🌕✨ XXIV. Con amore

2.4K 131 1.1K
                                    

Znalazłam Catherine przypadkiem, przecinając skrótem ogród. Kątem oka dostrzegłam ruch w altance Nelly i ze zdziwieniem najpierw rozpoznałam rudy kucyk, a potem gardłowy, charakterystyczny śmiech przyjaciółki.

O nie, nie zamierzałam tym razem pozostawić ich samych sobie.

Wyjrzałam zza smukłych kolumn niewielkiej budowli i usiadłam na odśnieżonym, kamiennym balkoniku. Cath opierała się o ramię Billa, wsłuchując się w jego słowa i wybuchając śmiechem co chwila. Na ramiona swojej oszałamiającej, czerwonej sukni zarzuciła męską marynarkę. Bill, wyprostowany, odchylił głowę do tyłu, oparłszy ją o jedną z kolumienek.

Chcąc nie chcąc, musiałam zgodzić się z przyjaciółką - Bill był tym najprzystojniejszym Weasleyem.

- Nie za zimno? - rzuciłam luźno.

Cath podniosła oczy i popatrzyła na mnie, a jej twarz rozjarzona była radością. Bill zerknął na mnie jedynie, nie poruszając się ani o milimetr i uniósł lewą brew.

- Wlałem w siebie tyle Ognistej Whisky, że mógłbym robić za prywatne ogrzewanie - odpowiedział mi Weasley.

Przerzuciłam nogi przez balustradę i wylądowałam zręcznie na marmurowej posadzce. Tak jak strych, również i altanka rozświetlona była światłem księżyca, co czyniło ją jeszcze bardziej magiczną.

- Jak się bawicie? - zapytałam i podeszłam do nich.

- Kuzyni Tamary są chyba zawiedzeni zniknięciem Catherine - zauważył Bill, zrobiwszy mi miejsce obok siebie, które zajęłam z wdzięcznością. - Ostatnim razem była ich główną partnerką do tańca.

- Nie możemy im się dziwić, w końcu na weselu trzeba tańczyć. Ale są też znacznie przyjemniejsze formy spędzania czasu.

- Każdy potrzebuje chwili wytchnienia - broniła się Cath i podniosła głowę. Przygładziła starannie włosy i uśmiechnęła się. - Tak strasznie czekałam na ten dzień. U mnie w rodzinie nie zanosi się na żadne śluby, a to w końcu twój brat. Najbliższa rodzina mojej najlepszej przyjaciółki.

- Ja też nie mogłam się doczekać - przyznałam z westchnieniem. - Pamiętam, jak w sierpniu odliczałyśmy dni do grudnia.

- I przyjechał Charlie - prychnęła Cath.

- Dlaczego on akurat musiał potwierdzić osobiście swoje przybycie, a ciebie nie było, co, Bill? - spytałam nagle.

Bill spojrzał na mnie, a jego miedziane włosy zamigotały uroczym złotem.

- Chciał cię zobaczyć - przyznał po prostu, a ja aż sapnęłam.

- I po co?! - prychnęłam.

Cath po przeciwnej stronie syknęła groźnie.

- Bliźniacy mówili, że mu to odradzali. Żeby sobie darował.

- Mówili mu to ze mną na czele, ale cóż. - Bill zawahał się, jakby starannie dobierał słowa, ale ostatecznie wywrócił oczami. - Smoki mu wypaliły mózg.

Altanka zatrzęsła się od śmiechu mojego i Catherine. Temat Charliego dawno nie rozbawił mnie aż tak bardzo i byłam wdzięczna Billowi za jego neutralne podejście do brata. Czułam, że stara się być fair względem mnie i względem jego, i naprawdę to doceniałam.

- Jest w was jeszcze nadzieja. - Popatrzyłam ciepło na najstarszego z braci.

- Cieszę się, że tak twierdzisz. - Mrugnął do mnie.

- Jak się postarasz to może i ja tak pomyślę - odezwała się zdawkowo Cath.

- Jak się postaram? - Bill odwrócił ku niej głowę, a w jego głosie rozbrzmiało rozbawienie.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Kde žijí příběhy. Začni objevovat