Rozdział 20

7.6K 386 24
                                    

POV Maya

Rano obudziłam się na godzinę przed budzikiem, ale ze względu na moje lenistwo, postanowiłam nie wstawać jeszcze z łóżka. Tym o to sposobem już od pół godziny wgapiam się w sufit.

Wczoraj po tym jak Luke strzelił focha, a Simon ogólnikowo wyjaśnił o co chodzi, nic wielkiego się nie działo. Trochę pogadaliśmy, a następnie rozeszliśmy się do swoich sypialni. 

Cieszę się, że wczoraj udało mi się pogodzić z Simonem. Na prawdę miałam już dość tych kłótni, a teraz mam o jeden problem mniej, z czego jestem cholernie zadowolona. Teraz jedyną sprawą którą muszę szybko zmienić jest mój kontakt z Joshem.

- Czemu nie śpisz?- z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego chłopaka.

- Bo już się obudziłam.- zakpiłam na co chłopak lekko się zaśmiał.

- Ktoś tu chyba wstał lewą nogą.

- Na pewno nie ja. - powiedziałam pewnie, a brunet spojrzał na mnie dziwnie. - W ogóle jeszcze nie wstałam, więc...

Simon po raz kolejny dzisiaj się lekko zaśmiał, a następnie złożył na moich ustach delikatny pocałunek.

- Dzień dobry, mała.

- Nie jestem mała. - jęknęłam. - Nawet nie jestem niska, a to, że ty jesteś takim olbrzymem to już nie mój problem.

- Wiesz mała... Nie tylko ja jestem olbrzymem. - powiedział, akcentując słowo "mała". 

- Nie obchodzi mnie teraz wzrost chłopaków.

- Mnie też nie. - odparł.

Chwilę zajęło mi zrozumienie, ale gdy uświadomiłam sobie o co mu chodzi, z uśmiechem trzepnęłam go po ramieniu.

- Zboczeniec. - zaśmiałam się, a on razem ze mną.

- Nie moja wina, że jesteś aż tak zachłanna, iż chcesz mieć dwóch olbrzymów na swoje zawołanie.

- Wiesz ty co? - zapytałam cały czas próbując opanować śmiech. - Nie gadam z takimi  zboczeńcami.

Wstałam z łóżka, aby zacząć się ubierać, bo na moje nieszczęście dzisiaj jest czwartek, więc niestety mam szkołę. Całe szczęście, że to ostatni tydzień.

- Mała nie odchodź. Twoje olbrzymy Cię potrzebują.

- A weź spadaj. - mruknęłam.

Gdy byłam już ubrana w jasne szorty z wysokim stanem i zwykły czarny top, zwróciłam się w stronę wyjścia, aby zjeść w kuchni śniadanie.

- Zostawisz mnie tutaj? Potrzebujemy Cię.

- Wiesz, mój chłopak potrafi być cholernie zazdrosny, a ja nie chcę go dodatkowo prowokować, więc ten "drugi olbrzym" musi radzić sobie sam. - zaśmiałam się i wzruszając ramionami, podeszłam do drzwi.

- Wredota.

- Ale twoja.

- Moja. - potwierdził brunet.

Z szerokim uśmiechem na ustach opuściłam pokój i schodami skierowałam się w kierunku kuchni. Jestem pewna, że jak wejdę do pomieszczenia szczerząc się jak idiotka, co ma aktualnie miejsce, będę miała tyle komentarzy do słuchania, że głowa mała. Ale niestety nie umiałam opanować uśmiechu, który sam cisnął mi się na wargi.

- Cześć wszystkim. Co na śniadanie? - przywitałam się z chłopakami przekraczając próg.

- Ty tu jesteś babą, to ty powinnaś nam robić śniadanie, a nie na odwrót. - odburknął Tom, przez co zachichotałam.

- Ktoś tu się chyba nie wyspał.

- Ktoś tu chyba miał nie tak dawno dobry seks, bo szczerzy się jak głupi. - odpyskował

- Pff. - prychnęłam. - Jak już to głupia. 

