przez cały rozdział Do you think of Me cudownych Fretland ↘
~ Do you think of me?
Do you think it's a possibility, that I could make you happy? ~💫 ✨ 🌑 🌓 🌔 🌕 ✨ 💫
Drugiego dnia po pełni wszystko było takie, jak zawsze.
Słońce wzeszło o czwartej trzydzieści cztery. Najpierw wyjrzało zza Zakazanego Lasu, przenikało między drzewami, atakując wysokie, koliste bramki do quidditcha, cieplarnie Sprout i kamienne ściany zamku, aż po samą strzelistą Wieżę Astronomiczną. Później sunęło dalej, wznosząc się majestatycznie na niebo i lśniąc, lśniąc oślepiającym blaskiem – jak zawsze.
Świergot drozdów, kosów i kukułek nie brzmiał jak poranny koncert. Był wrzaskliwym lamentem.
A dzień toczył się swoim rytmem. Lato prażyło, uciekając w popłochu w stronę ostatniego dnia czerwca, w stronę swobody i radosnych dni, wypełnionych zimnym sokiem dyniowym i brzoskwiniowymi muffinkami. Jeszcze ciepłymi, wprost z hogwarckiej kuchni.
Półcienie błądziły po odległych kątach Hogwartu, kiedy zachód rozlewał się po przeciwnej stronie nieba, kołysząc do snu zmęczoną uczniowskimi żartami kałamarnicę z jeziorka. Słońce ustąpiło miejsca gwiazdom i księżycowi – po pełni.
I nastała atramentowa, bolesna noc.
Nic się nie zmieniło. Wszystko było takie, jak zawsze.
Tylko ja tkwiłam na parapecie, w ciszy, obserwując to wszystko z okna Wieży Astronomicznej.
💫 ✨ 🌑 🌓 🌔 🌕 ✨ 💫
Kolejne dni po pełni wcale nie były lepsze.
Zewsząd otaczały mnie szepty, rozmowy i spekulacje na temat Remusa. Choć Hogwart stygł i zwalniał, rozgrzany i rozemocjonowany po końcowych egzaminach, nie ustawał w spornych kwestiach dotyczących Lunatyka. Jego prawdziwej natury, o której wiedziałam, a którą kochałam pomimo wszystko.
Nie potrafiłam usiedzieć przy stole Krukonów, atakowana zewsząd zbyt dużą ilością głosów. Wbijałam wzrok w parującą kawę, czułam dłoń Catherine na kolanie, ale fala niepokoju unosiła się wokół mnie i wibrowała nieznośną, negatywną energią. Każde wspomnienie Remusa, którym szkoła wręcz pulsowała – wykańczało mnie.
Nie miałam siły. Nie było sensu.
Podniosłam załzawiony wzrok w stronę stołu nauczycielskiego, niby w ułudzie ujrzenia Remusa.
Oddychałam ciężko, a każdy oddech łomotał w mojej głowie. Nie, nie dźwiękiem, nie potężnym, symfonicznym tonem, nie muzyką, nie. Był po prostu oddechem. Płaską, bezbarwną czynnością, która jeszcze mnie tu trzymała.
– Straszna, straszna szkoda.
– Był świetnym nauczycielem.
– Tak, nigdy się tyle nie nauczyłam, co z nim! A tu takie zaskoczenie...
– Bardzo go lubiłem.
– Myślicie, że miał związek z ucieczką Blacka? No bo, wiecie, to się działo tej samej nocy...
Zamilczcie, błagam, potrzebuję ciszy, ciszy, nie chcę słyszeć niczego.
– Po Blacku ani śladu. Ministerstwo pewnie jest wściekłe.
– Knot znowu dał plamę. I na co byli ci dementorzy, skoro Black i tak wdarł się na teren Hogwartu?
– Pod ich samym nosem...
YOU ARE READING
CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}
Fanfictiono słońcu i pełniach księżyca. o lawendzie, kawie, muzyce klasycznej i remusowych sweterkach. o różowych włosach, Ognistej Whisky i łamaniu szkolnego regulaminu. o przeznaczeniu, odnajdywaniu własnej drogi i usamodzielnianiu się. o miłości przede wsz...