🌕✨ XXVIII. Burza

1.7K 110 898
                                    

Clair de Lune. Słyszałam wyraźnie Clair de Lune.

Potrząsnęłam głową, a moje włosy uniosły się i zawisły dookoła, zupełnie jakbym znalazła się pod wodą. Otuliły mnie, falowały łagodnie niczym statek na pełnym, otwartym i spokojnym morzu. Ale wystarczyło mrugnąć powiekami, bym zrozumiała, że dookoła nie było ani krztyny spokoju.

Nad Zakazanym Lasem, nad całymi błoniami, nad stadionem do quidditcha i dalej, aż za horyzontem, zawisło kłębowisko ciemnych, grafitowych chmur. Czułam ich gęstość, czułam, jak kotłują się i pulsują, jak mruczą między sobą, niechybnie zwiastując burzę. A ja nienawidziłam burzy. Bałam się jej. Bałam się piorunów przecinających niebo, rozbłyskujących w tych ciężkich, ciemnych odmętach. Bałam się ich, bo każda burza brzmiała jak fanfary kończące potężną symfonię, jak werble zwieńczające muzyczne dzieło.

Jakby niebo miało zostać przepołowione, jakby za chwilę miało runąć.

Zmrużyłam oczy. Pomiędzy pniami drzew dostrzegłam perłową, jaśniejącą postać, machającą ku mnie. Ruszyłam w jej kierunku, stawiając bezszelestnie kroki w miękkiej trawie. Powietrze było nieruchome, przepełnione brzęczącą, pełną napięcia ciszą. Ogarnął mnie niepokój, któremu nie potrafiłam się przeciwstawić.

Nie bój się.

Stanęłam naprzeciwko babci. Pragnienie złapania ją za rękę było silniejsze ode mnie. Wiedziałam, że jej uścisk odgoniłby mój strach.

Nie lubię burzy.

Wiem. – Uśmiechnęła się tak, jak tylko ona umiała. – Pamiętam, ale z tego co widzę, ostatnio mało burzy w twoim życiu, Nessie.

Rozpogodziłam się na chwilę. U stóp babci siedziały dwa wilki, w tym jeden tak samo perłowobiały jak ona, a z pomiędzy pni drzew wychynęły dwa kolejne. Cztery potężne wilki, które nigdy nie odstępowały jej na krok.

Spojrzałam na tego z bursztynowymi, błyszczącymi oczyma i podeszłam do niego, gładząc go po grzbiecie.

Bawię się wspaniale – odparłam zgodnie z prawdą, ze zdziwieniem wsłuchując się w rozbrzmiewający melodyjnym echem własny głos. Stapiał się z eteryczną melodią Debussy'ego, tworząc mglisty nastrój nie z tego świata. – Dokonałam wyboru, tak jak mi radziłaś. Wybrałam Munga. Wybrałam Remusa.

Wiem, że go wybrałaś. – Pełne dobroci spojrzenie, jakie posłała brunatnemu wilkowi o bursztynowych oczach, roztopiło moje serce. Otuliło balsamem, którego potrzebowałam, którego brakowało mi w tej nadciągającej, burzowej aurze. – To twój najwspanialszy wybór, ale to jeszcze nie koniec.

Co masz na myśli? – zdziwiłam się. – Czy coś się wydarzy z Mungiem?

Jej tajemniczość zbijała mnie z tropu i rozbudzała lekką irytację.

Wiesz, jako duch jesteś bardzo niefajna – przyznałam burkliwie.

W twoich złośliwościach wyczuwam naukę Flory.

O, tak, doktor Fox jest wspaniała – zironizowałam. – Zwłaszcza, kiedy proszę ją o rozmowę, a ona mnie mało subtelnie zbywa. Ignoruje wszystkie moje pytania, broniąc się tym, że nie chce stawać między mną a matką. Dlaczego? – dodałam szybko, zaciskając palce na futrze wilka. – Dlaczego wszędzie pojawia się moja matka? Dlaczego wywiera na mnie taką presję, dlaczego wywierała ją na tobie? Dlaczego nic nie mówi o dziadku, dlaczego znienawidziła nawet ciebie? Co takiego wydarzyło się w jej życiu, że jest taka, a nie inna? Coś musiało się stać...

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Where stories live. Discover now