2

414 15 0
                                    

 skarpetka.jeongina

  Yenna wypadła z domu jak burza. Oczywiście była już prawie spóźniona. Z wywieszonym językiem, sapiąc i dysząc dotarła do sklepu państwa Wiensberger. Pan Marcus właśnie ustawiał na zapleczu skrzynki z towarem. 
-Dzień dobry - wydyszała na powitanie.
-O, Yenna, dzień dobry! Dobrze, że już jesteś, trzeba przejrzeć te owoce i ułożyć bakłażany.
  Dziewczyna zdjęła kurtkę, odwieszając ją do schowka i zabrała się od razu do roboty. Układając, sortując i sprzątając nawet nie zauważyła jak sześć godzin pracy minęło.
- Możesz być jutro trochę wcześniej? - zapytał właściciel. - Ma przyjechać duża partia słodyczy i przydałoby się sprawdzić daty na tych w regale. 
- Jasne, nie ma problemu. A o której mam być?
- Tak o dwunastej będzie w sam raz.
- Dobrze. Dobranoc  panie Wiensberger - pożegnała się. 
- Dobranoc, Yenna, do jutra.
   Jutro była ostatnia sobota miesiąca, a więc wypłata . Jak dobrze obliczyła, to, co zarobiła w tym miesiącu, powinno wystarczyć na prezent dla mamy. Miała już odłożoną znaczną kwotę, ale też i podarunek miał być wyjątkowy. 
  Miały z matką urodziny tego samego dnia. Yenna już wcześniej wyniuchała, że Charlotte zabukowała dwa bilety lotnicze do Los Angeles, ale nie zdradziła się z tym. 
  Los Angeles to było jej marzenie. Nie wiadomo dlaczego, ale ciągnęło ją do tego miasta. A dodawszy dwa do dwóch, wyliczyła, że ich pobyt w Mieście Aniołów pokrywa się z koncertem Stray Kids, a to nie mógł być przypadek. Więc Yenna ściboliła wszystkie zarobione pieniądze, żeby kupić bilet na ich koncert. Nie sobie. Mamie.
  Charlotte nie domyślała się, że córka już dawno odkryła, że gdy nie ma jej w domu, matka słucha jej płyt. Na tapecie w telefonie miała Bangchana, co nieudolnie usiłowała ukryć przed swoją latoroślą. A największym zaskoczeniem dla nastolatki było, gdy odkryła, że jej mama ogląda "Channie's Room". Mało tego! Ona jeszcze pisała na czacie!
  Dziewczyna uśmiechnęła się na wspomnienie o tym. "Kochana mamitka..." pomyślała ciepło.
Dotarła pod dom. Na poddaszu świeciło się światło - znak, że matka wciąż pracowała. Weszła do środka, zamknęła drzwi na zasuwę i rozebrała się z wierzchniego odzienia.
- Mamuś! Jestem już!
  Drzwi od pracowni otwarły się i wyjrzała przez nie głowa Charlotte.
- Zaraz skończę. Postaw, proszę, wodę na herbatę - poprosiła.
  Rzeczywiście, za kilka minut była już na dole. 
- Kończysz już to zamówienie? - spytała młodsza.
- No prawie. Jeszcze kilka detali i pójdzie do właścicielki. 
  Yenna była dumna z matki, która sama utrzymywała je obie, w dodatku zarabiając na tym, co lubiła. Dziewczyna była zadowolona, że razem z ciotką Sharon namówiły ją, żeby zaczęła sprzedawać swoje rękodzieło. A talent do tego Charlotte miała ogromny - spod jej ręki wychodziły piękne tkane i wyszywane obrazy, cudne swetry, czapki czy szale. Kiedy rozniosła się wieść, że robi coś takiego, zaczęła mieć coraz więcej zamówień i klientów. Córka przekonała ją do wystawienia jej prac w internecie. Po małej sprzeczce, że sobie nie poradzi (Charlotte była wybitnie antytechniczna!) udało się stworzyć stronę internetową o wdzięcznej nazwie "Applepie with mint", która z czasem zyskała całkiem pokaźne grono followersów. 
- Kobieto, zwana moją matką, nie będziesz miała nic przeciwko, żebym jutro nocowała u Simone? -zapytała wyczekująco. - Tak dawno nie nocowałyśmy u siebie...
- ...bo aż od tygodnia - wpadła jej w słowo Charlotte. - Jak tylko rodzice Simone się zgodzą, to ja nie mam nic przeciwko - skinęła głową.
- Kochana jesteś! - smarkata rzuciła się matce na szyję, wylewając przy okazji resztę herbaty z maminego kubka.
- Yenna, wariacie! Wylałaś moją pyszną herbatkę! - Charlotte udawała zagniewaną, ale w oczach tańczyły jej wesołe chochliki. - Proszę wziąć ścierkę i posprzątać! - to mówiąc parsknęła śmiechem, nie mogąc już utrzymać powagi.
                                           ~~~~ <> ~~~~

- Hejka, krówko! - ryknęła Yenna do telefonu. 
- Ja ci zaraz dam krówkę, zgago ty jedna! Co za czułe powitanie! - Simone nie była gorsza. - Czego chcesz siło nieczysta?
- Nie dość, że krowa, to jeszcze z amnezją! Chciałaś, żebym u ciebie nocowała, nie? To co, aktualne, czy nie masz ochoty oglądać mojego pyska?
- Pewnie, że mam ochotę i wcale nie zapomniałam. O której będziesz, bo muszę czerwony dywan rozwinąć? - Simone musiała dogryźć Yennie, ale ta wcale się nie przejęła. 
-Tylko go wytrzep porządnie, nie to co ostatnio! - nie pozostała dłużna. - Kończę o osiemnastej, więc dziewiętnasta? Zabiorę tylko parę rzeczy z domu.
- Odebrać cię? 
- Nie, to przecież jedna przecznica. 
- To do jutra bejbe. 
- Buziaki.
                                         ~~~~~ <> ~~~~

Yenna dotarła do Simone parę minut po dziewiętnastej. Przyjaciółka już w progu zarzuciła ją całusami i uściskami.
- Ja się pytam, gdzie mój czerwony dywan?! - zmarszczyła brwi - co za brak szacunku!...
- W pralni, proszę jej wysokości, po tym, jak jej wysokość raczyła wywalić na niego pół opakowania sosu czosnkowego!
  Kwiknęły obie .
  Widywały się co prawda, codziennie w szkole, ale po lekcjach każda miała swoje obowiązki - Yenna próby tańca i pracę w sklepie, a Simone lekcje śpiewu. Przyjaciółka miała piękny głos, czego  Yenna po cichu jej zazdrościła, bo sama miała drewniane ucho. Za to Simone miała dwie lewe nogi, a Yenna świetnie tańczyła.
  Pokój przyjaciółki na pięterku był otwarty na całą szerokość, jakby zapraszał  do środka. Nastolatka bardzo lubiła tam przesiadywać. Było tu mnóstwo obrazków na ścianach, ramek z ich wspólnymi zdjęciami, a nad łóżkiem wisiała, utkana przez Charlotte, wielka podobizna Seonghwy.
- Ty, weź no go czymś zasłoń, bo mnie stalkuje - Yenna jak zwykle musiała dokuczyć Simone. 
- Ej, on jest piękny! I odwal się, bo będziesz spać w piwnicy! Zajmij się Jeonginem! - odgryzła się tamta.
  Rzuciły się na łóżko, aż zaskrzypiało i przez chwilę leżały bez ruchu. 
 - Kupiłaś już? - Simone odwróciła się w stronę Yenny.
- Nie, ale mam już całą kasę. Super, że jestem u ciebie, bo w domu to na pewno mama weszłaby w połowie rozmowy z ciotką i dupa z niespodzianki.
- Nie żal ci, że masz hajs tylko na jeden bilet?
- Szczerze? Może trochę, ale mama zasługuje na to, co najlepsze - w oczach dziewczyny zaszkliły łzy. - Kocham ją najmocniej na świecie. Oprócz mojego Inusia i ciebie, oczywiście.
- No miło mi, że jestem w twoim rankingu dopiero na trzecim miejscu - zauważyła z przekąsem Simone, dając Yennie kuksańca w ramię, a zaraz potem zamykając w szczelnym uścisku.
  Dłuższą chwilę siedziały nic nie mówiąc.
- Dzwoń - Simone dźgnęła Yennę palcem w bok - bo się robi późno.
  Ta sięgnęła po komórkę i z listy kontaktów wybrała numer ciotki Sharon. Po kilku sygnałach z drugiej strony dał się słyszeć ciepły głos kobiety. 
- Dobry wieczór! Yenna, kochanie, jak miło cię słyszeć! Stało się coś?
- Dobry wieczór ciociu! Nie, nie... a właściwie to tak. Pomożesz mi?
  Nastolatka przedstawiła ciotce swój plan, nie mając pojęcia, że Sharon po drugiej stronie usiłuje się nie udusić od powstrzymywanego śmiechu. 
- Jasne, dziecko, jesteśmy dogadane. Zaraz siadam do laptopa. Pieniądze oddasz mi później.
- Na pewno to nie będzie problem?
- Nie, wiesz, że zawsze ci pomogę.
- Wiem.. Kocham cię ciociu.
- Ja ciebie też, skarbie. Odezwę się jutro.
  Yenna spojrzała na Simone.
- Chyba się udało! - i jak wariatki zaczęły obie skakać po pokoju.
- Też bym tak chciała - westchnęła Simone - zobaczyć Seonghwę - zrobiła  maślane oczy do obrazu nad łóżkiem. 
- A idź ty z tym twoim Cegłą! - pacnęła ją Yenna. - Jak już będę panią Yang, to załatwię ci audiencję u niego! 
- Aś jest głupia! - Simone przywaliła przyjaciółce poduszką. - Nienawidzę cię!
- Też cię kocham!
  Przez resztę wieczoru oglądały dramy na Netflixie, jadły niezdrowe przekąski, aż wreszcie, zmęczone, usnęły, przytulone do siebie.
                                      ~~~~ <> ~~~~
ice_queen

  Gdy tylko Yenna się rozłączyła, Sharon parsknęła niepohamowanym śmiechem. Śmiała się tak, że aż jej łzy ciekły po  policzkach. Robert, jej mąż, wyszedł z gabinetu zobaczyć, co takiego rozbawiło żonę. 
- Kochanie, mogę wiedzieć, co jest powodem twojej dzikiej radości?
- Te dwie kombinatorki! 
- Jakie kombinatorki, bo nie bardzo rozumiem...
- Charlotte i Yenna! - Sharon uspokoiła się nieco i wytarła mokre od łez policzki. - Wyobraź sobie, że po południu zadzwoniła do mnie Charlotte. Oznajmiła, że wyjeżdżają z młodą do Los Angeles na urlop, a w tym czasie będzie tam ten ukochany zespół Yenny. I chciała, żeby kupić dla smarkatej bilet na koncert, bo ona próbowała, ale nie umie. Wiesz, Charlotte i to jej nieogarnięcie internetowe... 
  Robert roześmiał się. 
- Nie chciała, żeby Yenna się dowiedziała?
- Właśnie. A przed chwilą zadzwoniła do mnie jej córka. Dokładnie z taką samą prośbą!
- Nie miałem pojęcia, że Charlotte słucha takiej muzyki - zdziwił się małżonek. 
- Bo udaje, że nie słucha i nic ją to kompletnie nie obchodzi. Ale ona nigdy nie ograniczała się do jednego gatunku, więc tak szczerze, to wcale nie jestem zdziwiona. Reasumując - te dwie wariatki wpadły na pomysł zrobienia sobie identycznego prezentu na urodziny. Więc kupię im te bilety. Obok siebie. Żałuję, że nie będę widziała ich min, jak je sobie będą dawać!... - Sharon znowu zachichotała.
  Robert ucałował żonę w czubek głowy. 
- To do dzieła, moja królowo. Dziewczynom należy się coś od życia. 
  Po 20 minutach bilety były już zakupione. Obok siebie i pod samą sceną. Za horrendalne pieniądze!
  A Sharon nazajutrz wysłała dwa identyczne smsy "załatwione".







You Are My BreathWhere stories live. Discover now