39

127 8 6
                                    

Yenna odlatywała do Yuvenii 27-go grudnia. Jeongin, z racji zobowiązań, wyjechał już poprzedniego wieczora. Pożegnanie było bardzo łzawe - oboje wciąż nie mogli się sobą nacieszyć i tych kilka dni spędzonych razem to było stanowczo za mało. Niestety, nic nie można było zrobić, bo każde z nich miało swoje obowiązki - Yenna szkołę, a Innie koncerty i nagrania.  Przyrzekli sobie jednak, że przy pierwszej nadarzającej się okazji znowu się zobaczą.

Dziewczynę na lotnisko, tak jak przy przylocie, odtransportował Jeongsang. Polubił narzeczoną brata i po trochu, bezwstydnie, wykorzystywał ją, aby podszkalała go w angielskim. Mały Jeongmin płakał przy pożegnaniu i wciąż pytał, kiedy Europejka znowu przyleci.  Yenna, niestety nie mogła mu nic obiecać, nad czym chłopczyk bardzo ubolewał.

Państwo Yang czule pożegnali nastolatkę, życząc spokojnego lotu. Eunji wymusiła na niej obietnicę, że odezwie się zaraz po powrocie, choćby była to północ. Wzruszona blondynka mocno ucałowała oboje Koreańczyków i odjechała z ich najstarszym  synem na dworzec, a stamtąd pociągiem do Seulu, skąd miała samolot do Paryża.

Na Incheon były tłumy fanów i dziennikarzy, widocznie znowu jacyś idole gdzieś odlatywali lub skądś wracali.  Yenna odprawiła się, nadała bagaż i jeszcze przez chwilę stała z bratem Inniego,  przyglądając się z politowaniem biegającym hordom nastolatek. 

Wywołano pasażerów jej lotu, więc pożegnała się z Sangiem, który mocno ją  przytulił i życzył spokojnej podróży. Zabrała torbę podręczną i wtedy oślepił ją flesz, a zaraz następny. Zdezorientowana, najpierw przysłoniła oczy dłonią, a zaraz potem puściła się biegiem ku bramkom. Odetchnęła dopiero za nimi. Jednak cały czas ścigały ją błyski lamp aparatów. Nie wiedziała o co chodzi. Pomyślała, że pewnie musieli ją z kimś pomylić. 

Boeing do Paryża znowu wypełniony był do ostatniego miejsca. Nastolatka usiadła na swoim siedzeniu i prawie całą podróż przespała ze słuchawkami na uszach. I śnił jej się, oczywiście, nie kto inny, jak jej, teraz już, narzeczony. Do domu dotarła następnego dnia późnym wieczorem. Mamy jeszcze nie było - zostawała u Westerholtów do Nowego Roku.

Zmęczona dziewczyna ochlapała się tylko, zmywając byle jak makijaż i zasnęła jak niemowlę po cycku, wysyłając jeszcze tylko wiadomość do Eunji, że bezpiecznie dotarła.

Obudziło ja dziesięć godzin później powiadomienie z YouTube. Chan wydał solową piosenkę. Natychmiast włączyła odtwarzanie i aż usiadła.  Utwór zawierał słowa mamy napisane na czacie. I był najoczywistszym wyznaniem miłości. Szybko wystukała numer rodzicielki.

Charlotte odebrała po trzecim sygnale, śmiejąc się do kogoś w tle. 
- Cześć, córcia! Wróciłaś już? No jak  tam było? - nie dała nastolatce dojść do słowa.

- Mamo, mamo, mamo! - przerwała jej Yenna. - Czy ty słyszałaś nową piosenkę Bangchana? - wypaliła z grubej rury. 

 Z drugiej strony zapadła cisza. Słychać było tylko kroki idącej gdzieś Charlotte, a następnie szczęk zamykanego zamka. 

- Słyszałam - odezwała się wreszcie matka. 
- I co ty na to? Przecież on ci wprost wyznaje miłość! Proszę cię, odezwij się do niego! Nie bądź upartym osłem!

Charlotte milczała.

- Mamo! Ty go wciąż kochasz! Napisz mu chociaż słowo! Nie możesz tak żyć!

- Yenna, wydaje mi się, że rozmawiałyśmy już na ten temat. To skończony rozdział. A poza tym wcale nie mam pewności, że to akurat o mnie. Nie odzywał się tyle czasu... - westchnęła starsza i słychać było jak pociąga nosem.

- Jak nie o tobie?! Tam są nawet twoje słowa!
- Nie, Yenna. Masz rację, nadal kocham Chrisa, ale nie chcę mu rujnować życia i kariery. Zbyt wiele nas dzieli. 

You Are My BreathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz