~Cholerni idioci~

171 9 0
                                    

Od ostatnich wydarzeń, minął tydzień.
Vineya czuła się znacznie lepiej. Spędzała dużo czasu z dzieciakami Sully, nadal czasem kłóciła się z bratem, przesiadywała też dużo czasu z Neytiri, której często pomagała w domu i z którą odbyła dużo szczerych rozmów. Miała też wiele obowiązków w swoim domu, jednak za każdym razem umiała wszystko jakoś pogodzić.

POV. VINEYA
Była pora poobiadowa. Po zjedzonym posiłku wyszłam na plażę po czym wskoczyłam do wody, aby nieco się orzeźwić. Dzisiejszy dzień w wiosce był wyjątkowo upalny.

Po 15 minutach wyszłam z wody, zauważając całą czwórkę dzieci Neytiri i Jake'a.
Uznałam, że pobawię się w szpiega.
Zobaczyłam, że rodzeństwo szło w kierunku lasku, więc ruszyłam za nimi po cichu, aby nie zdołali mnie zauważyć ani usłyszeć.
Chodzili tak po lasku gadając o głupotach, aż w końcu mój najlepszy przyjaciel powiedział

-Ej mam plan! Chodźmy w głąb lasu, może będzie choć trochę podobny do naszego? Nigdy jeszcze tam nie byliśmy.- powiedział podekscytowany młodszy brat Sully.
-Kurde w sumie racja, może choć trochę poczulibyśmy się jak u siebie?- powiedziała pytająco Kiri.
-Nie wiem czy to dobry po-...-Neteyam nie dokończył bo brat mu przerwał.
-A ty jak zwykle, kij w dupie i tyle. Choć raz przestań być posłusznym pupilkiem ojca i zapomnij o swoim ,,tytule"- przewrócił oczami mówiąc mocno podirytowany.
-N-no okej...- powiedział nie do końca zadowolony i lekko zasmucony Neteyam.
Siedząc na drzewie dostrzegłam jego przygnębioną minę. Widać było, że słowa brata mocno na niego wpłynęły. Było mi go strasznie szkoda. Próbował chronić wszystkich w rodzinie i nie tylko, a zdaje się, że nikt nie próbował chronić jego, ani to psychicznie, ani tym bardziej fizycznie. Wręcz przeciwnie.
Żył pod ciągłą presją, mając pełną świadomość, że jest najstarszy i musi grać rolę najtwardszego będąc odpowiedzialnym za to co robi jego rodzeństwo. Dla mnie? To totalna bzdura. Każdy powinien znać wagę kary, którą poniesie przez własną głupotę i odpowiadać za siebie samego. A on? On jest tylko zwykłym Na'vi jak każdy i wcale nikt nie powinien wymagać od niego więcej przez jego wiek i bycie pierworodnym dzieckiem najważniejszych osób w klanie.
Zakończyłam swoje przemyślenia widząc, jak rodzeństwo rusza w kierunku lasu.
Byłam przerażona. Grasują tutaj Thanatory, po naszemu zwane Palulukanami.
Były wyjątkowo niebezpieczne i praktycznie nikt nie dał rady ich oswoić.
Skakałam z drzewka na drzewko, ciągle przyglądając się rodzeństwie intensywno niebieskich Na'vi.

POV. NETEYAM
Fakt, słowa mojego młodszego brata dość mocno mną ruszyły, a to dlatego, że zawsze wszyscy wymagali ode mnie najwięcej. Byłem tym najstarszym, co według mojego ojca wiązało się również z byciem najdojrzalszym i najbardziej odpowiedzialnym za wszystkich.
Szliśmy przed siebie podziwiając piękny las. Jego widok nieco mnie uspokajał. Jednak po chwili wszyscy stanęli w bezruchu. Byłem praktycznie na samym tyle, więc nie do końca wiedziałem o co chodzi. Podszedłem do przodu, a to co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach.
Przed nami stał Thanator.
Staliśmy w bezruchu, aby nie zprowokować go do ataku. Widziałem przerażoną Tuk. Byłem kompletnie bezradny. Jeden gwałtowny ruch, a Palulukan się na nas rzuci. Przęłknąłem głośno ślinę nadal stojąc w bezruchu. Z tyłu głowy miałem słowa brata. Byłem tak chory na tym punkcie, że doskonale zdawałem sobie sprawę z tego iż jeśli ktoś z mojego rodzeństwa ucierpi, to z mojej winy.
Tuk cofnęła się do tyłu, stając na patyk, który się złamał, a jego dźwięk rozbrzmiał wystarczająco głośno, aby zwierzę to usłyszało.
Wszyscy zobaczyli tylko biegnącego w naszą stronę Thanatora, jednak byliśmy tak sparaliżowani przez strach, że nawet nie mogliśmy ruszyć do ucieczki.
Był coraz bliżej...
Wszyscy zamkneli oczy.
Kiedy otworzyliśmy je, po nie z pełna 20 sekundach, to co zauważyliśmy, było kompletnie przerażające.

POV. VINEYA
Widząc zaistniałą sytuację, błagałam Eywę, aby Palulukan nie ruszył w stronę rodzeństwa, choć z drugiej strony, czekałam w gotowości w razie gdyby zaatakował, abym mogła osobiście go zabić.
Po jakimś czasie, zwierzę ruszyło w ich stronę a oni stali w bezruchu.
Niemal odrazu znalazłam się na dole ze sztyletem w dłoni sycząc na Thanatora. On zrobił to samo, a ja powiedziałam w jego kierunku- Zatańczmy.
Zwierzę rzuciło się no mnie tym samym zostawiając na moim biodrze trzy dość głębokie rany. Nie przejęłam się tym zbytnio. Odrazu rzuciłam się zwierzakowi na grzbiet, ugadzając go pięć razy moim sztyletem. Zrzucił mnie z siebie.
Cholera.
Byłam na przegranej pozycji.
Wzięłam ponowny rozbieg, próbując trafić w układ oddechowy zwierzęcia.
Pudło.
Znowu rzucił się na mnie, ale zdążyłam zrobić unik.
Dźgnęłam Palulukana w paszczę na co ten zaryczał z bólu i na chwilę odsunął się co dało mi trochę czasu, aby wstać.
1:1 ptysiu.
Zwierzę wzięło spory rozbieg, ja za to odbiłam się nogą od drzewa leżącego na ziemi, przelatując tuż nad jego grzbietem.
Stanęłam za nim, kiedy ten się odwrócił znów zasyczałam.
Zaczął biec, pozwoliłam maksymalnie mu się do mnie zbliżyć, mając sztylet na wysokości jego płuc.
Słyszałam krzyki rodzeństwa typu
,,Co ty robisz!! Uciekaj nie stój w miejscu!"
Nie słuchałam.
Zwierzę podbiegło, a ja wbiłam sztylet prosto w jego płuco.
Thanator głośno zaryczał upadając na ziemię, już całkiem martwy.
2:1 słodziaku.
Wyciągnęłam sztylet, jednak w oddali coś usłyszałam. Po chwili zobaczyłam mniejsze Palulukany biegnące w naszą stronę.
Krzyknęłam do rodzeństwa- Wiejcie ile sił w nogach! Już!
Wszyscy zaczęli biec zostawiając jednak małą Tuk. Nie mogłam czekać.
Odmówiłam starcia z mniejszymi zwierzętami i podbiegłam do Tuk biorąc ją na ręce.
Uciekałam ile sił w nogach, aż znalazłam się przy zatoczce. Zacmokałam do mojej Ilu a ta niemal od razu przypłynęła. W pośpiechu wsiadłam na nią i udałam się do wioski.
Zobaczyłam rodzeństwo, kłócące się z rodzicami. Zdążyłam usłyszeć tylko-
,,JAK MOGLIŚCIE ZOSTAWIĆ TAM DZIECKO SAMO?! ODBIŁO WAM DO RESZTY?!"
Jake strasznie krzyczał, szczególnie na synów.
Również byłam zdenerwowana, bo zupełnie nie pomyśleli o najmłodszej. Mogła tam zginąć.
Podeszłam do nich jak najszybciej, jednak miałam coraz mniej sił. Miałam małą ciagle na rękach.
Neytiri zauważyła mnie i podbiegła odrazu w moją stronę, odbierając małą Tuk z moich rąk.
Upadłam bezwładnie na piasek.
Szlag.
Straciłam zbyt dużo krwi, ale ważne, że wszyscy są bezpieczni.
Nagle podbiegł do mnie Jake wraz z Neteyamem i Lo'akiem.

-CZY TY JESTEŚ POWAŻNA?!- krzykneli bracia w tym samym czasie.
-A WY JESTEŚCIE NORMALNI? BO JAKOŚ MI SIĘ NIE WYDAJE SKORO ZOSTAWIACIE MAŁE DZIECKO SAMO W LESIE WIEDZĄC CO TAM SIĘ DZIEJE!!
WIDZĘ, ŻE WSZECHMATKA ANI JEDNEGO ANI DRUGIEGO CHYBA ROZUMEM NIE OBDARZYŁA!- wykrzyczałam strasznie głośno.
-Uspokój się.- powiedział spuszczając uszy w dół starszy z braci.
-Jak mam być spokojna?- zapytałam nerwowo- Po czymś takim?
-Jesteś głupia...CHOLERNIE GŁUPIA! MOGŁAŚ TAM ZGINĄĆ ROZUMIESZ?!- wykrzyczał młodszy.
-MIAŁAM POZWOLIĆ, ŻEBY TO OGROMNE BYDLE ZABIŁO WAS NA MOICH OCZACH?! WOLAŁAM SAMA ZGINĄĆ NIE PATRZĄC NA WASZĄ ŚMIERĆ IDIOTO. ALE JAK WIDAĆ JESTEM TU I ŻYJĘ!- krzyknęłam jeszcze głośniej. Chyba cała wioska to usłyszała.
-MOŻE I ŻYJESZ, ALE LEDWO!
-WAŻNE, ŻE ŻYJĘ. CHOĆ CZASEM NAPRAWDĘ WOLAŁABYM NIE ŻYĆ ZNAJDUJĄC SIĘ W TAKICH SYTUACJACH JAK TA!
-Vineya...- powiedział cicho Lo'ak.
-Zamilcz.- odpowiedziałam ostro.
Zauważyłam mojego ojca idącego w moją stronę. Wraz z Jake'iem zanieśli mnie do naszego rodzinnego Marui, aby matka mnie opatrzyła.

Kiedy kobieta mnie opatrzyła i było już po wszystkim, jedyne o czym marzyłam to ciepły kocyk, moje ulubione owoce i sen. Po chwili rodzicielka przyniosła mi moje ulubione owoce, które pokroiła w różne kształty typu serduszka, koła, trójkąty i tym podobne.
Przyniosła mi kocyk oraz swój napar, który kazała mi wypić, tym samym zapewniając, że poczuję się lepiej.
Wypiłam więc napar po czym przykryłam się kocem i próbowałam zasnąć.
Jednak scena z plaży, powtarzała się w mojej głowie jak jakiś film w zapętleniu.
Byłam strasznie zła...
Powoli zasypiałam i wtedy ostatni raz pomyślałam sobie...

CHOLERNI IDIOCI.

—————————————————————
HEJKA!!
Mam nadzieję, że rodział w miarę udany.
Teraz lecę już spać!!

PIĘKNYCH SNÓW/ MIŁEGO DNIA CZYTELNICY I CZYTELNICZKI💙🩵
1252 słów

Ten Jedyny. ~ NeteyamxVineyaWhere stories live. Discover now