Rozdział 11

7.8K 407 6
                                    

Nie wiem ile już tak siedziałam w ciszy. Godzinę? Dwie? Dłużej? Nie mam pojęcia. Wiem jedynie, że oprócz myślenia nic innego nie robiłam.

Może i wszyscy powtarzają, że nie mam żadnych uczuć, ale to tak nie do końca prawda. Owszem nie mam wyrzutów sumienia, w dupie mam obcych ludzi i ich krzywdę, ale w tej chwili czułam, a szczerze powiedziawszy wolałabym być "bezuczuciową suką", jak to oznajmił mi mój chyba już były przyjaciel.

Boli mnie to, iż mimo całej naszej historii, tego, że zna mnie od dziecka, ocenił mnie po tym co robię... Okey nie jestem święta, i tak zdaję sobie sprawę ile już razy to powtarzałam. Można określić mnie mianem mordercy, gangstera i wieloma innymi, niekoniecznie łagodnymi słowami, które można powiedzieć na mój temat, ale prawdą jest, że dla swoich przyjaciół jestem w stanie zrobić wszystko. Zabiłabym każdego, nawet samą siebie, aby ich ocalić. Dlatego też, aż tak zależy mi na śmierci Roberta. Nie chcę i nie pozwolę, aby skrzywdził jeszcze jakąkolwiek ważną dla mnie osobę.

Moje rozmyślania przerwał dźwięk wyważanych drzwi.

- Co do chuja?!- warknęłam cicho, tak aby włamywacz mnie nie usłyszał.

W błyskawicznym tempie chwyciłam broń, która znajdowała się w mojej torbie, i po cichu skierowałam się do drzwi.

Gdy zobaczyłam kto jest tym "włamywaczem" upuściłam broń na ziemię.

- MAYA! DO CHOLERY! NIGDY WIĘCEJ NAS TAK NIE STRASZ!- wrzasnął mój chłopak gdy tylko mnie zobaczył, a następnie wziął mnie w ramiona i zaczął kręcić dookoła.

- Pojebało go?- zapytałam przyjaciół, którzy dalej stali w drzwiach.

- Chyba tak. Ja na jego miejscu zrobiłbym... A w zasadzie nie muszę być na jego miejscu, żeby zrobić Ci awanturę.- oznajmił Tom. - A więc... POJEBAŁO CIĘ DO RESZTY?! JESTEŚ TAK CHOLERNIE NIEODPOWIEDZIALNA!!! NAWET NIE WIESZ JAK SIĘ O CIEBIE MARTWILIŚMY!!! TAK CIĘŻKO JEST MIEĆ WŁĄCZONY TELEFON?!

- CHWILA!- wrzasnęłam na całe gardło, przerywając jednocześnie jego tyradę. - Możesz się na mnie nie drzeć i spokojnie wyjaśnić o co to całe zamieszanie i czemu do cholery nie mogliście normalnie otworzyć drzwi, tylko je wyważać? Tak się akurat składa, że nie były nawet zamknięte na klucz.

- O co to całe zamieszanie?!- pisnął szatyn, a ja zaczęłam się śmiać, bo brzmiał jak rozpieszczona dziewczynka, która nie dostała wymarzonej lalki na urodziny. - Nie chichraj się tylko odpowiadaj! Zamieszanie jest o to, że zniknęłaś na 6 godzin, bez jakiegokolwiek znaku życia! Twój telefon jest wyłączony, a ostatnia wiadomość jaka z niego wyszła wyglądała dość podejrzanie! Nawet nie wiesz jakiego stracha nam napędziłaś.

- Kurwa! Nie pomyślałam o tym.- przyznałam - Ale to nie powód, żeby od wyważać moje drzwi i robić nie wiadomo jaką aferę.

- Ty jeszcze kurwa afery nie widziałaś. Całą drogę uspokajałem tą trójkę, którzy najpierw oznajmili, że jak Cię znajdą całą i zdrową, zabiją gołymi rękoma, a później zaczęli panikować, co będzie jeśli Cię nie znajdziemy.- zaśmiał się Arthur, próbując rozładować atmosferę, którą puki co do się kroić nożem.

- Pfff...- prychnęłam. - Teraz widać kto mnie kocha.- zakpiłam wytykając język przyjacielowi, przez co twarze chłopaków wykrzywiły delikatne uśmiechy, a napięcie opadło. - A teraz tłumaczcie się co miały znaczyć słowa, że wiadomość wyglądała podejrzanie.

- W zasadzie to nie do końca wiemy. Dzwonił Patrick, z wiadomością, że dostał od Ciebie podejrzanego sms'a. Więc próbowaliśmy namierzyć twój telefon przez nasz system, ale nie mam pojęcia jak ty to zrobiłaś, że nawet przez naszą bazę jest prawie niemożliwy do wykrycia.- westchnął Ash, a widząc, że chce coś powiedzieć uniósł do góry dłoń, uciszając mnie.- Tak pamiętamy, że tylko Luke ma upoważnienia, które nawiasem mówiąc też nie mam pojęcia jak załatwiłaś...

- Bo jesteś głupi.- przerwałam mu, nie mogąc się dłużej powstrzymać.

Chłopak spiorunował mnie wzrokiem, ale nie skomentował mojej uwagi.

- Więc do niego zadzwoniliśmy, aby namierzył ciebie, co chwilę mu zajęło, ale w końcu powiedział nam, że ostatni raz twój telefon meldował się tutaj, więc jak najszybciej przyjechaliśmy. I nie, nie przyjechaliśmy tu wcześniej, bo skoro Patrick powiedział, że tego sms'a nie pisałaś ty, to nie wierzyliśmy, żeby porywacz czy ktoś więził Cię w Twoim stary domu.

- Może dlatego, że nikt mnie nie porwał.- zakpiłam, ale prawdę powiedziawszy, to było słodkie, że tak się o mnie martwili. - Ale wracając, rozumiem, iż teraz muszę dzwonić do Luke'a i Patrick'a, z wiadomością, że nikt mnie nie porwał?

- Dokładnie.- oznajmił Tom z promiennym uśmiechem, na co głośno westchnęłam, ale posłusznie skierowałam się do salonu, gdzie leżał mój telefon.

- Aha. Niech ktoś naprawi te drzwi, bo inaczej będziecie pilnować mojego domu 24/7, jasne?

- Jak słońce.

- Świetnie.- zaśmiałam się. - Szkoda, że dzisiaj jest pochmurno.

Nie uzyskawszy odpowiedzi, wzruszyłam ramionami i poszłam włączyć swój telefon, który momentalnie zaczął brzęczeń, sygnalizując ile osób się do mnie dobijało.

- 281 nieodebranych połączeń?! Wy naprawdę nie macie nic innego do roboty, niż stalkowanie mnie?

- No pewnie, mała. - zaszydził Ash - To nie tak, że się o Ciebie martwiliśmy...

- Oj już się tak nie fochaj.- zachichotałam.- To mega słodkie, że tak się o mnie troszczycie.

Chłopak tylko warknął, a ja ze śmiechem wybrałam numer Luke'a, bo wiedziałam, że rozmowa z nim będzie krótsza.

- Rozgośćcie się.- powiedziałam do chłopaków, czekając aż przyjaciel odbierze.

- Nie musisz prosić słonko, wiemy co robić.- zaśmiał się John, na co przewróciłam oczami.

- Cześć Luke. - przywitałam się, gdy usłyszałam dźwięk odbieranego połączenia.

- Maya?! Wszystko ok?- zapytał Luke

- Tak. Chłopcy zrobili nie potrzebny szum.

- Niepotrzebny?!- warknął.- My z chłopakami jesteśmy już spakowani i jedziemy na samolot. Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy.

- Dobra, dobra luz. Wszystko jest okey, to chyba najważniejsze, prawda?

- Masz rację.

- No właśnie, więc skoro wszystko jest ok, to nie musicie się już śpieszyć, a zakończcie wszystkie europejskie sprawy do końca za nim wrócicie.

- Wszystko jest załatwione, więc i tak mieliśmy jutro wieczorem wyjeżdżać. Po prostu przyśpieszyłaś nasz powrót o jeden dzień.

- No dobra, jak wolisz, ale przepraszam za zamieszanie.

- Luz mała. Widzimy się rano.

- Jasne. A Luke?

- No.

- Jest gdzieś obok Ciebie Pat?

- Drugim samochodem jedzie, więc musisz do niego zadzwonić.

- Dobra dzięki.

Rozłączyłam się, a już po chwili gadałam z blondynem. Rozmowa z nim była bardzo podobna, z tą różnicą, że dowiedziałam się co było takiego "podejrzanego" w mojej wiadomości. Mianowicie nikt biednemu Patrickowi nie przekazał, iż "wróciłam", przez co moje przeprosiny były dla niego nie małym szokiem. Dlatego też, wymyślił, że ktoś mnie porwał i napisał wiadomość z mojego numeru. A co najdziwniejsze, nie zauważył nic dziwnego w tym, że sms dotyczył powiedzenia prawdy Joshowi, a nie czegoś w stylu "wszystko ok, nie martw się o mnie". Gdy mu o tym powiedziałam, odwarknął coś w stylu "Przepraszam, że się o ciebie martwiłem, aż tak, iż nie pomyślałem o tym."

Ale koniec końców rozmowę skończyliśmy, na tym jak bardzo nie możemy się doczekać spotkania. Po rozłączeniu się westchnęłam z ulgą, opadając na kanapę, która znajdowała się za moimi plecami.

- Wracamy do domu?- zapytał Simon, a ja uśmiechnęłam się na samą myśl o "domu", bo prawdą jest, że w domu powinnaś czuć się bezpieczna i kochana, ja tak się czułam, ale na pewno nie w budynku, w którym przebywałam. Mój dom, był tam gdzie są moi przyjaciele.

To jest teraz mój światWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu