🌕✨ XI. Clair de Lune

2.4K 155 567
                                    

            Poranek zamykał się na kamienny parapet Wieży Astronomicznej, zasnute mlecznobiałą mgłą błonia, zapach palonych mandragorów i smak gorącej kawy. Czułam wdzięczność do pani Weasley za gruby, wełniany sweter, wydziergany specjalnie dla mnie jeszcze z czasów przygód z Charliem. W takich momentach sweter sprawdzał się idealnie. Catherine siedziała tuż obok mnie, w króciutkiej bluzie z godłem Ravenclawu, z włosami z trudem spiętymi na swoją zwyczajową, abstrakcyjną modłę.

      Odłożyłam niewypalonego do końca mandragora i spojrzałam w zamyśleniu na Zakazany Las.

      - Tyle razy nas przyłapali - odezwała się Cath między jednym wdechem a drugim - tyle razy traciłyśmy punkty i dostawałyśmy szlabany, ale nigdy nie stałyśmy z tego powodu przed Dumbledorem. I chyba właśnie dlatego czuję się koszmarnie, okropnie i tragicznie. A przecież to tylko szkolny regulamin, na Merlina!

      Spojrzałam na nią ponuro, dokładnie tak, jak się właśnie czułam.

      - Widziałam ten jego wczorajszy zawód. - Cath wzdrygnęła się. - Nie wiem ilu jeszcze musiało wytrzymać poważną rozmowę z Dumbledorem, ale to gorsze niż opierdol od rodziców. Nie to, żebym ich nie szanowała, ale Dumbledore...

      - To Dumbledore. - Pokiwałam głową. - Dawno nie czułam takiego wstydu i zażenowania. Nie mogę tylko pozbyć się wrażenia, że Snape zrobił to specjalnie.

      - Co zrobił? - Cath upiła łyk kawy. Czubki drzew szumiały z oddali, niczym echo. - A jak inaczej miałby nam pomóc? Pewnie to on miał obchód po błoniach, dlatego McGonagall nie teleportowała się osobiście. Snape był bliżej.

      - Tak, ale... - Zmarszczyłam czoło. Byłam zirytowana tymi wszystkimi myślami. - Sama wiesz, Cath. Uratował mnie.

      - Nas wszystkich, Ness. - Jej ton głosu zmienił się, posłyszałam w nim nutę zmęczenia. To sprawiło, że przyjrzałam się uważnie jej twarzy. - Snape jest nauczycielem. Jego zasranym obowiązkiem jest dbanie o nasze bezpieczeństwo. Nie bierz tego do siebie aż tak. Chyba za bardzo doszukujesz się tutaj tych waszych rodzinnych powiązań. Nie wszystko musi być ściśle związane z twoją mamą.

      Mówiła rozsądnie, lecz wciąż nie do końca mnie to przekonywało.

      - Mam wrażenie, że wpadłaś w ten dół, w którym od dawna siedzi twoja mama - zauważyła łagodnie. - Wpadłaś w wir, który sama napędzasz. A napędzasz się bezpodstawną nienawiścią do Snape'a.

      - Jak bezpodstawną, przecież...

      - Przecież to wszystko dotyczy Snape'a i twojej mamy - przerwała mi i zaciągnęła mandragorem. - Ich, nie ciebie personalnie.

      Odwróciłam głowę, by nie widziała mojego zmieszania.

Nie, nie jest bezpodstawna, Cath, wiem, za co matka oskarżała Snape'a i tak bardzo chciałabym ci powiedzieć... ale nie mogę.

      Lecz być może miała rację. Może jeszcze wiele musiałam się nauczyć.

      - Może masz rację - przyznałam w końcu, by dać temu spokój. - Ale, Cath, myślę, że na jakiś czas powinnyśmy wstrzymać się z wszelkim łamaniem regulaminu związanym z uciekaniem ze szkoły. Dla własnego dobra.

      Tym razem to ona skinęła głową. W krótkich, ciemnych włosach, z ledwością sięgających linii szczęki, wyglądała zbyt poważnie i dojrzale. Mandragor między jej palcami podkreślał jej wrodzoną zadziorność. Tę, którą - według mnie - Oliver niedostatecznie cenił.

      - Też o tym myślałam. Z szacunku dla przeprosin, które wczoraj złożyliśmy Dumbledore'owi. A odrobina imprez w łazience prefektów też nam nie zaszkodzi - dodała z weselszym błyskiem w oku.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz