~Jest naprawdę bardzo dzielna~

165 7 4
                                    

POV. NETEYAM
Wstałem chwilę przed wschodem słońca, ponieważ wiedziałem, że Vini zazwyczaj wstaję równo ze wschodem. Poszedłem do lasku pozbierać parę kwiatków, które złożyłem w bukiet, który na końcówce owinąłem swoją starą gumką do włosów.
Oby tylko mi wybaczyła.
W zasadzie już mi wybaczyła, ale chwilę po tym znów się wściekła.
Cholerka.
W każdym razie bądźmy dobrej myśli.
Trzymając swój bukiet w dłoni, zapukałem w pień drzewa jej Marui.
W drzwiach stanęła Tsahik.
Powiedziała żebym śmiało wchodził, więc tak też zrobiłem.

POV. VINEYA
Jakiś czas temu wstałam, jednak nie chciało mi się jeszcze wychodzić z łóżka. Uznałam, że poleżę sobie jeszcze chwilę nic nie robiąc.
Nagle do moich drzwi ktoś zapukał.
Przysięgam na Eywę, że byłam święcie przekonana o tym, że jest to ktoś z mojej rodziny.
jednak kiedy powiedziałam- Proszę.
W progu moich drzwi staną ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewałam...
Neteyam.
Chłopiec trzymał coś za plecami w rękach, co nie umknęło mojej uwadze.

-Hej Vini... chciałem przeprosić cię za to, że  wczoraj dość mocno cię zdenerwowałem. Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło.- po wypowiedzeniu tych słów wyciągnął zza pleców bukiet pięknych kwiatów.- To dla ciebie, uznałem, że może ci się spodobać no i chciałbym zapytać czy...Wybaczysz mi?- zapytał lekko speszony z nadzieją w głosie.
-Oh Nety...Już dawno ci wybaczyłam i zupełnie niczym mnie wczoraj nie zdenerwowałeś, po prostu miałam słaby dzień..Wybacz.- powiedziałam odbierając kwiaty od chłopaka.- Są piękne, na dodatek bardzo pięknie pachną! Dziękuję.- powiedziałam wąchając kwiaty.
-Nie ma za co, to ja dziękuję, że mi wybaczyłaś.- powiedział i uśmiechnął się do mnie szeroko.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę u mnie w pokoju, jednak po chwili moja rodzicielka zawołała nas na śniadanie. byłam trochę zdziwiona, że proponuję śniadanie Neteyamowi. Nie za bardzo za nimi przepadała, uważała ich za dziwaków. Nie wiem co się zmieniło, ale ucieszyła mnie postawa matki.

Po zjedzonym posiłku, poszliśmy spotkać się z naszymi przyjaciółmi, jednak znowu na moje nie szczęście, na mojej drodze stanął nikt inny jak pieprzony Aonung.
Szepnęłam tylko do Neteyama- Chodźby skały srały nie odzywaj się, ogarnę to sama.- on pokiwał tylko głową na znak, że rozumie.

-A ty od kiedy chodzisz z dziwakiem?- zapytał złośliwie.
-Po 1 nie jestem z nim, a po 2 co cię to obchodzi, Panie idealny- powiedziałam sarkastycznie.
-No i dobrze bo ja nie zgadzam się, żebyś chodziła z kimś takim jak on.- powiedział wrednie chłopak.
-Wiesz, akurat ciebie jako ostatniego pytałabym o zdanie!- wykrzyknęłam już lekko zdenerwowana.
-Ble ble ble, tak tak pogadaj sobie i tak to JA mam tutaj najwięcej do powiedzenia.- powiedział dumnie się uśmiechając naciskając mocno na słowo ,,ja".
-Widzisz?! Oblewasz mnie ciepłym moczem, nawet nie próbując udawać, że to deszcz. Zupełnie mnie nie słuchasz. Jesteś zwykłym idiotą Aonung.- wycedziłam głośno przez zęby.
-Zamknij jadaczkę!- krzyknął.
-Daj mi święty spokój, przychlaście.- znowu wycedziłam przez zęby po czym odeszłam.

Neteyam nie był w stanie nic powiedzieć, spojrzał tylko na mnie z widocznym współczuciem.
Chwyciłam go za policzek szepcząc ciche- To nic, już się przyzwyczaiłam.- po czym delikatnie się uśmiechnęłam.
Chłopiec pokiwał głową na boki mówiąc- Nie podoba mi się to, jeszcze do tego wrócimy.- po czym ruszyliśmy w stronę naszych przyjaciół.

Wszyscy byli w komplecie, no może poza małą Tuk i Aonungiem. O dziwo zauważyliśmy jak Rotxo rozmawia z naszą Kiri i wspólnie się śmieją. Rotxo nigdy nie był jakiś zły, jednak pod wpływem mojego głupiego brata zupełnie się zmieniał.
Usiedliśmy wszyscy razem rozmawiając o jakichś głupotach przez dłuższy czas.

Ten Jedyny. ~ NeteyamxVineyaWhere stories live. Discover now