🌕✨ XXVII. Magia, która leczy

2.1K 121 1.1K
                                    

Wsunęłam powoli palce w gęste, mokre włosy Remusa i przeczesałam je płynnym ruchem, rozkoszując się jego obecnością. W nikłym blasku świec łazienki te wilgotne, jasnobrązowe kosmyki wydawały się o wiele ciemniejsze, niż zazwyczaj, uwydatniając przy tym drobne zmarszczki wokół bursztynowych, rozpromienionych oczu Lunatyka. Stara, perłowo-różowa blizna przecinająca lewy policzek, którą tak bardzo lubiłam, sprawiała wrażenie głębszej i ostrzejszej, a drobny zarost i siwe pasma wyciągnęły z mojego Remusa zmęczenie.

– Zmoczyłaś mi książkę. – Mimo moich rozmyślań i obserwacji, jego głos rozbrzmiał nutą rozbawienia.

– Całkowicie niezamierzenie. Wciągając cię do wanny, nie sądziłam, że jesteś taki...

– Ciężki? – dokończył za mnie, uniósłszy brwi. Zaśmiałam się i pokręciłam przecząco głową, wciąż przesuwając palcami po jego włosach i twarzy.

Był styczeń, najmroźniejszy jak dla mnie miesiąc zimy. Grudzień miał w sobie ciepło Świąt, a luty – rozczulającą aurę Walentynek, uwielbianych przeze mnie i Cath. Mimo to, wcale nie czułam tego noworocznego zimna.

Czy to Remus tak właśnie działał? Czy z nim zawsze miało być tak spokojnie i przytulnie?

– Nieprzygotowany. – Przysunęłam się bliżej krawędzi wanny, kolejny raz rozchlapując wodę. – Normalnie nie dałbyś się wrzucić do wody. Byłeś rozkojarzony, a zazwyczaj jesteś idealnie skupiony, wyczulony na otoczenie. Bardzo czujny.

– Nessie, zrzuciłaś wszystko, co miałaś na sobie. Przepraszam, jeśli wydałem się nieco rozkojarzony, ale byłem taki nie bez powodu.

– Wciąż się taki wydajesz – wyznałam ze smutkiem. – I chyba z innego powodu.

Nie odpowiedział, westchnął jedynie. Założył nogę na nogę, a ja zagapiłam się na jego odsłonięty przez rozpiętą, narzuconą w pośpiechu koszulę tors. Przełożył jedną rękę przez oparcie krzesła, drugą sięgnął ku moim plecom. Poczułam muśnięcie opuszek palców na wilgotnej skórze i zadrżałam.

Twarz Remusa spowił cień zamyślenia.

– Czy to przez szkołę?

– Po części. Dokładnie przez Harry'ego.

– Lekcje nie poszły tak, jak oczekiwałeś? – zaniepokoiłam się.

– Nie, on... – Odetchnął głębiej. – To nic istotnego, naprawdę.

Oparłam łokcie o krawędź wanny, a medalion ze złotym półksiężycem zadzwonił delikatnie w zetknięciu z nią. Splotłam palce swojej ręki z jego, całując poznaczony bliznami wierzch nadgarstka. Pod ustami poczułam drgnięcie, napięcie mięśni.

Jego dłoń pachniała lawendą.

– Chcę wiedzieć, dlaczego jesteś nieszczęśliwy.

– Nie jestem – usłyszałam, jak zaprzecza nieco zbyt szybko.

Podniosłam wzrok na Remusa.

– Więc co się dzieje?

Zagryzł dolną wargę. Rozdarcie i tęsknota, jakie odmalowały się na jego twarzy, przypomniały mi te listopadowe wieczory, podczas których bał się zrobić krok w moją stronę. Jakby znów coś go powstrzymywało, nie pozwalało poruszyć się, podjąć decyzji.

Jakby znów rezygnował z życia.

Trzymałam zatem mocno jego dłoń i czekałam, choć woda stygła coraz bardziej.

– On jest tak podobny do Jamesa. – Głos mu zadrżał, kiedy powtarzał słowa z Wiednia. – Mówiłem ci to już, ale dalej, nieprzerwanie mnie to uderza. Z każdą kolejną lekcją, z każdym kolejnym spotkaniem. Naiwnie sądziłem, że jestem w stanie temu podołać, ale coś, z czym nie mierzysz się przez dwanaście lat swojego życia, odsuwając to na bok, potrafi przerosnąć.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora