~Miłość mojego życia~

135 11 6
                                    

POV. NETEYAM
Dzisiaj nadszedł dzień, w którym będziemy uczyć dziewczyny naszych obyczajów. Jeśli zdadzą test teoretyczny, już dziś oswoją swojego Ikrana.
Byliśmy już dłuższy czas po śniadaniu, więc poszedłem już powoli po wszystkich.
Lo'aka.
Kiri.
Tis.
Oraz moją Vini.
Kiedy wszyscy już byli, ja wraz z Lo'akiem i Kiri zaczęliśmy oprowadzać Tis i Vini po naszych lasach.

Minął pewien czas, więc usiedliśmy na jednej z pięknych polan i zacząłem mówić.

-A więc zaczniemy od zapoznania was z gatunkami zwierząt, które się u nas znajdują.- oznajmiłem.
-Nudy.- skomentował mój brat.
-Dobrze wiesz, że musimy zacząć od podstaw jełopie.- przewróciłem oczami.
-Dobra luzuj.- powiedział zanudzony Lo'ak.
Dla niego to nic, bo spędził tu całe życie, ale dla dziewczyn to totalna nowość.

-No więc zaczniemy od Palulukana, który również występował w waszych małych lasach. Chyba nie muszę wam nic o nim mówić,  prawda?- dopytałem dla pewności.
-Tak, z nim już dobrze się znamy.- odpowiedziała moja dziewczyna.
-Dobrze, tak więc kolejny, jest to Nantang.
Nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony do tutejszych Na'vi, jednak kiedy się go nie zdenerwuje, zupełnie nic wam nie zrobi.- oznajmiłem.- Mamy też tak zwane Talioangi. Najczęściej na nie polujemy, ponieważ są dość wolne. Są zupełnie nie groźne. W naszych lasach występują również Pa'li. Są to konie, które z łatwością się oswaja. Są one-...- nie dokończyłem bo przerwał mi mój brat.
-No, no tak się gada, a naszemu ojcu trudno było oswoić swojego Pa'li.- zaśmiał się.
-Był wtedy jeszcze Uniltirantok. Z resztą był początkującym.- przewróciłem oczami.- Wracając, Pa'li są nie groźne i naprawdę łatwe do oswojenia. Występują u nas też Angtsìk. Są ogromne, do tego mają bardzo twardy pancerz, dlatego nigdy nic ich nie atakuje. O Ikranach większość wiecie. Następnie są...-przestałem mówić, ponieważ mój brat głośno ziewnął.
-Dobra skończ gadać i po prostu niech oswoją już swojego Ikrana.- wtrącił mój brat wyraźnie zanudzony.
-Nie są jeszcze gotowe!- krzyknąłem zdenerwowany.
-To się okaże, ja też podobno nie byłem i co?- zapytał dumnie.
-Miałeś farta jełopie.- przewróciłem oczami.
-Spadaj. Idziemy dziewczyny.- powiedział Lo'ak.
Przejął pałeczkę.
Zobaczymy jak sobie z tym poradzi.
Pieprzony jełop.

POV. VINEYA
Dzięki mojemu przyjacielowi, Neteyam w końcu przestał tyle gadać i przeszliśmy do konkretów.
Wspinaliśmy się po łańcuchu gór Alleluja, aby dotrzeć do siedliska Ikranów.

Po jakimś czasie w końcu dotarliśmy.
Tis ztchórzyła i uznała, że rezygnuje.
No więc poszłam sama.
Stałam już przed ogromnymi ptakami.
Wzięłam jakąś lijanę, ponieważ Lo'ak wspominał, że najpierw okręca się nią paszczę.
No to zaczynamy zabawę.
Podchodziłam do Ikranów.
Każdy do tej pory uciekał.
Żaden nie chciał mnie zabić.
Ciągle szłam przed siebie.
Aż w końcu jeden z nich, skupił swoją uwagę na mnie.
Był piękny.
Miał różowo-fioletowe barwy.
O tak.
Chcę cię maleńki.
Syknęłam w jego stronę.
On odpowiedział tym samym.
Mam cię piękny.
Rzuciłam w jego stronę szybkie- Zatańczmy- po czym zaczęłam biec w jego stronę.
Owinęłam jego płaszczę lijaną.
Wskoczyłam na jego grzbiet.
Najmocniej jak byłam w stanie, przycisnęłam go do ziemi.
Niestety ten zrzucił mnie z siebie.
Było blisko, abym spadła w przepaść.
Ale ze mną, nie ma tak łatwo.
Szybko wstałam na równe nogi, podbiegając  do Zmory.
Znowu wskoczyłam na jej grzbiet i przycisnęłam ją do ziemi.
Połączyłam nasze Tsaheylu.
Udało się.
Szepnęłam tylko- Tak jest, jesteś mój.- po czym odwiązałam jego paszcze.
Z tego co mówił mój przyjaciel, musiałam zapieczętować więź lotem.
Odrazu wystartowałam i poleciałam w przepaść.
Po chwili opanowałam wszystko.
Zaczęłam lecieć w górę.
Kiedy już miałam swoich przyjaciół, siostrę oraz chłopaka na widoku, uśmiechnęłam się do nich szczerze.
Słyszałam tylko ich krzyki i gratulacje.
Wylądowałam obok nich.
Zsiadłam z mojej Zmory.

Ten Jedyny. ~ NeteyamxVineyaWhere stories live. Discover now