~Do szczęścia nie trzeba wiele~

139 10 1
                                    

POV. VINEYA
Wstałam w środku nocy, ponieważ coś mnie zaniepokoiło.
Nagle przypomniałam sobie o wczorajszym dniu.
Zaczęłam zastanawiać się nad wszystkim.
Co gdyby do tego doszło?
Co jeżeli musieli nam wtedy przerwać, ponieważ tak chciała Wszechmatka?
Co gdyby okazało się, że Wszechmatka nie chce nas łączyć i dlatego to wszystko tak się potoczyło?
Cholera.
Za dużo myślę.
Stop Vineya.
Idź jeszcze spać.
Chwila.
Coś mówi mi, że nie mogę iść spać.

Uznałam, że muszę wstać i sprawdzić czy wszystko ze wszystkimi okej.

Wstałam z łóżka i przeszłam się po całym Marui.
Zestresowało mnie to, że nigdzie nie było matki ani ojca.
Mojego rodzeństwa też?
O co chodzi?
Cholera gdzie oni się podziewają?
Na pewno mieli ważny powód.
W całym domu nikogo nie było.
Gdzie mógło ich wywiać w środku nocy?
A z resztą...
Olać.

I wtedy przed moim Marui, usłyszałam krzyki. Odrazu poszłam to sprawdzić.

Ku mojemu zdziwieniu, stała tam cała rodzina Sully, wraz z moimi rodzicami i rodzeństwem.
Usłyszałam kawałek rozmowy.

-Chłopcze posłuchaj. To jest wbrew prawu. Otóż prawo Tulkunów mówi, że zabijanie nawet uzasadnione, tylko nakłania do zabijania.
Dlatego całkowicie go zakazano.
Payakan...Zabił, dlatego został wygnany.- powiedział mój ojciec ledwo panując nad emocjami.
-Wódz się myli. On nie zabił tych chłopców.- powiedział mój przyjaciel.
-LO'AK! rozmawiasz z Olo'eyktanem.- syknęła cicho w stronę chłopaka Neytiri.
-Ja tam po prostu wiem swoje...-powiedział Lo'ak za łzami w oczach.
-Wystarczy. Już wystarczy!- powiedział strasznie zdenerwowany Toruk Macto.- Postawię go do pionu.- dopowiedział po czym szarpnął syna za ramię odchodząc z nim w ustronne miejsce.

Już domyśliłam się o co chodzi.
Najprawdopodobniej Lo'ak, połączył się z Payakanem.

Po chwili zobaczyłam jak chłopiec skończył rozmawiać z ojcem.
Odrazu podeszłam w jego stronę, po cichu biorąc go za moje Marui.

-Lo'ak opowiedz mi co się wydarzyło. Natychmiast.- powiedziałam lekko poddenerwowanym tonem.
-Zbratałem się z Payakanem. Ale Vineya, to nie on zabił tych chłopców i Tulkunów.
Ludzie z Nieba zabili mu matkę, na jego oczach. Skrzyknął kilku Na'vi, aby wspólnie zaatakować, ale to nie on ich zabił, zrobili to Ludzie Nieba.- powiedział prawie płacząc a jego głos się łamał.
-Lo'ak wierzę ci. Tulkun wybrał chłopca z lasu. Jestem z ciebie bardzo dumna.- powiedziałam również ze łzami w oczach.
-Co z tego jeżeli oni i tak tego nie rozumieją?! ONI NIGDY NIC NIE ROZUMIEJĄ! Cały klan mnie nienawidzi. Ten z krwi demona, obcy...tylko to widzą.- powiedział pokazując na swoją dłoń.
-Lo'ak. Ja cię widzę. Jesteś bratem Tulkuna.
Teraz jesteś też jednym z nas.- powiedziałam chwytając chłopca za rękę, którą trzymał w górze.
-Dziękuję ci przyjaciółko. Dziękuję. Jesteś po prostu najlepsza...- powiedział po czym popłakał się i wpadł w moje ramiona.
-No już dobrze, wrócimy do tego za jakiś czas, narazie leć już do domu bo jest środek nocy.- powiedziałam troskliwie głaszcząc go po plecach.
-Tak zrobię, do jutra Vini.
-Do jutra Lo'ak.
Odszedł.
Było mi go cholernie szkoda.
Jego ojciec go nie rozumiał.
Chyba sama będę musiała porozmawiać z nim na ten temat.
Nie może tak być, to niesprawiedliwe.

Zostawiłam swoje przemyślenia i wróciłam do swojego łóżka. Odrazu położyłam się spać.

SKIP TIME-> RANO
Wstałam trochę po wschodzie słońca.
Natychmiast udałam się na śniadanie.
Zaczęłam rozmawiać z moimi rodzicami na temat zajścia, które miało miejsce dziś w nocy.

Ten Jedyny. ~ NeteyamxVineyaWhere stories live. Discover now