Poranek zamykał się na kamienny parapet Wieży Astronomicznej, zasnute mlecznobiałą mgłą błonia, zapach palonych mandragorów i smak gorącej kawy. Czułam wdzięczność do pani Weasley za gruby, wełniany sweter, wydziergany specjalnie dla mnie jeszcze z czasów przygód z Charliem. W takich momentach sweter sprawdzał się idealnie. Catherine siedziała tuż obok mnie, w króciutkiej bluzie z godłem Ravenclawu, z włosami z trudem spiętymi na swoją zwyczajową, abstrakcyjną modłę.
Odłożyłam niewypalonego do końca mandragora i spojrzałam w zamyśleniu na Zakazany Las.
- Tyle razy nas przyłapali - odezwała się Cath między jednym wdechem a drugim - tyle razy traciłyśmy punkty i dostawałyśmy szlabany, ale nigdy nie stałyśmy z tego powodu przed Dumbledorem. I chyba właśnie dlatego czuję się koszmarnie, okropnie i tragicznie. A przecież to tylko szkolny regulamin, na Merlina!
Spojrzałam na nią ponuro, dokładnie tak, jak się właśnie czułam.
- Widziałam ten jego wczorajszy zawód. - Cath wzdrygnęła się. - Nie wiem ilu jeszcze musiało wytrzymać poważną rozmowę z Dumbledorem, ale to gorsze niż opierdol od rodziców. Nie to, żebym ich nie szanowała, ale Dumbledore...
- To Dumbledore. - Pokiwałam głową. - Dawno nie czułam takiego wstydu i zażenowania. Nie mogę tylko pozbyć się wrażenia, że Snape zrobił to specjalnie.
- Co zrobił? - Cath upiła łyk kawy. Czubki drzew szumiały z oddali, niczym echo. - A jak inaczej miałby nam pomóc? Pewnie to on miał obchód po błoniach, dlatego McGonagall nie teleportowała się osobiście. Snape był bliżej.
- Tak, ale... - Zmarszczyłam czoło. Byłam zirytowana tymi wszystkimi myślami. - Sama wiesz, Cath. Uratował mnie.
- Nas wszystkich, Ness. - Jej ton głosu zmienił się, posłyszałam w nim nutę zmęczenia. To sprawiło, że przyjrzałam się uważnie jej twarzy. - Snape jest nauczycielem. Jego zasranym obowiązkiem jest dbanie o nasze bezpieczeństwo. Nie bierz tego do siebie aż tak. Chyba za bardzo doszukujesz się tutaj tych waszych rodzinnych powiązań. Nie wszystko musi być ściśle związane z twoją mamą.
Mówiła rozsądnie, lecz wciąż nie do końca mnie to przekonywało.
- Mam wrażenie, że wpadłaś w ten dół, w którym od dawna siedzi twoja mama - zauważyła łagodnie. - Wpadłaś w wir, który sama napędzasz. A napędzasz się bezpodstawną nienawiścią do Snape'a.
- Jak bezpodstawną, przecież...
- Przecież to wszystko dotyczy Snape'a i twojej mamy - przerwała mi i zaciągnęła mandragorem. - Ich, nie ciebie personalnie.
Odwróciłam głowę, by nie widziała mojego zmieszania.
Nie, nie jest bezpodstawna, Cath, wiem, za co matka oskarżała Snape'a i tak bardzo chciałabym ci powiedzieć... ale nie mogę.
Lecz być może miała rację. Może jeszcze wiele musiałam się nauczyć.
- Może masz rację - przyznałam w końcu, by dać temu spokój. - Ale, Cath, myślę, że na jakiś czas powinnyśmy wstrzymać się z wszelkim łamaniem regulaminu związanym z uciekaniem ze szkoły. Dla własnego dobra.
Tym razem to ona skinęła głową. W krótkich, ciemnych włosach, z ledwością sięgających linii szczęki, wyglądała zbyt poważnie i dojrzale. Mandragor między jej palcami podkreślał jej wrodzoną zadziorność. Tę, którą - według mnie - Oliver niedostatecznie cenił.
- Też o tym myślałam. Z szacunku dla przeprosin, które wczoraj złożyliśmy Dumbledore'owi. A odrobina imprez w łazience prefektów też nam nie zaszkodzi - dodała z weselszym błyskiem w oku.
![](https://img.wattpad.com/cover/195637284-288-k917400.jpg)
CZYTASZ
CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}
Fanfictiono słońcu i pełniach księżyca. o lawendzie, kawie, muzyce klasycznej i remusowych sweterkach. o różowych włosach, Ognistej Whisky i łamaniu szkolnego regulaminu. o przeznaczeniu, odnajdywaniu własnej drogi i usamodzielnianiu się. o miłości przede wsz...