🌕✨ XVI. O krok za daleko

2.4K 147 743
                                    

(przy gwiazdce w komentarzu odnośnik do utworu; polecam, bo nie ma drugiego, z którym byłabym tak emocjonalnie związana. na zakończenie tego rozdziału)


Wystarczyły dwa popołudnia u Remusa oraz przygotowywane przez niego herbaty i regularne porcje Eliksiru Pieprzowego od pani Pomfrey, bym poczuła się o wiele lepiej. Podejrzewałam, że bardziej postawił mnie na nogi sweter Lupina, którego użyczył mi na ten czas, przesiąknięty lawendą i zapachem, który ciężko było mi zidentyfikować, ale który bezsprzecznie utożsamiałam z nim samym. Siedząc w miodowym sweterku, chowając nadgarstki w za długich rękawach i wtulając się w niego, czułam jak moje zmęczenie mija.

Przed pierwszym weekendem grudnia profesor Flitwick zebrał całą naszą szóstkę wraz z Grantem, Randolphem, Duncanem i Penelopą w jedno miejsce przy piątkowym śniadaniu. Obawiając się, co tym razem przeskrobaliśmy, jedliśmy w milczeniu, śledząc oczyma opiekuna. Nim ku nam podszedł, rozmawiał żywo z McGonagall, Sprout i Snapem.

- Nawet nie zdążyliśmy jeszcze niczego odjebać - burknął Grant, dźgnąwszy uprzednio widelcem smażony bekon na swoim talerzu.

- Wszystko już przyszykowane na jutro, cała ekipa zebrana... - westchnął Duncan.

- Jeśli nas przyskrzynią, to rzucę się z Wieży Astronomicznej.

Trzepnęłam każdego z nich delikatnie ręką po głowach.

- Przestańcie marudzić. Nic się nie dzieje. Nasza jutrzejsza zimowa impreza wciąż aktualna.

- Ty się lepiej znów nie rozchoruj. Przeszedł ci już katarek?

- Pewnie tak, patrz, ubiera się jak bałwanek.

- Ale ten żółty sweterek bardzo ci pasuje do włosów, Ness - pochwalił Grant. - Rogerowi chyba też się podoba, ale jego urażona duma nie pozwoli mu tego przyznać.

Jak na komendę spojrzeliśmy wszyscy w lewo, gdzie kilka metrów dalej siedział Roger Davies wraz z Michaelem Cornerem i Cho Chang. Wychyliłam się, by złapać twarz kapitana drużyny, i skrzyżowałam z nim spojrzenia, unosząc lekko brwi. Roger zmieszał się, odwrócił szybko ku przyjaciołom i na powrót podjął grę, w której udawał, że nie istnieję.

Zdradzały go jedynie zaczerwienione uszy.

- Biedny chłopak - skwitował bez cienia współczucia Randolph.

- Nieładnie go olałaś miesiąc temu, w Hogsmeade. - Grant pogroził mi bekonem.

- Myślałby kto, że po poprzednich Walentynkach będziecie parą, a tu klops.

- Możesz mówić co chcesz, ale my wiemy swoje. Charlie Weasley dalej na pierwszym miejscu.

- Jesteście głupsi niż gumochłony - westchnęła Cath.

Obserwowała spode łba stół Gryfonów.

- Ty nie bądź taka cwana, podrywasz wroga.

- Powinnaś wylecieć z drużyny - oznajmił oskarżającym tonem Duncan.

- Dziwię się, że Roger cię nie wywalił.

- Nie wywalił jej, bo jest przyjaciółką Ness. Wciąż liczy, że się wkupi w łaski...

- Biorąc pod uwagę wasze kapitańskie zapędy dziwię się, że jeszcze żadna z was nie wyrwała Cedrika Diggory'ego.

- Hola hola, jest na mojej liście! - Cath uniosła rękę w geście sprzeciwu.

- No to jutro będziesz miała okazję, by się wykazać. Diana go zaprosiła.

Niestety, wszystkie piątkowe marzenia o sobotnim przyjęciu przerwało pojawienie się Flitwicka, a wieści, jakie ze sobą przyniósł, utemperowały nas na całą resztę dnia.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Where stories live. Discover now