Rozdział 40

7K 340 6
                                    

- Jestem! - krzyknęłam wchodząc do domu.

- Trafiłaś? - zaśmiał się Tom.

- Weź nic nie mów. - jęknęłam podczas zdejmowania butów. - Gdyby nie nawigacja w życiu bym tu nie trafiła.

Moje słowa wywołały śmiech u chłopaków.

-Nie tylko ty masz z tym problem. Wysłaliśmy Ane i Ash'a po zakupy. Ja ogarniam, że nas jest sporo, a zakupy spożywcze dla 40 osób zajmują trochę czasu, ale im to zajęło pięć godzin. - oznajmił rozbawiony Eth.

- No wiesz, doliczając kilka przerw na ruchanko, to to mogło tyle zająć. - zauważyłam, wywołując kolejny napad wesołości u przyjaciół. - Dobra później pogadamy. Jest już Luke?

- Tak, mówił, że czeka w twoim gabinecie. - powiedział Oli, za co podziękowałam mu skinięciem głowy.

Skierował się do gabinetu, gdzie bez pukanie weszłam. No bo po co pukać do własnego biura?

- Hej Luke. - przywitałam się, gdy zobaczyłam szatyna siedzącego na moim fotelu.

- Cześć Maya. - powitał mnie z uśmiechem, gdy zajmowałam miejsce naprzeciwko niego. - Widzę, że wracamy do starych miejsc. - zaśmiał się patrząc na biurko.

- W końcu dalej jesteś moim szefem. - zauważyłam uśmiechając się do szatyna i rozsiadając wygodniej na fotelu.

- Ale to nie zmienia faktu, że nie masz do mnie absolutnie żadnego szacunku.

- Czego ty ode mnie oczekujesz? - zaśmiałam się. - Przecież to oczywiste.

- Nieważne. - oznajmił i z rozbawieniem pokręcił głową. - Zawsze uwielbiałem z tobą rozmawiać, ale niestety nie mamy tyle czasu, więc przejdźmy do konkretów.

- Mam rozumieć, że jest to spotkanie w stylu boss i jego zastępca? - upewniłam się, a mężczyzna skinął głową.

Nic więcej nie mówiąc odwróciłam laptopa leżącego na biurku w moją stronę, a gdy ten się uruchomił załadowałam system.

- Gotowa. - zakomunikowałam

- Dobra, a więc zacznijmy od wczorajszego dnia.

- Po dojechaniu na miejsce kazałam kilku osobom rozłożyć komputery w sali narad, a Eth i ja poszliśmy tutaj. Pokazał mi tajny korytarz, a następnie zajęliśmy się zakwaterowaniem. Zajęło nam to godzinę, po czym zwołałam ludzi na zebranie.

- Ile czasu im dałaś na dotarcie tutaj? - zapytał

- Pół godziny. - odparłam bez wahania. - Wszyscy zdążyli. 

- Dobra, co działo się na zebraniu?

- Nie licząc małej afery związanej ze "słabą laską, która wszystkiego się boi", nic się nie wydarzyło. Rozdzieliłam ich do domów, na mejlu mam już informacje kto w jakim pokoju jest i pobrali potrzebne sobie pliki na nowe komputery.

- Byłem pewny, że nie odpuścisz akcji ze słabą laską. - oznajmił ze śmiechem. - Później nikt się już nie czepiał?

- By spróbował. - prychnęłam rozbawiona.

- Okey. Wprowadziłaś już podział na pokoje do systemu? - zapytał, ruchem głowy wskazując na tablet, przyczepiony do ściany.

- Nie zdążyłam jeszcze. - przyznałam szczerze.

- Dobra. Zrób to jak skończymy. - rozkazał, więc żeby nie zapomnieć wpisałam to do notatek na komputerze. - Pamiętaj, żeby zorganizować też zebranie dla bossów i informatyków z Kansas, Montany i NY.

To jest teraz mój światWhere stories live. Discover now