Rozdział 2

8.8K 452 29
                                    

- Nie musiałaś go postrzelić. - odezwała się cicho Ana, przez co spojrzałam na nią jak na idiotkę.

- Ja tu liczyłam, że mi powiesz, jaka jesteś ze mnie dumna, że ich nie zabiłam, a prawdę powiedziawszy miałam na to cholerną ochotę. Ale nie lepiej się czepiać, że go postrzeliłam.

- Miałaś ochotę go zabić?- pisnęła przerażona dziewczyna.

- Ich. - poprawiłam.

- Ale... Jak ty...- jąkała się

- Normalnie. Miałam ochotę wycelować broń w głowę, każdego z tych debili, a następnie pociągnąć za spust. Takie trudne do ogarnięcia?

- Ale jak ty tak możesz? Przecież oni mają prawo żyć.

- Wiesz jaka jest prawda? Nie interesują mnie oni w ogóle. Zabiłabym ich, a do końca drogi nawet nie pamiętałabym tej sytuacji.

- Jesteś bezduszna. - oznajmiła szeptem, a ja się zaśmiałam.

- Ksywa "Salope Froide" do czegoś zobowiązuje. - oznajmiłam z kpiną.

- Jak ty tak możesz mówić o morderstwie.

- Kurwa mać!- krzyknęłam na całe gardło. - Mam dość! To moja sprawa. Nie każdy jest taką zasraną grzeczną dziewczynką, jak ty. Od razu po przyjeździe do domu widzę cię w gabinecie Ma... Luke'a! Rozumiesz?

- T...tak. - wyjąkała.

Jeśli miałam ochotę zabić tych gliniarzy, to teraz miałam myśli seryjnego mordercy.

Przyśpieszyłam tak bardzo, że po 10 minutach byliśmy pod domem.

- Dragi do magazynu. - poleciłam chłopakom, a swój wściekły wzrok skierowałam na dziewczynę. - A ty za mną.

Nie patrząc już więcej na rudą ruszyłam do gabinetu Luke'a, który należy do mnie pod jego nieobecność. Usiadłam na jego miejscu i czekałam, aż Ana zrobi to samo.

- Co do cholery jest z tobą nie tak?!- zapytałam nieudolnie próbując zachować spokój.

- Ze mną? To ty się zmieniłaś. Byłyśmy przyjaciółkami, ale ty nie jesteś tą samą osobą. Tamta Maya nigdy by do nikogo nie celowała z broni. A teraz? Jesteś zastępcą bossa najgroźniejszego gangu w USA, mordercą, dillerem i nie chce wiedzieć czym jeszcze. Co się z tobą stało? Ja chcę tamtą Maye.- płakała dziewczyna, patrząc na mnie z niemą prośbą w oczach.

- Wiesz co się stało? - zapytałam wściekła. - Facet, który był dla mnie jak ojciec został zamordowany. Ty byłaś uprowadzona, głodzona i bita przez mordercę Mark'a. Ash, Luke i kilku innych chłopaków zostało przez niego rannych.- krzyczałam. - A wiesz czyja to kurwa wina?! Moja! Bo ten skurwiel się na mnie uwziął! Gdyby nie ja nic takiego by nie miało miejsca!

- To nie twoja wina, tylko Roberta. Wiem, że ci jest ciężko, ale nie musisz odbierać komuś życia. To nie zwróci Mark'a. Nie masz wyrzutów sumienia przez te wszystkie morderstwa?- zapytała, a ja się zaśmiałam.

- Nie mam sumienia. To jak mogę mieć wyrzuty?

- Masz sumienie. Obwiniasz się o to, że Mark nie żyje...

- To nie są wyrzuty. To jest fakt. - przerwałam jej.

- Nie okłamuj siebie.

- ZAMKNIJ MORDĘ! - wydarłam się na całe gardło. - To nie jest twoja sprawa!

- Maya...

- Mówiłam coś.- wysyczałam, wyciągając spluwę. - Jeszcze jedno słowo, a strzelę.

To jest teraz mój światWhere stories live. Discover now