🌕✨ IX. Drugi guzik

2.3K 145 373
                                    


Opierałam się plecami o zimną, kamienną ścianę Hogwartu i wpatrywałam uważnie w ogromne wnętrze Wielkiej Sali.

Gdy tylko wróciłyśmy z Cath do pokoju wspólnego, Flitwick zwołał wszystkich i zaprowadził tutaj, gdzie znajdowali się już uczniowie pozostałych domów. Wśród Gryfonów panowało największe ożywienie, nad którym zapanował dopiero profesor Dumbledore, pojawiając się znienacka i wyczarowując setki puchowych śpiworów. Wybrawszy z przyjaciółką i chłopakami odpowiednie miejsce pośród swojego domu, długo jeszcze dyskutowaliśmy o tym, co zaszło w trakcie Uczty w Noc Duchów. Grant próbował podkraść się do Gryfonów, chcąc podsłuchać jak najwięcej, ale wypatrzyła go Sprout i kazała wrócić na miejsce pod groźbą przemiany w mięsożerną roślinę.

Podejrzewałam, że od godziny moi przyjaciele już smacznie spali, zawinięci w ciepłe śpiwory. Ja natomiast, mimo usilnych starań, nie potrafiłam zmrużyć oka. Zastanawiałam się nad tym, co stało się zaledwie o krok od nas. Nie umiałam przyswoić myśli, że gdzieś tu, kilka godzin wcześniej, znajdował się zbiegły z Azkabanu morderca. Morderca, którego poszukuje całe brytyjskie Ministerstwo Magii. Że ten właśnie czarodziej przebywał na terenie szkoły i zaatakował strzegącą wejścia do Gryffindoru Grubą Damę.

Dlaczego to zrobił? Nad tym również się głowiłam, ale w miarę zagłębiania się w domysły, czułam coraz większy niepokój. Być może obawiałam się odpowiedzi lub po prostu nie chciałam jej znać. Nie rozumiałam, czego Syriusz Black mógłby szukać w Hogwarcie, a poznanie odpowiedzi mogło nie być uspokajające.

Uniosłam głowę. Zamiast sufitu ujrzałam piękne, głęboko czarne niebo, usiane milionem gwiazd, z olbrzymią tarczą perłowego księżyca. Idealne odzwierciedlenie tej nocy. Przez chwilę poczułam, jakbym znajdowała się na skraju Zakazanego Lasu.

Widok księżyca na zaczarowanym sklepieniu przywołał postać Lupina. Nie widziałam go na uczcie, a od kiedy znalazłam się z jedynie różdżką i śpiworem w Wielkiej Sali, również się nie pojawił. Przez komnatę przewinęło się wielu nauczycieli, patrolujących pomieszczenie i uciszających co głośniejsze rozmowy, lecz nie dostrzegłam wśród nich długiego, brązowego płaszcza nauczyciela obrony przed czarną magią. Żałowałam, bo teraz jego spokojna twarz i czuły wzrok potrzebne mi były jak nic innego. Świadomość, że tylko on, Remus Lupin, byłby w stanie ukoić mój strach i lęk, była jednocześnie irytująca i przerażająca.

Półleżąc w tym cichym mroku komnaty zaczynałam rozumieć coraz więcej absurdów. Że Remus Lupin od początku miał i ma na mnie nadal większy wpływ, niż sądziłam. Że wiele własnych, niekontrolowanych emocji uzależniłam od jego obecności i bliskości. Że absolutnie nie mam pojęcia, w którym momencie straciłam kontrolę nad tą relacją i pozwoliłam na tak śmiałe zagmatwanie. I że, Merlinie, tęskniłam za spotkaniem z nim, za rozmową i za uśmiechem.

Że coraz częściej zastanawiałam się jak miękkie mogą być w dotyku jego włosy. I jak szorstka, lub wręcz przeciwnie, jest jego dłoń. Jaką ma temperaturę.

Ukryłam twarz w dłoniach i zacisnęłam mocno oczy. Wyobraźnia podsunęła mi wnętrze jego kwater prywatnych, łagodne odcienie brązu i dźwięk płynącego z tuby gramofonu Mendelssohna. Otoczył mnie zapach lawendy, okazujący się od dzisiejszego poranka niewyjaśnioną zagadką, i zsunęłam się w głąb śpiwora, zwijając w kulkę. Podciągnąwszy kolana niemal pod brodę, nie otworzyłam oczu. Zacisnęłam palce w pięść i skupiając się na zapachu, na jego bursztynowych oczach, błagałam, bym ściskała jego dłoń.


Od poniedziałkowego poranka w całej szkole nie mówiono o niczym innym, aniżeli o ataku Syriusza Blacka. Co rusz, za rogiem czy pod przeciwległą ścianą korytarza, pojawiały się nowe spekulacje na temat jego wdarcia się na teren szkoły oraz teorii, gdzie mógłby przebywać teraz. Szerokim łukiem omijałam Lunę Lovegood, która opowiadała większe bzdury niż moja szalona babka tuż przed swoją śmiercią.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Where stories live. Discover now