37

147 6 8
                                    

- Córcia, co ty na to, żeby święta spędzić u Westerholtów? - Charlotte pakowała ostatnie świąteczne zamówienia do wysłania. - Ciotka z wujem nas zapraszają, a niekoniecznie chce mi się stać przy garach i gotować barszcz, kiedy ktoś może zrobić to za mnie.

Yenna milczała. Po chwili westchnęła i odpowiedziała.
- Nie obraź się, mamo, ale... właściwie to nie wiem jak ci to powiedzieć... powinnam zrobić to od razu...
- Co? Coś ty zmajstrowała? - Charlotte odłożyła paczkę na stół i, podparłszy się rękami na biodrach, obserwowała jak jej córka przybiera kolor pomidora.

- Nic! - nastolatka zareagowała gwałtownie. Wypuściła powietrze z płuc i wypaliła - Innie zaprosił mnie na święta. I, proszę cię, mamuś, zgódź się! Będę grzeczna! I nie przyniosę ci wstydu! Tylko, proszę, pozwól mi lecieć do niego! - Yenna błagała prawie na kolanach.

Charlotte zamarła. Jak to na święta? Do Korei? Sama? Wykluczone! Smarkata chyba zwariowała, myśląc, że jej pozwoli - kotłowało się jej w głowie.

- Yenna, masz dopiero siedemnaście lat...
- Mamo, wiem! Nie zrobię niczego głupiego, obiecuję! Proszę, pozwól mi lecieć! Będę najszczęśliwszą osobą pod słońcem!
- A co ze mną? Pomyślałaś, że spędziłabym święta sama, gdyby nie Sharon i Robert?
- Tak, oczywiście, dlatego bałam się ciebie zapytać. A jak wyskoczyłaś z tą propozycją od cioci i wujka, to chyba będę mogła?... - zrobiła do matki maślane oczy.

- No nie wiem. Muszę się zastanowić - Charlotte wcale nie była przekonana do tego pomysłu. Musiała porozmawiać z Yangiem, jak on to wszystko widzi. Spakowała ostatnią paczkę i zamówiła kuriera, a potem zamknęła się w sypialni.

Jeongin odebrał prawie od razu. Spodziewał się, że Charlotte do niego zadzwoni - w końcu chodziło o jej córkę. Nieletnią, zresztą, z czego mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę. Po krótkiej rozmowie i przedstawieniu kilkunastu argumentów "za", Innie ubłagał kobietę. Ta nazwała go męczybułą i, śmiejąc się, rozłączyła. Musiała teraz oznajmić to Yennie, najlepiej w jakiś delikatny sposób, bo jej szalona córka gotowa była udusić ją z radości. Niestety, albo -stety, Jeongin ubiegł ją, więc gdy wyszła z sypialni, Yenna wydawała już z siebie piski ucieszonego makaka.

- Widzę, że nie muszę nic mówić?
- Mamuś, kocham cię! Jesteś cudowna! - biegała wokół matki jak nakręcany bączek.

- Cudowna to jest woda z Lichenia. Uspokój się, wariatko! Rozumiem, że się cieszysz, ale pohamuj trochę emocje i pomyśl jakie prezenty kupić, bo raczej z pustymi rękami nie polecisz.

Yenna momentalnie przystanęła, jakby jej się załączył ABS. Złapała się za głowę.
- Rany boskie! Przecież ja nie mam pojęcia, co im kupić! To znaczy za wyjątkiem Inusia, bo dla niego mam już prezent. Ale jego rodzicom? I braciom? Mamo, ratuj!

- Co ratuj, co ratuj! Sama wlazłaś w błoto, to się z niego gramol!
- No nie bądź taka! Pomóż mi!
- Dobrze, już dobrze. Ubierz się i pojedziemy do centrum handlowego. Im wcześniej, tym lepiej.

Wyprawa do Gallery Center okazała się owocna. Dla Eunji kupiły śliczną srebrną zakładkę do książki, z wiszącym ruchomym piórkiem, tata Jeongina miał dostać spinkę do krawata, Sang, który kolekcjonował wszystko, co związane ze Star Wars - miniaturkę Sokoła Millenium, a Jeongmin oryginalne duńskie klocki Lego. Cała trójka rodzeństwa miała też dostać koszulki z  zabawnymi napisami.

Dla Inniego Yenna miała kupiona bransoletkę, na której kazała wygrawerować datę ich pierwszego spotkania i słowa "Na zawsze Twoja".
                      ~~~~ <> ~~~~

- Naprawdę spędzisz święta w Korei? - Simone nie mogła uwierzyć, że Yenna leci do Jeongina. - Szczęściara! Jak ja ci zazdroszczę, nie masz pojęcia !...

You Are My BreathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz