~Razem nad tym popracujemy~

129 9 17
                                    

POV. NETEYAM
SKIP TIME-> TYDZIEŃ
Byliśmy już po obiedzie.
Dzisiaj moja Vineya, leci z nami na patrol.
Martwię się o nią i zdecydowanie wolałbym, żeby z nami nie leciała, ale chcąc, nie chcąc i tak to zrobi.
Jest zbyt uparta.

-Nety lecimy już?- zapytała zniecierpliwiona.
-Kochanie zaraz, czekamy na ojca.- odpowiedziałem podirytowany, ponieważ zadaje to pytanie od kiedy czekamy.
-No mówisz ciągle to samo!- krzyknęła oburzona.
Zachowywała się jak mały dzieciak.
Co się z nią dzieje?
Odwalają jej jakieś humorki.
Gorzej jak z babą w ciąży.

-Neteyam! Halo! Pandora do Neteyama! NETEYAM!- krzyknęła tak głośno, że aż uszy mnie zabolały.
-Vineya, powiedziałem ci już, że czekamy na ojca.- powiedziałem już zrezygnowany.
-Ale Nety, twój tata już jest.- odpowiedziała z uśmiechem.
-Wspaniale.- powiedziałem sakrastycznie po czym wszedłem na swoją Zmorę.
-Wszyscy są?- zapytał mój ojciec.
-Tak jest!- odpowiedziałem głośno.
-No to lecimy.- powiedział po czym dał znak, że możemy lecieć za nim.

Lataliśmy już około 15 minut. Nie działo się nic podejrzanego, do czasu kiedy jeden z naszych Na'vi, poinformował nas o tym, że ZPZ przewożą kolejne ładunki i bronie do swojej bazy.
Ojciec odrazu skrzyknął wszystkich wojowników, którzy uderzyli z ziemi oraz powietrza.
Ja z Vini, obserwowaliśmy z góry.

-Neteyam! Statki! Nie mogę czekać, lecę tam!- krzyknęła w moją stronę Vini.
-Vineya! Ojciec nas zabije!- również krzyknąłem.
-Trzeba ich ratować!- krzyknęła po czym poleciała.

POV. VINEYA
Podleciałam na tyle wysoko, aby być nad statkami.
Po chwili z ogromną prędkością wyłoniłam się zza chmur, zciągając jeden ze statków.
1:0
Leciałam dalej, w kierunku kolejnego helikoptera.
Naciągnęłam strzałę, która idealnie trafiła w pilota helki.
2:0
Padał kolejny.
I kolejny.
Zaraz za nim kolejny.
Łącznie zciągnęłam 7 statków powietrznych.
Resztą zajęła się Neytiri.
Kiedy Na'vi zabrali ekwipunek, ruszyliśmy do bazy.

Kiedy byliśmy już na miejscu zeszłam ze swojego Ikrana i czekałam, aż Jake Sully się odezwie.
Byłam gotowa na opierdol.

-Zbiórka!- krzyknął Sully.
-Tak jest...- powiedziałam cicho.
-Co to miała być za samowolka Vineya?! Jesteś tu nowa, nie możesz robić tego co ci się podoba! Kazałem wam obserwować i informować, z odległości! Jezu normalnie geniusze, biorę was na ważną misję, a wy łamiecie zasady.- powiedział łapiąc się za głowę.
-Przepraszam Jake. Po prostu nie myślałam racjonalnie. Zobaczyłam statki i niechcąc, aby coś wam się stało odrazu do nich podleciałam.
Przepraszam, to już się nie powtórzy.- powiedziałam ze spuszczoną głową.
-Nie, nie potwórzy. Bo póki co nie latasz z nami do odwołania. Odmaszerować.- powiedział surowo.
Odeszłam wraz z Netem od Toruka Macto.
Nie dziwię się, że się wnerwił.
Złamałam zasady.
No, ale cóż.
Co się stało, to się nie odstanie.

-Dumna z siebie jesteś?- wypalił mój chłopak.
-Neteyam, nie wybaczyłabym sobie, że nic nie zrobiłam, kiedy wielu z nas mogło zginąć.- powiedziałam przygnębiona.
-Nie rozumiesz, że to co robisz jest głupie?- zapytał wyraźnie zirytowany.
-Neteyam czy ty mnie słuchasz? Już niejednokrotnie pokazałam, że jestem wojowniczką. Taka jest moja rola. Musiałam chronić lud.- powiedziałam nieco poddenerwowana.
-Nie wykonujesz rozkazów. Łamiesz zasady.- powiedział zdenerwowany.
-Nie. Ja po prostu ratuję niewinnych ludzi.- powiedziałam po czym odeszłam w stronę laboratorium.
Moje nogi same mnie tam zaprowadziły.
No okej, skoro już tu jestem, może warto pogadać o tym z Normem.
Nie zastanawiałam się dłużej i weszłam do środka.
Nigdzie nie widziałam Norma, więc poszłam do jego pokoju.
Zastałam go tam, myjącego zęby.

Ten Jedyny. ~ NeteyamxVineyaWhere stories live. Discover now