Gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, że urodziny Remusa były tak naprawdę jedną z ostatnich sytuacji w tym roku szkolnym, która umożliwiła nam swobodne przebywanie w swoim towarzystwie, lecz dopiero upływ czasu, jaki nastąpił po wieczorze na Wieży Astronomicznej pozwolił mi odczuć, jak bardzo nie zdawałam sobie sprawy z konsekwencji tej wstrzemięźliwości. Przyzwyczajona do pełnych ciepła i sielskości jesiennych wieczorów, wykreślałam jedynie kolejne dni, oddzielające mnie od czerwca. Cały ten czas i tak znacząco skróciłam, bo linią graniczną wyznaczyłam datę ostatniego egzaminu, który typowałam na, mniej więcej, dziesiątego czerwca.
Minęła więc zatem kolejna pełnia, której nadejście poprzedzało moje zdenerwowanie i zirytowanie. Po raz wtóry trwałam cierpliwie w pokoju wspólnym, odganiając na bok zmęczenie, tkwiąc w zawieszeniu i pomstując na ten, wyjątkowo piękny i majestatyczny, lśniący księżyc.
Na tego odległego, nocnego strażnika, który nie pozwalał Remusowi wieść życia bez bólu i cierpienia.
– Wiesz, co jest okropne, Roweno?
– Obawiam się dalszej części twojej myśli.
– Że ja uwielbiam kosmos. – Wyprostowałam nogi i poprawiłam koc o grubym splocie, przykrywając się nim szczelniej, mimo płonącego w kominku ognia. – Naprawdę kocham astronomię. To jest kolejna, prawdziwa magia. Odległa i tajemnicza. Nie bez powodu ludzie uwielbiali tworzyć dziesiątki bóstw dla planet i gwiazd. Nie bez powodu nazywali gwiazdozbiory. A przecież mnóstwo bogów władających magią powiązanych jest z niebem. Z księżycem właśnie.
Zacisnęłam usta i oparłam głowę o fotel. Przesuwałam wzrokiem od zafrasowanego oblicza Ravenclaw do rozjarzonego światłem księżyca okna, a potem z powrotem i tak w kółko. W nieskończoność.
Wieża, księżyc, Rowena i ja. Zestaw idealny do trudnych rozmów.
– A księżyc to jeden wielki problem.
– Czy to nie ty przypadkiem wspominałaś Remusowi Lupinowi, że każda faza księżyca może być piękna? – Skrzyżowała z wyrzutem ramiona na piersi, pijąc do rozmowy, o której jej opowiadałam.
– Tak. Jeśli będziemy je spędzać razem. – Wycelowałam różdżką w sufit i wprawiłam w ruch połyskujące w oddali konstelacje; wedle mojego życzenia, zaczęły się poruszać, wolno i leniwie, zaburzając spokojną taflę granatowego nieba.
– Trafiliście na siebie w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
– A może właśnie właściwym? – mruknęłam, wciąż czarując.
– Co przez to rozumiesz?
Uniosłam się lekko i machnęłam dłonią z czarną rękawiczką przed nosem, chcąc na nią zwrócić uwagę Ravenclaw. W świetle kominka błysnęły mi srebrne inicjały, wyhaftowane przy jej krawędzi.
– Roweno, ile tak naprawdę wiesz o mojej babci?
– Niewiele – odrzekła zadumana, a ja wciąż, po tylu latach, nie mogłam się nadziwić, jak każdy jej ruch i gest emanował majestatem i wdziękiem. – Obserwacje, jakie prowadziłam nie oznaczały spoufalenia się. Z pewnością nie w takim stopniu, jak my, droga Inaresso.
– Ha, jestem w czymś lepsza od babki.
– Zważ na słowa. – Pogroziła mi palcem.
– Czyli niewiele mówiła o sobie?
– Niewiele. Skąd ta dociekliwość?
Zawahałam się.
Jeśli babka nie poradziła się tak znamienitej postaci, jak Rowena Ravenclaw, mając tę możliwość tuż pod nosem, z pewnością miała jakiś powód. Wierzyłam w to. Na pewno nie zignorowałaby porady od jednej z założycielek Hogwartu. Postanowiłam zatem zawierzyć jej intuicji i nie poruszać tematu jasnowidzenia z Roweną.
YOU ARE READING
CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}
Fanfictiono słońcu i pełniach księżyca. o lawendzie, kawie, muzyce klasycznej i remusowych sweterkach. o różowych włosach, Ognistej Whisky i łamaniu szkolnego regulaminu. o przeznaczeniu, odnajdywaniu własnej drogi i usamodzielnianiu się. o miłości przede wsz...