ulegało bowiem wątpliwości, iż zasługiwał na przeprosiny: sama Anne musiała to przyznać, bo choć mogła się tłumaczyć swoim kompletnym zaskoczeniem, nie należało ukrywać, iż nie powinna była reagować w podobny sposób.

Tymczasem pan Morton nadal miał święte prawo gniewać się na pannę Milford. Ale czy doprawdy się gniewał? Czy to złość i urażona duma nie pozwoliły mu na wizytę w Wharton Park, czy też wszystko spowodowane było jego niedomaganiem?

ConstanceWhere stories live. Discover now