🌕✨ XXXIII. Zapisane w gwiazdach

1.6K 98 1K
                                    

Z końcem dnia spędzonego na regeneracji magicznymi specyfikami pod czujnym okiem pani Pomfrey, czułam się znacznie lepiej niż tych kilka godzin wcześniej. Eliksir Pieprzowy uśmierzył nieznośny ból gardła i zbił gorączkę, tak więc z czystym sumieniem, całkowicie wygrzana, wskoczyłam w miodowy sweter Remusa i dziękując z całego serca najwspanialszej pielęgniarce, wyszłam na obleczony już wieczorową porą korytarz.

Wspinałam się wolno schodami, zatrzymując co jakiś czas i oddychając głęboko. Dzisiejsze godziny odpoczywania, a także wszystkie poprzednie dni, które – przeciwnie – były nad wyraz intensywne, wybiły mnie z rytmu. Z niezdolną do powstrzymania tęsknotą minęłam trzecie piętro, wpatrując się w odlegle majaczące drzwi gabinetu Remusa, i podążałam dalej, idąc wzdłuż szepczących między sobą portretów.

Byłam wdzięczna za wiadomość, jaką przez Penelopę przesłał Snape, łaskawie przesuwając termin naszego pierwszego spotkania na poniedziałek. Błyskotliwie i całkowicie uprzejmie zauważył, że zapewne nie miałby dziś ze mnie żadnego pożytku, a ja połowicznie musiałam przyznać mu rację. Cierpliwość i hojność Mistrza Eliksirów i tak przekroczyła już dozwoloną granicę, i nadużycie jej na bezcelowe wpajanie mi do głowy receptury najważniejszego eliksiru mojego życia mogłoby z miejsca przekreślić mój plan na lawendę.

A efekt tego planu musiał być idealny.

Pokój Wspólny Krukonów dawno nie rozbrzmiewał tak różnorodną plątaniną dźwięków. Pomieszczenie powitało mnie przytulną aurą płonącego wesoło kominka, rozgadanymi uczniami młodszych klas, prawdopodobnie drugich i trzecich, i głośnym śmiechem moich przyjaciół. Ci ostatni okupowali namiętnie największą, granatową kanapę, pół stolika zastawionego błyszczącymi szklankami i mój ulubiony fotel tuż pod portretem zniesmaczonej Roweny, rzucającej krzywe spojrzenia na chichoczących chłopców.

– B-B-Barcelonaaa! – zawył dość soczyście i jednocześnie niewyraźnie Grant. Obejmował ramieniem oblanego kwiecistym rumieńcem Randolpha, który ściskał w bladej dłoni kieliszek, w jednej trzeciej wypełniony bursztynowym płynem. – Gdzie żeś się podziewała cały dzień?!

– To jakiś nowy styl muzyczny? – zakpiłam. – „B-B-Barcelona?"

– Szszszukaliśmy cię absolutnie wszędzie – zapewnił mnie Duncan, podbiegając do mnie ochoczo i wieszając na szyi tak blisko, że momentalnie owinął mnie duszący zapach Ognistej Whisky. – Wszyscy byli zawiedzeni twoją nieobecnością.

– Uwielbiam, jak oni się tak ładnie wysławiają, kiedy są totalnie napruci. – Uśmiechnęłam się szeroko do siedzącej na podłodze Cath.

– Zaczęli zaraz po zajęciach – poinformowała mnie przyjaciółka i po jej skupionym na kawałku pergaminu wzroku poznałam, że jej udział w tej masowej degrengoladzie był o wiele mniejszy. – Flitwick, Lupin, McGonagall i Sprout przypomnieli nam dziś, że zostały nam dwa miesiące czystej nauki do owutemów, bo przez ostatnie dwa tygodnie przed egzaminami i tak już się niczego nie nauczymy. Chłopcy się załamali.

– Gdyby nie nasze regularne kary, zabrałabym się za powtórkę właśnie w te ostatnie dwa tygodnie – mruknęłam, pozbywając się ciężaru Duncana i spychając go na kanapę, na której chichotali Grant i Randolph.

– To samo powiedziałam profesorowi Lupinowi – chrząknęła i uniosła wymownie brwi, a ja poczułam przyjemny, ciepły prąd, przeszywający moje ciało na dźwięk nazwiska Remusa – ale on szedł twardo w zaparte, że takie zdolne umysły, jak nasze, na pewno nie zostawiłyby tylu rzeczy na ostatnią minutę.

– Z tego Lupina to fajny nauczyciel jest – wtrącił się Grant, przechylając nad oparciem kanapy i wpychając twarz między mnie i Cath. – Nauczył mnie więcej niż wszyscy inni razem wzięci.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang