🌕✨ XIV. Następczyni

2.3K 149 601
                                    




Prezent przysłany przez tatę i Tamarę wywołał we mnie nie lada refleksje. Zapragnęłam przenieść się do czasów młodości babki, dowiedzieć się jaka była tutaj, w Hogwarcie, jaką była nastolatką. Jakie lubiła przedmioty, jak często się śmiała, co jadała na kolację, jak spędzała wolny czas, ilu miała przyjaciół, czy czuła się samotna i niezrozumiana, czy obawiała się o swoją przyszłość...

Zrozumiałam, że tak naprawdę niewiele o niej wiedziałam, ponieważ nigdy nie pytałam jej o takie drobiazgi. Mając niespełna dziesięć czy jedenaście lat nie myślałam o babci jak o osobie, która kiedyś też była młoda. Aż uśmiechnęłam się pod nosem. Kto w tym wieku zdaje sobie sprawę z tego, że babcie nie zawsze były babciami? Że kiedyś były żywiołowe, może nawet piły alkohol, tańczyły lub plotły marzenia o idealnym życiu? Jak wiele marzeń moja babka zrealizowała, a jak wiele z nich wcale nie było jej marzeniami? Ile legło w gruzach?

Ciepło uśmiechu przerodziło się w nostalgię. Matka nie lubiła opowiadać o babce, nie przywiązywała do tego większej wagi. Moja wiedza o młodości babki ograniczała się zatem jedynie do kilku suchych, nieco zatartych przez dziecięcą uwagę faktów, wśród których było kategoryczne odrzucenie Teodora Cone'a, wybranego dla babki Iny na przyszłego męża. Odpowiedzi na pytanie dlaczego tak postąpiła nie było dane mi poznać, bowiem lata temu nie miałam odwagi jej o to zapytać.

O dziadku Robercie mówiła jedno: „Straciłam dla niego głowę, Nessie. Całkowicie." Tak właśnie mówiła w tych nielicznych chwilach, gdy matki nie było obok.

A razem z uczuciem, jakim go obdarzyła, straciła również uznanie w oczach swoich rodziców. Sprzeciwiła się ich woli. Była nieposłuszna. Ród Rosewellów wydziedziczył ją, pozbawiając prawa do tytułu i majątku.

Na szczęście babka Ina nie miała zbyt wielkich wyrzutów sumienia. Mówiła, że „lata spędzone z dziadkiem Robertem były niczym ciepła wiosna trwająca przez cały rok". Tak mówiła. Że czuła, jakby słońce otulało ją każdego dnia - a to tak naprawdę była tylko obecność dziadka. Że kawa, którą przyrządzał, była nieporównywalnie słodka, a chwile razem były zbyt cenne, by umieszczać je w myślodsiewni. Że chciała je zachować przy sobie.

Ale dziadek Robert któregoś dnia odszedł od niej i od mojej matki, by kilka miesięcy później zginąć w bitwie ze Śmierciożercami. Choć nigdy nie usłyszałam, by była zła na dziadka, to moja matka nienawidziła go całym sercem, nie mogąc zrozumieć, jak mógł je porzucić. Jedyne, co o nim wiedziałam, a co babka przekazywała mi ukradkiem to to, że był naprawdę wspaniałym i niedocenianym czarodziejem.

I zawsze podejrzewałam, że mój tata cenił ich oboje bardziej, niż matka.


- Opowiadasz jej o nim? Naprawdę, mamo?

Włożyłam kciuk do ust, obgryzając nieregularną już krawędź paznokcia, i nie robiąc ani jednego kroku. Obserwowałam uważnie wąskie pasmo żółtego światła, ślizgające się po panelach, i starałam się wciąż pozostać w ukryciu, tuż za drzwiami sypialni mamy.

Dopiero co siedziałam z babcią przy fortepianie. Trzymała mnie na kolanach i uczyła najwygodniejszego układu palców dla trójdźwięków. Były one potrzebne do zagrania ulubionego walca dziadka Roberta.

A potem, nagle, przyszła mama z bardzo rozeźloną miną.

- Mówię jej tylko o tym, że był jej dziadkiem. - Rozpoznałam zmęczony głos babci, ale nie rozumiałam, dlaczego musiała tłumaczyć to mamie. Czemu mama aż tak nie lubiła rozmawiać o swoim tacie? - Przecież ma prawo wiedzieć, jak miał na imię, że istniał i że był dla mnie kimś ważnym. Ona tylko gra Chopina.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Where stories live. Discover now