~Nastała ciemność~

101 8 2
                                    

POV. NETEYAM
Wstałem nieco szybciej niż moja narzeczona.
Zobaczyłem, że leży na plecach, więc przysunąłem się bliżej jej brzucha.
Zacząłem rozmawiać z moim szkrabem.

-Cześć słoneczko. Kocham cię najmocniej wiesz? I będę ci to powtarzał codziennie. Nawet, kiedy już będziesz z nami. Tak bardzo się tobą cieszę. Codziennie nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę.- powiedziałem całując brzuszek.
Dzisiaj idziemy do Norma na kontrolę.
Cieszę się cholernie, że będę mogł zobaczyć moją księżniczkę, albo mojego potężnego wojownika.
Jednak nie potężnego w tym sensie, że będę zrzucał na niego wszystko, tak jak to robił i czasem nadal robi ze mną mój ojciec.
Chcę przedewszystkim pokazać mojemu dziecku, że ma tatę, a nie lidera oddziału.
Chcę je wspierać.
Chcę po prostu, żeby miało jak najbardziej udane życie, dlatego zrobię wszystko by tego dokonać.
Nagle zauważyłem, że moja ukochana się przebudza.

-Hej kochanie, wyspałaś się?- zapytałem składając buziaka na jej ustach.
-Hejka Nety, tak jestem w miarę wyspana, a ty?- zapytała z uśmiechem.
-Ja również. Tylko wiesz, że musimy zbierać się do Norma? Ale obiecuję, że odrazu po powrocie z labo, zrobię dla nas pyszne śniadanko. Dodatkowo, dziś nie mam patrolu, więc jestem cały twój.- powiedziałem z uśmiechem.
-Cieszę się, że w końcu będziemy mieli jeden dzień, tylko dla siebie.- oznajmiła odwzajemniając uśmiech.
-To co? Lecimy na USG?- zapytałem.
-Chodźmy, miejmy to już za sobą.- powiedziała podnosząc się z łóżka.
Wstaliśmy w końcu z naszego wygodnego łoża i udaliśmy się w stronę labo.

Nie minęło dużo czasu, a my byliśmy już u Norma.
Weszliśmy do środka, a tam czekał już na nas właśnie on.

-Hejka! Chodźcie za mną.- powiedział ruszając w stronę jednej z salek.- Neteyam też wchodzi?- zapytał bardziej mojej kobiety niż mnie.
-Tak, dzisiaj nam potowarzyszy.- uśmiechnęła się pięknie.
-W takim razie zapraszam.- powiedział otwierając drzwi.- Proszę się kłaść panienko i już sprawdzamy, co tutaj słychać.- uśmiechnął się lekko.
-Lecisz.- powiedziała moja kobieta.
Stanąłem naprzeciw monitora tak, aby wszystko widzieć.
Norm zaczął jeździć czymś dziwnym po brzuchu Vini.
Nagle na monitorze, pojawiła się bardzo mała fasolka.
Było to nasze dziecko.

-Proszę, widać tutaj trochę buźki.- powiedział jeżdząc dalej tym czymś po jej brzuchu.
-Jest uroczy lub urocza.- szepnąłem w stronę mojej kobiety na co ona się uśmiechnęła.
-Kochani, płeć poznacie za jakieś 2,5/3 miesiące. Póki co nic jeszcze nie widać.- powiedział spokojnie Norm.- Ale z tego co widzę, wszystko jest w porządku.- uśmiechnął się po czym powiedział, że możemy już zmykać do siebie.
Uznajmił, że dziecko rozwija się prawidłowo.
To najważniejsze.
Tak więc spokojnie mogliśmy wrócić do naszego namiotu.

Kiedy byliśmy już u siebie, zabrałem się za robienie śniadania.

Kiedy śniadanie było już gotowe, zaniosłem je swojej kobiecie do łóżka.

-Proszę kochanie dla ciebie.- powiedziałem podając talerzyk z jedzeniem.
-Dziękuję, jesteś najlepszy.- oznajmiła z uśmiechem.
Zjedliśmy śniadanko i położyliśmy się na łóżku, aby trochę po nim odpocząć.
Położyłem głowę na piersiach mojej kobiety, obejmując ją ręką w talii.
Leżeliśmy w ciszy.
Ale nie była to nie komfortowa cisza.
Po prostu cieszyliśmy się sobą.
Zacząłem delikatnie jeździć ręką po talii dziewczyny.
Następnie lekko się podniosłem i zacząłem składać buziaki na jej szyi.
Widać było, że jej się to podobało.
Jednak po chwili syknęła z bólu.

-Co się dzieje kochanie?- zapytałem troskliwie.
-Nic, po prostu poczułam lekki skurcz.- powiedziała z lekkim grymasem na twarzy.
-Załatwię to.- rzuciłem szybko po czym przybliżyłem swoją twarz do brzucha.- Słuchaj, nie dawaj tak mamuśce w kość, dzisiaj jest grzeczna, więc nie musisz jej dokuczać.- powiedziałem szeptem.
Słyszałam tylko cichy chichot mojej Vini.

POV. VINEYA
Nie ukrywam, Neteyam jest bardzo uroczy, kiedy rozmawia z naszym dzieckiem.
Mogłabym wpatrywać się w niego godzinami.
Moje przemyślenia zostały zakłócone, przez to, że do naszego namiotu wparował Lo'ak.

-Siema geju, ogólnie sory, ale muszę porwać ci dziewczynę. Oddam w stanie nienaruszonym więc luz.- powiedział szybko młodszy.
-Dobra, ale chcę ją widzieć jak najszybciej z powrotem. Zrozumiano?- zapytał lekko zirytowany.
-Ta na luzie.- powiedział szybko Lo'ak po czym chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Co za jełop.
Co on znowu chce.

-Co jest grane?- zapytałam lekko oburzona.
-Słuchaj, moja babcia gada coś o małżeństwie. Dlatego nie zjawiaj się dzisiaj na obiedzie. Postaram się jakoś to uciszyć. Powiem jej, że źle się dzisiaj czułaś i zostałaś z Neteyamam u siebie. Ogarniasz?- zapytał grożąc palcem.
-Dobra okej. Mogę wracać do siebie?- zapytałam ziewając.
-Nie tak prędko. Idziemy trochę polatać.- powiedział z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
-Dobra jełopie, niech ci będzie.- przewróciłam oczami.

SKIP TIME-> 1,5 GODZINY
Latałam z moim przyjacielem na Ikranach, już sporo ponad godzinę.
Nie ukrywam bawiłam się doskonale.
Lataliśmy, wlatywaliśmy w siebie, bawiliśmy się w berka, uczyliśmy się nowych sztuczek.
Było naprawdę w porządku, aż do momentu, w którym słabiej się poczułam.

-Lo'ak! Lądujemy na tamtej skale! Teraz!- krzyknęłam z lekkim bólem brzucha.
-Co się dzieje?!- krzyknął dość przejęty.
-Mam skurcz! Po prostu leć!- krzyknęłam odrazu lądując na pobliskiej skale.
Cholera, akurat teraz...
Dziecko drogie, spokojnie.

-Vini! Spokojnie jestem tu. Oddychaj głęboko.- powiedział chwytając mnie za rękę.
Starałam się uspokoić oddech, ale na marne.
Po chwili po prostu...

NASTAŁA CIEMNOŚĆ.

———————————————————————
Hejo!
Szybki rozdział na dobranoc.
Mega nudny, ale na jutro mam lepsze plany!
Jednak raczej nie wleci więcej niż 2 rozdziały bo jutro mam zalatany dzień.
W każdym razie do jutra!

Dobranoc/Miłego dnia❤️
832 słów

Ten Jedyny. ~ NeteyamxVineyaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora