🌕✨ XVIII. W samym sercu zamieci

2.1K 125 874
                                    

Rogi koperty spłonęły, a pieczęć stopiła się, czerniejąc groźnie. Oparłam łokcie o stół i z na pół sarkastycznym, na pół domyślnym uśmiechem dalej sączyłam poranną kawę. Rozległ się syk ognia, wyjec zadrżał i uderzył mi w twarz wzmocnionym głosem matki:

- ZA KOGO TY SIĘ MASZ, INARESSO RAVEN?

Odniosłam wrażenie, że włosy załopotały mi na wietrze. Zmrużyłam powieki i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

Niestety, nie mogłam się okłamywać - byłam przesączona żalem i bezradnością.

Oho, dzień dobry, grunt to dobrze rozpocząć poniedziałek.

- SPĘDZAM PIERWSZE OD DAWNA, NIEDZIELNE POPOŁUDNIE Z DALA OD MINISTERSTWA I DOSTAJĘ LIST OD DYREKTORA, W KTÓRYM DOWIADUJĘ SIĘ, ŻE MOJA CÓRKA ZOSTAŁA ZAWIESZONA W PRAWACH UCZNIA HOGWARTU PRZEZ BZDURNE WYBRYKI.

Niesłychanie niezwykłe było zrozumienie, że ani trochę nie obawiałam się jej reakcji. Było mi przykro na myśl o spotkaniu z rozczarowanym ojcem. Przerażało mnie spotkanie z dyrektorem, drżałam na wspomnienie twarzy Remusa czy Snape'a, lecz nawet przez ułamek sekundy nie opanował mnie strach na myśl o zachowaniu sędzi Lue Raven. Owszem, bałam się konsekwencji, niepokoiło mnie zaprzęgnięcie do całej sytuacji samego Departamentu Przestrzegania Prawa, jednak nie obchodziło mnie, co poczuje moja własna matka.

Wciąż piłam kawę, czując na plecach niemal przewiercające na wylot spojrzenie nauczycieli.

Głównie jednego. Głównie Remusa.

Zerknęłam na siedzące na stole sowy. Wszystkie pięć ptaków przekrzywiło zgodnie łebki w prawą stronę i śledziło z zainteresowaniem płonący list, który rozbrzmiewał w Wielkiej Sali dudniącym, acz chłodnym i beznamiętnym głosem mojej matki:

- OD RANA KRĄŻĘ MIĘDZY WŁASNYM POKOJEM, GABINETEM AMELII BONES I SALĄ KONFERENCYJNĄ DEPARTAMENTU PRZESTRZEGANIA PRAWA, ŻEBY W JAKIKOLWIEK SPOSÓB WYJAŚNIĆ TĘ KARYGODNĄ SYTUACJĘ. BARTEMIUSZ CROUCH DWA RAZY PYTAŁ, CZY ABY NA PEWNO CHODZI O MOJĄ CÓRKĘ. JEŚLI OTRZYMAM CHOĆBY SKRAWEK PERGAMINU Z GODŁEM  HOGWARTU, ZAPEWNIAM CIĘ, ŻE MINISTERSTWO BĘDZIE OSTATNIM MIEJSCEM, W KTÓRYM BĘDZIESZ SZUKAĆ PRACY.

Przede mną utworzyła się niewielka kupka popiołu, a ja uniosłam wysoko brwi, gdyż nie spodziewałam się tych ostatnich słów.

- To tyle? - rzuciłam do sów.

Wystarczyło uwarzyć nielegalny eliksir, żeby nie dostać się do Brygady Ścigania Wilkołaków? Gdybym wiedziała, już dawno bym to zrobiła.

Twarze ptaków zdawały się przybrać nieco sroższy wyraz, który skutecznie przywołał mnie do rozsądku. Nietrudno było mi pogrążyć się w ponurych myślach o wynikach sobotniej imprezy, ale przyjmowałam te wyrzuty sumienia z pokorą.

Dzień, w którym potrząsałam w panice przyjaciółką, błagając w myślach o to, by nic jej się nie stało, miał być solidną lekcją życia.

- Dziękuję wam za pocztę.

Odwiązałam pozostałe liściki od nóżek sów. Po wykonanym zadaniu odleciały z cichym pohukiwaniem, zostawiając mnie z naręczem wiadomości. Nie rozglądając się dookoła, nie wypatrując zainteresowania wyjcem matki wśród uczniów, rozłożyłam korespondencję i w milczeniu zaczęłam się z nią zapoznawać, raz za razem popijając kawę.

W formalnym, acz uprzejmym liście Ministerstwo Magii poinformowało mnie o przekazaniu sprawy handlu nielegalnymi składnikami do eliksirów oraz produkowaniem narkotyków do Departamentu Przestrzegania Prawa. Czytając słowa, jakie doniosłym piórem utworzyła Amelia Bones, poczułam dreszcze na karku. Wszystko było w ustawach, wszystko miało swoją podstawę prawną. Choć mogło się to wydawać zabawne, jak uczennica siódmego roku w Hogwarcie mogła narobić sobie takich nieprzyjemności pod nosem całego gremium nauczycielskiego, odpowiedź była zaskakująco prosta - wystarczyło być po prostu upartym i żądnym uwagi uczniem. I podejrzewałam, że nie takie rzeczy działy się w szkole na przestrzeni setek lat, że były o wiele gorsze, lecz prowodyrzy tych zamieszek mieli o wiele więcej szczęścia niż ja i Cath, i nie dali się tak łatwo złapać.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz