47

145 13 2
                                    

skarpetka.jeongina

Koniec marca przyniósł Yennie mnóstwo nauki. Musiała pozaliczać przedmioty, bo od września miała kontynuować studia na seulskim uniwersytecie,  a chciała wystartować z jak najlepszymi ocenami.

Pisała właśnie ostatnie zaliczenie, z historii stosunków międzynarodowych. Wyciszony telefon leżał spokojnie w torbie obok krzesła, bo nie chciała, by cokolwiek ja rozpraszało. Temat okazał się dosyć łatwy i szybko się z nim uporała. Oddała pracę i wyszła na korytarz, tuż za nią Margarete, która również skończyła.

Yenna wyjęła komórkę i zbladła. Na wyświetlaczu było dwadzieścia połączeń od Christiny i co najmniej drugie tyle od Beatrix i Simone. Włosy zjeżyły jej się na głowie. Jeżeli Christina dzwoniła, to... Boże! Coś się stało Junseo! Ale nie... przecież mama by zadzwoniła, a tymczasem nie było ani jednego połączenia od niej. A co jeśli?!... Zrobiło jej się niedobrze.

- Co się dzieje?! - złapała ją pod rękę Margarete. - Źle się czujesz?

Blondynka pokazała koleżance telefon. Ta, widząc liczbę połączeń, kazała jej natychmiast oddzwonić. Ale Yenna nie zdążyła, bo Christina po raz kolejny spróbowała się z  nią skontaktować. Drżącą dłonią nacisnęła zieloną słuchawkę.

- Tak, babi? Stało się coś?

Z głośnika dobiegło marudzenie Junseo i stłumiony szloch pani Duplantier.

- Yenna, mama miała wypadek. 

Żeby nie szybka interwencja Margarete, Yuvenijka wylądowałaby z pewnością na podłodze, bo zrobiło jej się słabo. Belgijka posadziła ją na jednej z ławek, dała wody z butelki, po czym zabrała jej komórkę. 

- Dzień dobry, tu Margarete, koleżanka Yenny. Czy coś się stało?


- Dzień dobry, Christina Duplantier, opiekunka Junseo, przyszywana babcia. Mama Yenny miała wypadek, jest w szpitalu. Nic mi nie chcą powiedzieć, bo nie jestem rodziną - starsza pani usiłowała się opanować, ale słychać było, że jest roztrzęsiona. - Proszę jej przekazać, by jak najprędzej wróciła do domu - Christinie płacz odebrał zdolność dalszego mówienia.

- Oczywiście, wszystkim się zajmę, proszę się nie martwić - Margarete zachowała zimną krew. - Do widzenia. 

Oddała półprzytomnej, bladej jak ściana, Yennie telefon. Z sali egzaminacyjnej wyszły równocześnie Siena i Yvonne. Widząc Yuvenijkę w kolorze trzydniowego nieboszczyka od razu zorientowały się, że dzieje się coś złego. Margarete szybko przekazała im wieści o Charlotte. Siena natychmiast zadzwoniła do Evy, prosząc, by ta powiadomiła matkę, Yvonne zaś zamówioną taksówką zwiozła Yennę do domu Westerholtów.

Dziewczyna wrzuciła do torby podróżnej parę drobiazgów i razem z Sharon pojechały samochodem do Lunis.  Starsza usiłowała zdobyć bilety na samolot, ale najbliższy wolny lot był dopiero następnego wieczora, a za ten czas już dawno dojechałyby do stolicy.

Sześć godzin drogi minęło  prawie w całkowitym milczeniu. Każda zatopiona była w swoich myślach. Na Glacier Rue dotarły wieczorem. Sharon zajęła się malcem, dając odpocząć zmęczonej fizycznie i psychicznie Christinie. Yennę natomiast Simone, poproszona przez przyjaciółkę, zawiozła do szpitala.

Mimo późnej pory w klinice panował ruch jak na targu. Na szczęście Beatrix miała dyżur i zabrała je na oddział, gdzie leżała Charlotte. Poprosiła Yennę, by zaczekała i po chwili wróciła z lekarzem. 

- Panie doktorze, co z mamą?! - dziewczyna złapała medyka za rękaw kitla.

- Pani mama jest w śpiączce farmakologicznej, bo, niestety, na skutek wypadku nastąpił obrzęk mózgu.

You Are My BreathDonde viven las historias. Descúbrelo ahora