Rozdział 17 (II)

15.2K 873 45
                                    

Wstałam w dość dobrym humorze. Dzisiaj miałam zabrać chłopaka do pewnego miejsca, gdzie spędzałam z mamą dużo czasu. Po zjedzonym śniadaniu przebraliśmy się i wybraliśmy na zakupy.
Kupiliśmy coś na obiad, kilka słodyczy.

- Luke? - zapytałam, wsiadając do samochodu. - Chciałabym o coś zapytać - poprawiłam się na fotelu, patrząc na bruneta, zwróconego w moim kierunku.

- Tak, skarbie? - spojrzał na mnie, wyczekując pytania i sięgnął po kluczyki.

- Chciałbyś gdzieś ze mną dzisiaj pojechać? - spoglądnęłam kątem oka na niego. - Nie nalegam.

- Zależy - wyjechał z zatłoczonego parkingu. - Gdzie chciałabyś mnie wywieźć? - uśmiechnął się lekko. - Nie znam za bardzo okolicy i nie wiem, do jakich czynów jesteś zdolna.

- Niespodzianka - oparłam się o drzwi plecami i patrzyłam na Luke'a, który wypuścił głośno powietrze i pokręcił bezradnie głową.

- Ale to coś złego? - zapytał, patrząc na mnie, a potem wrócił wzrokiem na jezdnię.

- Nie - zaprzeczyłam i zaczęłam się śmiać. - Tylko musiałbyś ty jechać, bo tata będzie w pracy i nie mam samochodu.

- Okey, nie ma sprawy - położył rękę na moim udzie. - Przemyślałaś już czy wracasz do Nowego Yorku?

Kurwa.

Nabrałam więcej powietrza do ust i spięłam się na jego pytanie, co pewnie zauważył, bo spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.

- Jeszcze nie - zamknęłam na dłuższą chwilę oczy, a gdy otworzyłam je, chłopak już na mnie nie patrzył. Widziałam, że oczekiwał innej odpowiedzi, ale nie potrafię podjąć racjonalnej decyzji.

- Pamiętaj, że nie naciskam. Zrozumiem, jeśli zostaniesz tutaj, ale nie ukrywam, że byłbym najszczęśliwszy, jakbyś wróciła ze mn - pocałował mnie przelotnie, po czym skupił się na drodze. Dzięki tym słowom i gestowi poczułam, że mam wsparcie i chłopak naprawdę jest ze mną na dobre i na złe. Właśnie tego potrzebowałam, aby ktoś mi powiedział, że nie będzie wściekły, jeśli wybiorę jedną z opcji.

************

Po południu zaczęłam szykować się do wyjścia. Ubrałam czarną zwiewną koszulę, białe spodnie i do tego trampki.

- Jesteś już gotowa? - zawołał Luke, niecierpliwiąc się. Jego

- Już schodzę - opowiedziałam, robiąc ostanie poprawki. Po czym zeszłam na dół i zobaczyłam opartego o blat bruneta, który właśnie wyjadał ciastka.

- Dochodzisz, powiadasz - w momencie ciastka przestały mieć znaczenie i podszedł do mnie, łapiąc mnie w talii. - Uwielbiam ten zapach - wymruczał w moją szyję.

- Masz dwie opcje albo wybierzesz się do laryngologa, albo seksuologa - zabrałam telefon ze stolika.

- Wolę do seksuologa, może coś mi podpowie na temat - uśmiechnął się łobuzersko, wyczekując tylko na moją reakcję.

- Nie kończ! - wyciągnęłam do przodu rękę, a później zatkałam sobie uszy, kiedy zaczął mówić o różnych rzeczach, których nie miałam ochoty słuchać.

On robi mi na złość.

- To jeszcze odwiedź psychiatrę - usmiechnęłam się szeroko, a ten spojrzał na mnie jak na debilkę. To on miał być debilem.

- Razem pójdziemy - odpowiedział dumnie. - Do seksuologa.

- Stop! - uderzyłam się z otwartej ręki w czoło, będąc zrozpaczona moim towarzyszem. - Chodźmy już.

- Ile można się ubierać? - wziął kluczyki i chwycił mnie za rękę.

- I do tego makijaż - dodałam.

- Dlaczego z kobietami zawsze są jakieś problemy? - westchnął, a ja w tym czasie, kiedy narzekał, zamknęłam dom i wsiedliśmy do auta. - Prowadzisz? - zapytał, pokazując kluczyki.

- Mogę? - wzięłam mu je z ręki, pocałowałam w policzek i zamieniliśmy się stronami.

- Tylko uważaj na moje maleństwo - powiedział, zapinając pasy. - Zapomniałem kasku i ochraniaczy! - wydarł się, kiedy wyjechałam na ulicę. - Boże, żeby to nie była moja ostatnia jazda - złożył ręce, jak do modlitwy.

- Jest w dobrych rękach - rzuciłam mu kpiące spojrzenie. - Nie będzie źle, po prostu została ci tylko modlitwa.

*********

Po dziesięciu minutach zaparkowałam na jednym z parkingów. Chłopak pogratulował mi, że nic nam nie zrobiłam.
Wysiadłam z auta, chwytając Luke'a za dłoń i prowadząc do miejsca, które było dla mnie wyjątkowe. Dotarliśmy to małego budynku, wyjęłam z torebki klucze i włożyłam do zamku. Bez najmniejszego problemu udało mi się, otworzyć drzwi. Weszliśmy do środka, podłoga pod nami zaczęła skrzypieć.

- Gdzie my jesteśmy? - zapytał w końcu Luke, rozglądając się we wszystkie strony.

- Tu moja mama malowała - otworzyłam drzwi, a naszym oczom ukazało się mnóstwo obrazów. Podeszliśmy do każdego z osobna.

- Nie mówiłaś, że twoja mama malowała - chłopak przyglądał się im z zaciekawieniem.

- Tylko ja, mama, tata i Cody o tym wiedzieliśmy. Mama była skromna, nie chwaliła się niczym. Tata po jej śmierci przyjeżdżał tutaj codziennie. Jest to niedaleko naszego domu, więc w każdej chwili można tutaj wpaść. Mama codziennie po pracy tutaj przychodziła i malowała. Chcieliśmy sprzedać obrazy i ten budynek, który mama odziedziczyła, ale tylko to nam po niej zostało - zamknęłam oczy i wdychałam ten sam zapach farb co dziesięć lat temu. Wszystko zostało tutaj takie same. Wyobraźnią przeniosłam się do dni, które tutaj spędzałam. Cudowne chwile, które na zawsze pozostaną mi w pamięci.

- Piękne są - widziałam, że najbardziej spodobał się mu ten, na którym byłam ja. - Kto to? - zapytał, pokazując na niego.

- Zgadnij - uśmiechnęłam się i podeszłam do niego, oplatając ręce wokół jego tali i przyciskając głowę do jego boku.

- Nie mów, że ty? - patrzył raz na obraz raz na mnie. Wyraźnie szukał podobieństwa i uśmiechał się lekko. To cudowny widok, kiedy osoba, którą kochasz, patrzy na ciebie z takim zaciekawieniem i jest widocznie zauroczony tym widokiem.

- To ja, miałam tutaj z sześć lat. Pamiętam, że było to lato. Bawiłam się tutaj za domem - wskazałam na jedno z okien. - Mama jak zwykle malowała. Po dwóch tygodniach pokazała mi gotowy obraz.

- Nie chciałaś sobie go wziąć?

- Myślałam o tym. Jednak chcę, żeby tu został. - przytuliłam się do jego boku. - Aha! Zapomniałabym - podeszłam do szafy z boku i wyjęłam obraz. - To ja namalowałam miesiąc przed jej śmiercią, była już wtedy słaba, wierzyłam, że wyzdrowieje. Namalowałam jej to, aby wiedziała, jaką ją zapamiętam i żeby pokazać, że jestem przy niej - na obrazie narysowałam mnie i mamę, która jest uśmiechnięta i przytula mnie i Codiego.

- Odziedziczyłam talent po niej, ale i tak nigdy nie będę robić tego z taką pasją, jak ona - powiedziałam, czując mokry pocałunek na moim czole.

Cudowna chwila, w której mogłam poczuć, że są ze mną wszyscy, na których mi zależy.

- Dobra już chodźmy, bo zaraz się rozrycze - mrugałam szybko oczami, by nie dać uwolnić się łzom. Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się do samochodu.

- Ja poprowadzę - rzucił Luke, biorąc ode mnie kluczyki.
- Okey - potwierdziłam głową, zgadzając się z chłopakiem.

________
Trochę może nadrobię przez ten weekend, ale też nie za wiele, ponieważ dzisiaj czeka na mnie nauka, a jutro niestety nie będzie mnie w domu, ale jeden na pewno się pojawi dzisiaj i jutro

Do zobaczenia 😍

Kocham Cię Wariacie Where stories live. Discover now