🌕✨ XIX. Za dużo jemioły

2.2K 126 865
                                    

Red_x_Raven dla Ciebie, z okazji Twoich dzisiejszych urodzin - choć wiem, że już czytałaś, mimo wszystko, wszystkiego najlepszego :*

💫 🌑 🌓 🌔 🌕 💫

Obudził mnie szorstki dotyk pergaminu tuż przy twarzy i lekki zapach lawendy.

Dawno nie miałam tak spokojnej nocy, tak przyjemnych snów. Mimo kłótni z matką zasypiałam odprężona i taka też się wybudziłam. Wiedziałam, że zawdzięczam to Remusowi i nie zamierzałam unikać tego nawet w swoich własnych myślach: tego, że stał się kimś ważnym w tak krótkim czasie. Choć wiedziałam, że teraz, w tym momencie, jestem czysto i szaleńczo zakochana, a rozpierająca mnie euforia jest naturalną koleją rzeczy, lubiłam widzieć w tej relacji szczyptę romantyzmu.

Lubiłam łączyć w jedno eteryczną muzykę mojego fortepianu lub orkiestry z płyt Lupina, gęsty zapach kawy, błysk w bursztynowych oczach, ciepło jego ramion i czułość jego pocałunków. Lubiłam myśleć o nas nie jak o łamiącej konwenanse dwójce ludzi, ale o pragnących zrozumienia, pogubionych istotach. I choć może wciąż byłam młoda i głupia, i prawdopodobne było, że zostanę taka na zawsze, w niczym, absolutnie w niczym, nie ujmowało to mocy moich uczuć.

W pośpiechu szukałam czarnych, luźnych spodni i miodowego swetra. Kątem oka zerkałam na list od Lupina, splatając jednocześnie różowe loki w warkocz, do którego zainspirowała mnie doktor Fox i nuciłam cicho pod nosem jedną z tradycyjnych, świątecznych melodii. Wciąż czułam w sobie ogień po wieczornym, nieoczekiwanym spotkaniu, lecz ten ogień przypominał już bardziej bożonarodzeniowe ciepło kominka z pokoju wspólnego Wieży Ravenclawu, niż płomień mogący doszczętnie spalić plany mojej matki.

Zwinęłam remusowy list w rulon i wsunęłam go troskliwie pod poduszkę. Spojrzałam na dwie fotografie, które przyczepiłam sprytnym zaklęciem do ściany dormitorium. Ucałowałam opuszki palców prawej dłoni i dotknęłam nimi młodego policzka wystrojonej w balową suknię babci; uśmiechnęła się do mnie promiennie, po czym posłała dumne spojrzenie towarzyszącemu jej Teodorowi Cone.

- Wciąż życz mi szczęścia, babciu. Coś czuję, że doktor Fox nie będzie nas oszczędzać.

W pokoju wspólnym zastałam Cath, sprawiającą wrażenie bardziej zasępionej niż w ciągu ostatnich dni. Siedziała w moim ulubionym fotelu, tuż pod portretem Roweny; brodę oparła na dłoniach i wpatrywała się nieco nieobecnym wzrokiem w wygaszone palenisko kominka. Zbliżając się do niej, obserwowałam twarz Ravenclaw, która dziś, wyjątkowo, wydawała się nie mieć w planach popełnienia mordu na żadnym z uczniów, zwłaszcza na mnie.

- Witajcie.

- Wyspana? - Cath uniosła leniwie lewą brew, nie dałam się jednak zwieść tej chwilowej filuterności, w jaką przybrała swój uśmiech.

Kucnęłam przy jej nogach i oparłam się o kolana.

- Wyczuwam coś, co jest kompletnym przeciwieństwem świątecznej atmosfery.

- No już, Catherine, opowiedz o swoim absztyfikancie - wtrąciła nieuprzejmie Rowena.

- Roweno, odpierdol się z łaski swojej - warknęła Cath.

Ravenclaw fuknęła i zobaczyłam, że założywszy ręce na piersi, odwróciła się do nas plecami, z nosem wycelowanym w górną ramę obrazu. Mimo jej bojowego nastawienia nie potrafiłam powstrzymać pełnego satysfakcji śmiechu i przeniosłam z powrotem wzrok na przyjaciółkę, w którym, tym razem, skrywał się podziw.

- Nosiłam się z tym chyba od tygodnia - przyznałam przyciszonym głosem.

- Widziałam się wczoraj z Oliverem. - Cath wyprostowała się i zapadła między poduszki w barwach naszego domu. - Przyszedł specjalnie tutaj, bo przecież wieczorami wolno nam siedzieć tylko w dormitorium. Przeprosił, że tak długo nie rozmawialiśmy, pytał jak się czuję i co z oczami.

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Where stories live. Discover now