🌕✨ XXIX. Niepokój

1.6K 104 812
                                    

Nim nastał świt, niebo rozświetliły pierwsze zaspane promienie wschodzącego słońca. Po horyzoncie rozlała się mieszanka brzoskwiniowych i lawendowych pasm, tworząc piękną pastelową paletę. Brzask przyćmił ostatnie jaśniejące gwiazdy i wpadł przez szerokie okna zamku, rozpościerając się po salonie i kuchni.

Opierałam się plecami o kanapę, odchyliłam głowę na miękki materiał i nie odrywałam wzroku od Remusa. Po jego twarzy przebiegł niekontrolowany skurcz, kończący jego nocną walkę z samym sobą. Z policzkiem wtulonym w mój brzuch, wpatrywał się we mnie wzrokiem przepełnionym wdzięcznością, której od niego nie oczekiwałam. Wydychał ciężko powietrze przez spierzchnięte, nieco popękane usta.

Pochyliłam się nad nim i ucałowałam go lekko. Ledwie musnęłam.

Witaj, Remusie.

– Zostałaś...

– Oczywiście, że zostałam. Faza księżyca jak każda inna. Prawie.

W kącikach ust zatańczył mu cień słabego uśmiechu.

Podciągnęłam się na łokciu, drugą ręką ujmując go i podnosząc w ślad za sobą. Osunęłam się z nim na kanapę, oparłam go o zagłówek, sięgnęłam po miękki koc koloru gorzkiej czekolady i nakryłam nim Remusa, wygładzając przy tym podwinięty na ramionach szary, wypłowiały sweter.

Uniósł dłoń, którą oświetlił blady blask styczniowego, wschodzącego słońca. Chyba chciał dotknąć mojej twarzy, może moich ust, ale pochwyciłam jego przegub w mgnieniu oka, dostrzegając zaczerwienione kostki i zdartą skórę. Przypomniałam sobie, jak nad ranem przeciągał z mocą łapami po kamiennej posadzce, zdzierając skórę do krwi.

Przywołałam zaklęciem maść z torby i nałożyłam odrobinę na dłonie Remusa.

Odgarnęłam mu włosy z czoła i obdarzyłam czułym uśmiechem.

Podgrzałam wodę, dla niego – na herbatę, dla mnie – na mocną, czarną kawę. Przyjrzałam się uważnie wszystkim zawieszonym wokół wielkiego okna roślinom i wybrałam kilka z nich, wsypując je do dużego, beżowego kubka. Podświadomie skupiałam się, by wyłowić uchem oddech Remusa, upewnić się, czy się uspokoił, unormował. Zalałam kawę i herbatę, tę drugą uzupełniając pokaźną łyżką złocistego miodu.

Wsunęłam kubek w pozbawione sił ręce Lunatyka. Mimo wyczerpania, uniósł się na łokciu, by mnie lepiej widzieć, by zrównać się ze mną i móc na mnie patrzeć.

– Malina z wiśnią – powiedziałam, wskazując na herbatę. – Pamiętasz?

– Jak mógłbym zapomnieć. Pierwsza herbata, którą poleciła mi Nessie Raven. – Uniósł kubek, a brwi powędrowały mu w górę. – Och, wyczuwam tu coś jeszcze.

– Dodałam aronię, lawendę, rabarbar i szczyptę imbiru. Żebyś szybko stanął na nogi.

– Gdy jesteś ze mną, wszystko wydaje się mniej bolesne.

Pochyliłam się i złożyłam pocałunek na czubku jego nosa.

Tendencja do całowania Remusa Lupina znacząco wzrasta w chwilach, gdy jest kompletnie bezsilny. Wystarczy wspomnieć listopad.

– Wyglądasz o niebo lepiej niż w listopadzie – zauważyłam nie bez zadowolenia.

– I tak też się czuję – mruknął, mrużąc oczy. – O całe niebo lepiej. Tym razem wyszedłem niemal bez szwanku.

– Czy w związku z tym dalej będziesz się upierał przy samotnych pełniach?

Nie odpowiedział od razu. Przypatrywał mi się intensywnie znad kubka z herbatą.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz