38

135 8 15
                                    

Boże Narodzenie w Korei było zupełnie inne niż w Europie. Nie było kolacji wigilijnej ani ogromnych spędów rodzinnych, za to były prezenty i słodycze.

Państwo Yang chcieli dać Yennie chociaż namiastkę europejskich świąt i postawili choinkę, pod którą znalazły się wszystkie podarunki, również te od dziewczyny. Mama Inniego przygotowała różne smakołyki, a nastolatka, namówiona przez chłopaka, upiekła słynną yuvenijską szarlotkę, nieco zmodyfikowaną, ale i tak zachwycającą kubki smakowe wszystkich domowników. A blondynka po spróbowaniu wszystkiego miała wrażenie, że zaraz pęknie.

Po "kolacji" rozdano prezenty. Pan Dowon w czapce Mikołaja wyciągał paczki i paczuszki spod drzewka i wręczał adresatom. Yenna liczyła jedynie na prezent od Inniego, tymczasem, ku swojemu zaskoczeniu, dostała je od wszystkich. Wzruszona, dziękowała ze łzami w oczach. Zachwycił ją zwłaszcza hanbok, podarowany przez rodziców Jeongina.

Yangowie też byli zadowoleni z jej podarunków. Eunji natychmiast włożyła zakładkę do czytanej książki, tata oznajmił, że spinkę przypnie do krawata już dzisiaj wieczorem. Sang cieszył się jak dziecko z Sokoła Millenium, a Jeongmin natychmiast wysypał klocki z pudełka  i zabrał się do układania, przedtem o mało nie dusząc dziewczyny z radości.

Bracia założyli też t-shirty od Yenny, wywołując u rodziców atak śmiechu. Na koszulkach bowiem było napisane: u Sanga - Jestem najstarszy. To ja ustalam zasady., u Inniego - Jestem średni.  To przeze mnie są zasady., zaś u Jeongmina - Jestem najmłodszy. Mnie zasady nie dotyczą. Eunji kazała im się ustawić obok siebie i zrobiła synom zdjęcie, gratulując Europejce pomysłu.

Na nadgarstku dziewczyny błyszczała srebrna bransoletka z identyczną zawieszką jak posiadany przez nią wisiorek. Jeongin był oczarowany swoją bransoletką, a zwłaszcza umieszczonym na niej napisem. Doskonale wpasował się w jego plan.

Państwo Yang wychodzili do znajomych, Sang z dziewczyną również. Jeongmina zabierała babcia chłopaków, więc Yenna myślała, że zostaną z czarnowłosym sami w domu, ale ten poprosił zaskoczoną dziewczynę, by się elegancko ubrała i była gotowa na 18.30.

Założyła więc, przezornie zabraną na wyjazd miętową sukienkę z szyfonowymi bufiastymi rękawami i wcisnęła się w rajstopy, o mało co nie robiąc w nich dziury. Nie chciała iść z gołymi nogami, bo na dworze było zimno, a ona aż taką elegantką to nie była. Całość stroju uzupełniały pantofelki na niewielkim obcasie.

Zrobiła delikatny makijaż i podkręciła włosy. Przejrzawszy się w lustrze uznała efekt tych zabiegów za zadowalający. Zabrała torebkę i zeszła na dół do salonu, gdzie czekał już chłopak, pożerając ją wzrokiem.

- Ślicznie wyglądasz, kotku - przytulił ją do siebie, a dziewczyna, nie będąc przywykłą do komplementów, zaczerwieniła się jak piwonia.

I.N również prezentował się doskonale w dopasowanym garniturze i pod krawatem. Stanęli obok siebie przed lustrem.

- Nie uważasz, że tworzymy bardzo ładną parę? - Yennie podobało się ich odbicie.
- Owszem, ale ty jesteś jej piękniejszą częścią.
- Polemizowałabym - roześmiała się.

Chłopak pocałował ją w czoło.
- Chodźmy, bo taksówka pewnie już czeka.

Wyszli z domu, a Innie zamknął drzwi. Rzeczywiście, taksówka stała już przed bramą posesji Yangów. Mężczyzna otworzył blondynce drzwi, po czym wsiadł za nią i podał kierowcy adres. Yenna zrozumiała tylko słowo "hotel".

- Gdzie jedziemy? - spytała cicho. 
- Niespodzianka.

Po kilkunastu minutach pojazd podjechał pod Hotel Lotte. Yang wysiadł i otworzył  Yennie drzwi. Stanęła na chodniku i otuliła się płaszczykiem. Chłopak uregulował rachunek i wziął ją za rękę. Wjechali windą na 43 piętro. Przy wejściu do restauracji obsługujący Koreańczyk potwierdził rezerwację, odebrał od nich płaszcze i skierował parę w róg sali, do stolika przy ogromnych oknach, z fantastycznym widokiem na Busan.

Było tu co najmniej luksusowo.

Innie podsunął dziewczynie krzesło, a gdy już oboje usiedli, natychmiast zjawił się kelner  z menu. Po krótkiej dyskusji, co wybrać zamówili posiłek.

Yenna dyskretnie rozglądała się po sali. Była zapełniona do ostatniego miejsca. Przeważały pary, nie tylko mieszane, ale z tym akurat nastolatka nie miała najmniejszego problemu. Kelner przyniósł zamówienie wraz z winem dla Jeongina i, z racji wieku, lemoniadą dla Yenny.

- Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie - spojrzała mu głęboko w oczy.
- Postaram się, żeby tak było - chłopaka aż paliła kieszeń marynarki, ale chciał, żeby wszystko to, co sobie zaplanował, odbyło się w należytej kolejności.

 Po kolacji zamówili jeszcze herbatę i ciasto. Kelner podszedł i wraz z zamówieniem podał Yangowi bukiet róż, które Koreańczyk wręczył zawstydzonej dziewczynie.  

- Są piękne - wyszeptała, kryjąc zarumienioną twarz w bukiecie.

To był TEN moment.

Jeongin wstał z krzesła, stanął przed zdumioną blondynką i wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko. Wewnątrz był pierścionek.

- Yenno Kirkpatrick, czy zechcesz uczynić mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zostaniesz moją żoną? - ukląkł przed nią.

Yenna zakryła usta dłońmi, nie wierząc w to, co widzi. Myśli w jej głowie pędziły z prędkością pendolino. Patrzała na bruneta i wydawało jej się, że to sen.

- Yenno? - Innie patrzał wyczekująco.

Dziewczyna skinęła twierdząco głową.

- Tak. Tak. Tak! O niczym innym nie marzyłam! Tak, Yang Jeongin! Zgadzam się! - łzy jak grochy toczyły jej się po policzkach.

Jeongin włożył pierścionek na serdeczny palec Yenny. Pasował idealnie.

- Powiedziała TAK! - krzyknął głośno, na co siedzący najbliżej goście zaczęli klaskać. 

A gdzieś  w dalszym kącie sali błysnął flesz.
                             ~~~~ <> ~~~~

Do domu wrócili przed północą. Rodzice chłopaka tez już byli. Eunji spojrzała tylko na rozpromienionego syna i zaróżowioną Europejkę i już wiedziała wszystko.

- Mam wam gratulować?

Jeongin przytulił się z jednej strony do rodzicielki, z drugiej objęła ją Yuvenijka.

- Tak się cieszę...- Kobieta ocierała łzy wzruszenia.  Wiedziała, że prawdopodobnie ten moment nastąpi, ale nie spodziewała się, że tak szybko. Jednak pokochała tą miłą dziewczynę z dalekiego kraju jak swoją córkę i była pewna, że jej syn wie, co robi.  Była pewna jak nigdy w życiu.
                     ~~~~ <> ~~~~

Dla Chana nie były to zbyt wesołe święta. Pokłócony z matką, nawet nie chciał słyszeć o podróży do Australii, mimo, że siostra go namawiała. Wolał siedzieć sam w dormie, niż wysłuchiwać znowu umoralniających kazań Jessicy.

Za to kiedy mama Changbina dowiedziała się, że dwudziestosześciolatek nigdzie się nie wybiera, natychmiast zaprosiła go do ich domu. Jinhee traktowała Chrisa jak swojego drugiego syna i nie przyjmowała do wiadomości żadnej odmowy. Dlatego też koniec końców Bangchan wylądował u państwa Seo, gdzie trochę zapomniał. Ale tylko o rodzinie, bo w jego głowie wciąż siedziała drobna blondynka z Lunis. I chociaż tęsknił za nią niezmierzoną tęsknotą, to nie miał odwagi zadzwonić.
                    ~~~~ <> ~~~~

U Westerholtów było jak zwykle - ciepło, miło, rodzinnie. Charlotte, mimo, że zarzekała się, iż nie kiwnie palcem przy przygotowaniach, pomagała Sharon i jej córce, Evie. Właściwie mogłaby tego nie robić, bo Eva była bardzo rozgarniętą dwunastolatką, ale nie umiała siedzieć bezczynnie. Dlatego stała przy garnku z barszczem i miąchała w nim ogromną łychą, co i raz próbując, czy dobry. 

Starała się nie myśleć o Chrisie. STARAŁA, bo obraz Banga jak bumerang wciąż wracał do niej.  Wreszcie, udręczona własnymi myślami, odłożyła łyżkę i poszła do pokoju po telefon. Wystukała na klawiaturze kilka słów. Długo patrzała na ekran wyświetlacza, aż w końcu skasowała napisaną wiadomość.  Tak będzie lepiej dla wszystkich.




Od Autorki:

Dosyć długo mnie nie było, ale trochę posypało mi się zdrowie i miałam problemy osobiste, przez które nie byłam w stanie się skupić na pisaniu. Mam nadzieję, że wybaczycie mi. Obiecuję poprawę! 
 
Do następnego!


You Are My BreathWhere stories live. Discover now