Nie widziałam sensu zaprzeczać, bo chłopaków znam na tyle dobrze, że wiem, iż nie ma znaczenia co powiem, bo oni i tak mają swoją teorię i przegadają cię tak, że sama nie będziesz miała pewności kto mówi prawdę.

- Nie zaprzeczyłaś. - zaśmiał się szatyn.

- Bo to nie ma sensu. Ty i tak, byś mi nie uwierzył, że nic nie robiłam.

- A kto by w to uwierzył? - zapytał 

- Sugerujesz coś?

- Oczywiście. Sugerujesz, że jesteś wymarzoną laską dla większości facetów. No bo kto by nie chciał laski, która nigdy nie odmawia seksu.

- Oj uwierz, że odmawia. - usłyszałam rozbawiony męski głos, więc odwróciłam się w tamtą stronę, gdzie zauważyłam Simona opierającego się o framugę.

- Co naszą Meyeczkę boli główka. - zaśmiał się Tom

- Nie, zwykle po prostu karze spierdalać, albo wychodzi. - do wybuchu radości dołączył mój chłopak. - Ale jak ma ochotę to...

- STOP!- przerwałam głośnym głosem, a następnie zwróciłam się do bruneta - Nie żeby coś, ale jeszcze wczoraj, zachowywałeś się jak zazdrosny kutas, a teraz gadasz o tym jaka jestem w łóżku... I to ma być normalne? Zresztą ty nie lepszy. - zwróciłam się do szatyna. - Aż tak długo nie ruchałeś, że możesz pogadać nawet o umiejętnościach łóżkowych swojej przyjaciółki, byleby tylko rozmawiać o seksie? Jesteście pojebani, a ja naprawdę nie mam ochoty słuchać o tym, jak oceniacie moje zdolności.

Po moich słowach zapanowała cisza, a chłopcy spojrzeli po sobie, po czym wybuchnęli głośnym i szczerym śmiechem.

- Dobra mała, wyluzuj. Pogadamy o tym jak ciebie nie będzie. - zaśmiał się Simon, czym zarobił mój karcący wzrok.

- Ty już lepiej nic nie gadaj, bo jeśli nie wiesz, to pragnę cię uświadomić, że to może się skończyć w ten sposób, iż będziesz ruchał tyle co nasz przyjaciel. - mówiąc to wskazałam na rozbawionego Tom'a. - Czyli wcale.

- Maya, no okey, przepraszam, ale się już nie wściekaj. 

Słowa bruneta, wywołały jeszcze większe rozbawienie, tym razem nie tylko Tom'a, a już w zasadzie wszystkich mieszkańców tego domu.

- Czyli wszystko wróciło do normy. - zaśmiał się Luke. - Simon wrócił pod pantofla Mayi.

- Nie noszę pantofli, idioto. - odpyskowałam, co wywołało kolejny napad śmiechu.

- Wybacz. Nie znam się na tych waszych butach. Szczerze to nawet nie wiem jak wyglądają pantofle. Pozwól, że się poprawię. - poprosił żartobliwie się kłaniając przede mną. - Simon wrócił pod szpilkę Mayi. Lepiej mała?

- Oczywiście. - zaśmiałam się. - Ale teraz byłabym wdzięczna, gdybyście skończyli o mnie gadać, a w zamian mogę wam nawet zrobić śniadanie.

I jak zza odjęciem magicznej różdżki, chłopcy przeszli na inne tematy, głownie związane ze sportem. Nie chciało mi się słuchać o piłce nożnej, więc zgodnie z obietnicą zabrałam się za przygotowywanie posiłku.

- Aha Maya. - zawołał mnie Luke, więc odwróciłam się w jego stronę.

- No?

- Zapomniałem Ci powiedzieć, dzisiaj o 20 spotykamy się z jakimiś gostkami, którzy chcą do nas dołączyć. Jedzie 10 naszych ludzi. Nasz dwójka, Simon, Ash, Tom, Arthur, Patrick, John, Sam i Aaron. 

- Tak w środku tygodnia. - jęknęłam. - Zero odpoczynku.

- No niestety. Później jeszcze obgadamy szczegóły.

- Jasne. - zgodziłam się i już bez przeszkód mogłam zabrać się za robienie śniadania.


To jest teraz mój światWhere stories live. Discover now