Weszłam do klasy razem z Cath i Penelopą i rozejrzałam się uważnie. W środku siedziało już kilkoro uczniów, ale wciąż brakowało Olivera Wooda i największego prymusa, Percy'ego Weasleya. Poczułam, jak Penny wyrywa się, by zająć pierwsze ławki dla siebie i rudowłosego Gryfona, na co Cath wywróciła oczami.- Nie ma mowy, siadamy z tyłu - mruknęłam jej do ucha, na co przystała z ochotą. Zajęłyśmy miejsca za Randolphem, Grantem i Duncanem, którzy okręcili się na swoich krzesłach.
- To co, dziewczyny? Dzisiaj wieczorem imprezka z okazji nowego i ostatniego roku szkolnego? - zapytał Grant, wyszczerzywszy zęby.
- Czy ona przypadkiem nie była wczoraj? - Uniosłam brwi.
- Nie było cię - obruszył się Grant.
- Tylko jeśli zaprosimy Gryfonów. - Cath założyła nogi na ławce.
- Niby kogo? - prychnął Duncan. - Jego? - Wskazał kciukiem wchodzącego do klasy Weasleya. Prefekt naczelny wydawał się zadzierać nosa jeszcze wyżej niż zazwyczaj. Cath parsknęła śmiechem, bo Penelopa gwałtownie pomachała do niego ręką.
- Nie, ale tego za nim owszem.
Do sali wsunął się Oliver, jeszcze bardziej opalony i umięśniony niż go zapamiętałam przed wakacjami. Musiał naprawdę dużo trenować w quidditcha, żeby osiągnąć takie efekty. I pewnie nie zjadł ani grama cukru.
Zerknęłam na przyjaciółkę; wyprostowała się i zmierzwiła krótkie włosy, nadając im zadziornego wyglądu. Nie uszło to uwadze naszych kolegów z domu.
- Cath, lecisz na Wooda? - Randolph wyszczerzył się głupkowato.
- Zamknij się, Burrow, bo, na Rowenę, przysięgam, że wepchnę ci jaja ważki prosto w dupę. I koniec z dostawą zioła.
Drzwi klasy zamknęły się i do środka wszedł nauczyciel.
Obserwowałam go uważnie jak przechodził między ławkami i witał nas uśmiechem. Miał zmęczoną, choć wciąż jeszcze młodą twarz i niezwykle gęste, brązowe włosy. Przeczesywał je nerwowym ruchem, gdy wyjmował listę obecności z biurka. Na odsłoniętych nadgarstkach dostrzegłam jasną, podłużną bliznę; podobnych takich miał kilka na twarzy. Kiedy podnosił głowę, zmrużyłam oczy, by przyjrzeć mu się bardziej. Jego sweter miał naprawdę ładny, ciemnożółty kolor.
- Raven, Inaressa.
- Jestem, panie profesorze.
Spojrzał w moim kierunku. Podniosłam oczy i wychyliłam się zza Duncana.
Zastygłam w bezruchu.
To był on.
To jego oczy śniły mi się już trzecią noc.
Nie mogłam się mylić. Patrzyłam w te oczy całymi nocami. Były dokładnie takie same, jak u wilkołaka. Profesor Remus Lupin miał te same przejrzyste, lśniące bursztynem tęczówki. I tak samo miękkie, ciepłe spojrzenie. Tak samo spokojną twarz. Wszystko do siebie pasowało, od tych oczu, przez blizny, usta i włosy. Wszystko było ze sobą połączone w jedną całość.
Gapiłam mu się prosto w oczy przez dobrych kilka sekund.
- Inaresso? Dobrze się czujesz?
Wyrwał mnie z otępienia — nawet głos miał łagodny. Uspokajający.
Roweno. Merlinie. Ktokolwiek.
Czy straciłam rozum?
- Jestem... - bąknęłam niemrawo. - Znaczy... tak, wszystko w porządku... nic mi nie jest... Obecna.
![](https://img.wattpad.com/cover/195637284-288-k917400.jpg)
YOU ARE READING
CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}
Fanfictiono słońcu i pełniach księżyca. o lawendzie, kawie, muzyce klasycznej i remusowych sweterkach. o różowych włosach, Ognistej Whisky i łamaniu szkolnego regulaminu. o przeznaczeniu, odnajdywaniu własnej drogi i usamodzielnianiu się. o miłości przede wsz...