Rozdział 27 (II)

12.9K 775 40
                                    

Czekam już dobrą godzinę. Nikt nie chce mi powiedzieć o niej. Dlaczego ona?

- Luke? - podszedł do mnie ojciec dziewczyny, wyraźnie zmęczony i zaniepokojony.

- Dzień dobry - uniosłem wzrok i przywitałem się z nim. Dokładnie przyjrzałem się mężczyźnie, który na gwałtowny ruch, syknął i dotknął się obolałych żeber.

- Co ty tutaj robisz? - zapytał wyraźnie zdziwiony, dosiadając się obok.

- Przyjechałem, dzwonili wczoraj do mnie - oparłem łokcie na kolanach i przetarłem dłońmi twarz. Chciało mi się spać, ale nie mogłem. W każdej chwili dziewczyna mogła się wybudzić i chciałem być obok.

- Nie trzeba było. Jesteś zmęczony. Powinieneś iść spać - powiedział zmartwimy, a ja tylko rzuciłem mu obojętne spojrzenie.

- Nie, zostanę tu, aż się nie obudzi - zapewniłem, a on tylko kiwnął twierdząco głową, jakby się zgadzał.

- Można wejść - usłyszałem kobiecy głos, przez co szybko zerwałem się z krzesła.

- Idź synu - poklepał mnie jej ojciec. - Ja przyjdę później.

Wszedłem do sali, w której leżała Nicola. Wyglądała słodko i niewinnie pomimo tych wszystkich kabli i urządzeń. Usiadłem obok niej, biorąc jej rękę i całując. Jej ręka była sina od wbijanych igieł, ale ciepła. Moja księżniczka miała zamknięte oczy, spała tak po prostu.

- Musisz być silna - mówiłem do niej, wiedząc, że i tak nic nie powie.

Nie to jakiś sen. Chcę się obudzić.

Siedziałem z nią cały dzień. Nie opuszczałem na krok. Nawet nic nie jadłem. Siedziałem i czekałem. Tata Nicoli przynosił mi coś do jedzenia, ale nie chciałem. Nie mam ochoty na żadne żarcie.
Nagle poczułem jak jeden palec, a nawet cała ręka drży. Tak jak wtedy, gdy ją dotykam. Jej powieka się ruszyła, lekko. A może to moje wymysły. Znowu poruszyła ręką. Niemożliwe. Dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się panicznie po sali. Aż jej wzrok trafił na mnie. Tęskniłem za jej spojrzeniem. Nagle zaczęła się krztusić, nie mogła oddychać. To działo się tak szybko. Zacząłem panikować. Przybiegła pielęgniarka, która monitorowała ją. Ściągnęła jej maseczkę i kazała powoli oddychać. Dziewczyna z czasem przyzwyczaiła się do oddychania. Było lepiej, jej oddech się poprawił. Do sali wszedł lekarz, który podszedł do bladej dziewczyny i zaczął badać.
Patrzyłem przez szybę drzwi. Po chwili lekarz wyszedł i uśmiechnął się do mnie. Przełknąłem głośno ślinę, mając nadzieję, że powie mi, że jest dobrze.

- Może pan wejść - poznał gestem ręki, a ja bez zastanowienia ruszyłem do środka.

- Wyspałam się wreszcie - zaśmiała się, sięgając po szklankę.

- Dopiero co się obudziłaś i już żartujesz sobie. Wiesz, jak się o ciebie bałem - podałem jej szklankę wody i pomogłem napić.

- Już jest okey, jak widać - wypuściła głęboko powietrza. - Co z tatą i Codym? - zapytała cicho.

- Z twoim tatą nic, lekko potłuczone żebra, a Cody chyba też nic. Badania mu robili dzisiaj.

- Okey, a skąd się tu wziąłeś? - zapytała, marszcząc brwi.

- Przyjechałem rano - pocałowałem ją w czoło.

- Nie spałeś, prawda? - patrzyła na mnie z wyrzutami.

- Bo ty nadrabiałaś za mnie - uśmiechnąłem się lekko, a ta podniosła lekko kąciki ust do góry. Była zmęczona, widziałem to, ale udawała, że ma siłę ze mną rozmawiać.

- Bardzo śmieszne. Chciało ci się tu przyjeżdżać? - zapytała, patrząc swymi niebieskimi oczami na mnie.

- A co miałem cię zostawić?

- No nie, ale mi się nic nie dzieje - ułożyła sobie ręce na brzuchu.

- Miałaś wypadek i nic ci się nie dzieje - zmarszyłem czoło. - W takim razie czym tutaj leżysz?

- Mogę poczuć się jak księżniczka. Jedzenie do łóżka, poduszeczki mi poprawiają.

- Jesteś niemożliwa - pocałowałem ją w czoło i położyłem dłonie na jej rękach.

- Wiesz co? Śniło mi się o mamie i o tobie.

- Coś złego?

- Nie, chyba nie. Widziałam was, ale nie mogłam do was podejść i was dotknąć. To było koszmarne - westchęnęła. - Nie wiem, dlaczego akurat ty i mama.

- Wiesz, we śnie jest przeważnie tak, że nie możesz dotykać innej osoby, ani biec, chociaż chcesz tego.

- To było dziwne - przyznała. - Cieszę się, że jesteś.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też, Luke - nachyliłem się i złączyłem nasze usta, co wywołało u pielęgniarki uśmiech.

***********
"Oczami Nicoli"

Stałam przed światłem. Po jednej stronie była moja mama, a po drugiej Luke. Oboje wyciągali do mnie ręce. Podeszłam kilka kroków. Spojrzałam w ich oczy. Nie mogłam się zdecydować. Chciałam mieć ich oboje. Podeszłam do mamy, co oznaczało śmierć i bycie z mamą. Z drugiej strata mamy, ale bycie z Lukiem. Wyciągnęłam obie ręce w och kierunku, ale w pewnym momencie mama zniknęła. A przed moimi oczami pojawiła się ciemność, a później światło. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie były łóżka i szafeczki. Na suficie wisiały lampy. Rozglądałam się nerwowo, po czym natrafiłam na jakąś postać.

- Luke - pomyślałam. Nie mogłam oddychać, moje gardło było suche. Miałam w nim ogromną kulkę, przez którą nie mogłam, nic powiedzieć ani oddychać.

Po chwili wszystko ustało. Przyszedł lekarz, zbadał mnie i znowu wszedł Luke. Rozmawialiśmy chwilę, po czym pocałował mnie.

*******
Przez kolejne trzy dni byłam w szpitalu na obserwacji. Luke był ze mną, aż nie wyszłam z niego. Po południu pojechał do domu, ponieważ miał rocznicę śmierci taty. Wróciłam do domu zmęczona, jedzenie szpitalne i zapach, którego nie nienawidzę, musiałam znosić cztery dni. Za tydzień jedziemy do Nowego Yorku. Ja nadal nie jestem pewna swoich planów. Codziennie śni mi się ten sam sen z mamą i Lukiem. Nie wiem, jak mam do interpretować. Czuję, że mama chce mi coś powiedzieć.
Moja ręka nadal pozostaje w gipsie przez najbliższe sześć dni. Strasznie utrudnia mi ona funkcjonowanie, ale takie przeszkody spotkam jeszcze na swojej drodze. 


___________

Powoli zbliżamy się do końca i jeśli mi się uda, to w ten weekend skończę 2 część i biorę się za następną.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale 😘

Kocham Cię Wariacie Where stories live. Discover now