31

133 5 3
                                    

Applepie_with_mint

  Charlotte zupełnie nie pamiętała jak znalazła się w domu. Jedno było pewne - wróciła samochodem, bo stał zaparkowany krzywo na podjeździe. Ale jak przejechała przez prawie połowę Lunis - nie wiedziała. Była tak oszołomiona słowami doktora Aedy'ego, że kompletnie nie potrafiła oprzytomnieć. Jakby się czegoś naćpała. 
  Siedziała w sypialni z testem ciążowym w dłoni. Kiedy go kupiła też nie pamiętała. Na pasku widniały wyraźnie dwie czerwone kreski. I, niestety, nie mogło być mowy o pomyłce. Nazajutrz miała zgłosić się na badanie krwi, aby lekarz miał stuprocentową pewność.
  Zastanawiała się jak do tego mogło dojść. Przecież się zabezpieczali. Sama, do cholery, założyła Chrisowi kondoma! Więc jak?! I wtedy przyszedł jej na myśl prysznic. Kochali się bez gumki. Chan, co prawda, wysunął się z niej nim doszedł, ale najwyraźniej nie dość szybko. 
  Ogłupiona, patrzała na test i zachodziła w głowę, co ma teraz zrobić. Jednego była pewna. Chris nie może dowiedzieć się o dziecku. Mimo tego, że potraktował ją podle, Charlotte wciąż go kochała i nie chciała zrujnować mu życia niespodziewanym ojcostwem.  I tak miał dużo własnych problemów. 
  Pomyślała, że znowu przyjdzie jej się zmierzyć z samotnym macierzyństwem, bo nie zamierzała nikomu ujawniać, kto jest ojcem. 
  Boże, Charlotte, masz 34 lata, a nadal popełniasz te same błędy... 
 
17 lat temu, gdyby nie dziadek, też zostałaby samotną matką. Tyle, że wtedy była młoda, głupia i zakochana bez pamięci. Od tamtego czasu zmieniła się tylko liczba jej lat. Nadal była głupia i zakochana. A teraz musi ponieść tego konsekwencje.
  Trzasnęły drzwi, co znaczyło, że Yenna wróciła ze szkoły.
- Mamuś, jestem! - rozległ się głos córki, a zaraz potem odgłos rzuconego na podłogę plecaka. Przez uchylone drzwi wsunęła się do sypialni Charlotte głowa nastolatki. 
- Jestem, mamitka! - powtórzyła. - Dostałam szóstkę z flamandzkiego i czwórkę z testu z chemii. Dumna ze mnie jesteś? - paplała, siadając obok matki. Po chwili dostrzegła trzymany przez  starszą plastikowy przedmiocik. 
- Mamo, czy to jest to, o czym ja myślę? - spytała, wytrzeszczając oczy i wskazując na test. 
Matka skinęła twierdząco głową. 
- Tak. Według doktora Aedy'ego to ósmy tydzień.
                    ~~~~ <> ~~~~
 
skarpetka. jeongina

  Yenna była w tak wielkim szoku, że zapomniała języka w gębie. Patrzała tylko na matkę wielkimi niedowierzającymi oczami i próbowała przyswoić sobie to, co przed chwilą usłyszała.
  Mama w ciąży? Będę mieć rodzeństwo?
 
Przed oczami stanęła jej jedna osoba. Bangchan. To musiało być jego dziecko. 
- Czy on wie? - spytała, gdy już odzyskała zdolność mówienia.
- Nie. I w żadnym wypadku nie może się dowiedzieć. 
- Ale, mamo, przecież on jest ojcem! No, chyba, że się mylę..
- Jest. Nie było nikogo innego. Co nie zmienia zupełnie mojej decyzji. Nie chcę, żeby wiedział. To już nie jest jego sprawa.
- Jak to nie jest?! - oburzyła się dziewczyna. - Dziecko nie powstało z dzieworództwa! Powinien wiedzieć! - upierała się. 
- Yenna, powiedziałam NIE! - matka podniosła głos. - I żebyś nie pisnęła ani słówka Inniemu, zrozumiano? Teraz to tylko i wyłącznie mój problem. 
  Yenna przylgnęła do Charlotte. 
- Nie tylko twój. Nasz.  I obie postaramy się, żeby to nie był problem - ucałowała mamę w policzek. - Wiesz, zawsze chciałam mieć rodzeństwo - uśmiechnęła się. 
  Jakoś to będzie. 
                       ~~~~ <> ~~~~

Applepie_with_mint

Diagnoza doktora Aedy się potwierdziła i Charlotte wiedziała, że na pewno jest w ciąży. Termin miała na sam początek maja. Dostała receptę na witaminy i kwas foliowy, i zalecenie, żeby się nie przemęczać.
  Łatwo było powiedzieć, trudniej zrobić, bo przecież Charlotte prowadziła firmę i żeby z czegoś żyć, musiała być aktywna zawodowo. Postanowiła, że wydłuży termin realizacji zamówień, aby mieć czas na odpoczynek. I tak nie bardzo była w stanie coś robić, bo praktycznie cały czas chciało jej się spać. Na szczęście, chociaż poranne mdłości jej nie dokuczały i ogólnie czuła się całkiem nieźle.
  Odpisywała właśnie na firmowe maile, gdy wyświetliła jej się wiadomość od koreańskiego klienta.

wolf_1003   Przesyłka dotarła. Jest ok. Rezygnuję z drugiego zamówienia.

I tyle. Sucho i beznamiętnie. Jak nie on. Blondynka była pewna, że niezadowolenie klienta spowodowane było opóźnieniem, niemniej jednak zrobiło jej się trochę przykro, bo wydawał się całkiem miły. Potrząsnęła głową i wróciła do pracy. Life goes on.
                    ~~~~ <> ~~~~
 Początek października w Yuvenii zaskoczył wszystkich letnimi temperaturami, więc Charlotte jak najwięcej przebywała  w ogrodzie z tyłu domu. Yenna przytargała jej tam fotel i mały stoliczek, na którym, w cieniu starego, dziadkowego orzecha, kobieta robiła swoje projekty. 
  Ciepły wiaterek muskał jej włosy delikatnym dotykiem. Zamknęła oczy. Pod powiekami pojawił jej się obraz Chana, więc szybko je otwarła.  Nie chciała wracać do przeszłości. Jednak przeszłość wciąż wracała do niej. 
  Trzeciego października prawie cały dzień starała się nie myśleć o urodzinach Chrisa. Wmawiała sobie, że nic ją to nie obchodzi, że było - minęło. Jednak trochę przed północą koreańskiego czasu, czyli około szesnastej w Lunis, uległa sama sobie i wysłała chłopakowi życzenia. Nic wielkiego, ot zwykłe Spełnienia wszystkich marzeń. I tak nie łudziła się, że Bang jej odpisze. Ich czas minął.
                   ~~~~ <> ~~~~

wolf_1003

 W dzień swoich urodzin Chan obudził się około południa. Umył zęby i poszedł do kuchni. W mieszkaniu panowała przenikliwa cisza. I wszechobecny bałagan.  No tak, do tej pory to on pilnował wszystkich, żeby sprzątali po sobie. Kiedy zaś przestał z kimkolwiek rozmawiać, olali swoje obowiązki domowe.
  Wyjął z lodówki mleko, z szafki miseczkę i chciał nasypać płatków. Niechcący potrącił naczynie pudełkiem i miska spadła na podłogę, roztrzaskując się w drobny mak. Mleko wypadło Chrisowi z ręki, tworząc na płytkach białą kałużę. Wytarł je jakąś ścierką, przy okazji wbijając sobie w dłoń odłamek szkła. Rzucił mokrą ścierkę do zlewu, zębami usiłując wyciągnąć szkło z ręki, co udało mu się dopiero chyba za dziesiątym razem. Pozbierał kawałki miseczki na szufelkę i wyrzucił do kosza. 
  Stał i patrzał na chaos panujący dookoła. Dotarło do niego, że nie może tak dalej żyć, bo całkiem zdziadzieje. 
  Wrócił do pokoju i stanął przed lustrem w łazience. Nieogolony, w pomiętej koszulce i ze skołtunionymi włosami, wyglądał jak luj parkowy. Zdjął ubranie i wszedł pod prysznic. Myjąc się, wspominał jak bardzo pomocna mu była Charlotte. No, ale, cóż, sam ją do siebie zniechęcił.  Odświeżony, zabrał się za sprzątanie pokoju, który wcale nie był w lepszym stanie niż reszta dormu.  Po dwóch godzinach, zmachany, wywalił trzy worki śmieci i uznał, że jest trochę lepiej. 
Wstawił brudne naczynia do zmywarki, wytarł kuchenny blat i zamiótł podłogę. Miał problem, żeby zgarnąć śmieci na szufelkę, ale ostatecznie wpadł na pomysł trzymania jej stopą.  Rozejrzawszy się wokół, poczuł satysfakcję, że otoczenie wygląda nieco czyściej. 
  Z pobliskiej cukierni zamówił z dowozem ciastka ,chcąc zrobić pozostałym przyjemność. Nie wiedział, co prawda, czy w ogóle będą  w mieszkaniu na noc, ale chciał być przygotowany.
  Poszedł do siebie i załączył laptopa. Na oficjalnej stronie zespołu były życzenia dla niego. Każdy z chłopaków napisał mu coś miłego. Zrobiło mu się  głupio. Był strasznym bucem przez ostatnie dni, a oni mimo wszystko nadal go lubili. Łzy zapiekły go pod powiekami. 
Musi wrócić do formy. Musi, choćby nie wiem co.  Odszukał pozostawiona przez Charlotte Kartkę z numerem do neurologa i umówił się na wizytę. Miał tylko nadzieję, że nie jest już za późno. 
  Zmęczony tymi wszystkimi czynnościami, położył się na łóżku z telefonem i wszedł na instagrama jasnowłosej. Chciał do niej napisać, ale nie miał odwagi, zwłaszcza po odczytaniu swojej ostatniej wysłanej do kobiety wiadomości. 
Debil, no debil. Żeby rozpierdolić taki związek to trzeba się nazywać Christopher Bang.

  Zasnął. 
  Obudziły go hałasy dobiegające z jadalni, więc obmywszy twarz wodą, poszedł tam. Wraz z jego wejściem zapadła cisza. Już chciał wrócić do pokoju, gdy poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. 
- Wszystkiego najlepszego, bracie - Binnie poklepał go po plecach.
 Odwrócił się go chłopaka. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym padli sobie w objęcia. 
- Przepraszam, Changbin, byłem idiotą - wychrypiał Chan przez łzy.
- Nadal jesteś. Co nie zmienia faktu, że jesteś wciąż naszym liderem i nie przestaliśmy cię kochać.



Od Autorki: 
 Może będą jeszcze z niego ludzie, jak myślicie?

Bardzo, bardzo dziękuję wszystkim moim czytelnikom! Gdyby nie Wy nie byłoby tego :


 Kocham Was!!! Do następnego!

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

 Kocham Was!!!
 
Do następnego!

You Are My BreathDove le storie prendono vita. Scoprilo ora