21

175 5 0
                                    

wolf_1003

   Minął prawie tydzień od awantury z Parkiem. Chris musiał jak najszybciej znaleźć dobrego prawnika, zajmującego się showbiznesem. Siedział przy laptopie, z komórką w ręku i po kolei obdzwaniał wszystkich znalezionych w necie. Bez większego rezultatu. Ten był zbyt zajęty, tamten wydawał się niekompetentny, kolejny zażądał zbyt wygórowanego wynagrodzenia, jeszcze inny, na wieść o JYP, po prostu się rozłączył. Chan był w kropce. MUSIAŁ kogoś znaleźć, inaczej Park będzie górą, a on wyjdzie na głupca. No i liczyła na  niego pozostała część zespołu.
  Z tego wszystkiego rozbolała go głowa. Potarł skronie i zamknął oczy. Pod powiekami pojawił mu się obraz Charlotte.
  Na zegarku była 11, więc nie mógł do niej teraz zadzwonić, bo z pewnością by ją obudził. Postanowił zrobić to później.
  Wrócił do obdzwaniania prawników. Po kolejnych dwóch godzinach miał dosyć, a jego komórka była bliska agonii. Wyszedł na balkon zaczerpnąć powietrza. Głowa bolała go coraz bardziej. Zrobiło mu się ciemno przed oczami i osunął się na gorące płytki balkonu.
                   ~~~~ <> ~~~~

króliko_świnka

   Changbin z domu rodziców usiłował się dodzwonić do Chana od dobrych dwudziestu minut, ale ciągle włączała mu się poczta. Jego matka chciała zaprosić Chrisa na wieczornego grilla, ale ten najwyraźniej gadał z kimś jak najęty. Seo przemknęło przez głowę, że może  Bang znalazł w końcu jakiegoś prawnika do sporządzenia ich kontraktów, więc zdecydował, że ponęka go za jakiś czas .Jednak, gdy po kolejnej półgodzinie telefon Chana nadal odpowiadał pocztą, Bin zaniepokoił się. Lider ZAWSZE oddzwaniał. A przede wszystkim nie był zwolennikiem długich niepotrzebnych telefonicznych rozmów. Changbin zastanowiła się, kto może być  w dormie o tej porze. Hmm... Innie? Szybko wybrał numer najmłodszego. 
- No co tam, hyung? - usłyszał zaspany głos maknae. Chłopak wciąż odsypiał różnicę czasu.
- Innie, proszę, zajrzyj do Chrisa. Nie odbiera ode mnie telefonu, cały czas łapie mnie poczta - w głosie Seo słychać było zdenerwowanie.
- Już lecę, hyung! Zaraz dam ci znać - i, nie rozłączając się, Jeongin popędził do pokoju Banga. - Bin, drzwi są  zamknięte!
- Otwórz je czymś, nie wiem! Coś musiało mu się stać!
  Innie walnął ramieniem w drzwi. Ani drgnęły, więc rozpędził się i jeszcze raz uderzył, niestety, znowu bez efektu. Za to hałas wywabił z pokoju LeeKnow i Jisunga.
- Co się dzieje?
- Chyba coś jest z Chanem, nie odbiera telefonów, drzwi są zamknięte! - Innie był przerażony.
   Minho pobiegł do schowka, skąd wrócił z... wytrychem.
- Skąd mamy takie rzeczy? - spytał zdumiony Han.
- Nieistotne, ale, jak widać, czasem są potrzebne - Minho sprawnie grzebał wytrychem w zamku, który po chwili puścił. Wpadli do pokoju.
- Nie ma go!
- Balkon - Han zauważył uchylone drzwi. - Jest! Chan! Chris! Jezu, Minnie, zrób coś! - chłopaka ogarnęła panika.
- Han, uspokój się i zadzwoń po karetkę - zawołał Lee. - A ty - zwrócił się do Inniego - pomóż mi go zabrać z tego słońca.
   Changbin wszystko słyszał, bo Yang nie wyłączył komórki. Przeprosił rodziców, wskoczył do auta i popędził do dormu - na szczęście nie miał zbyt daleko, za to przez środek zakorkowanego Seulu. Gdy dojeżdżał już na miejsce, minął się z ambulansem na sygnale. Zaparkował i położył głowę na kierownicy. 
Boże, nie pozwól, żeby mu się coś stało.
                ~~~~ <> ~~~~

lisek.stepowy

  Jeongin siedział na kanapie w salonie z Hanem i Minho. Środki na uspokojenie, które zaaplikował mu pielęgniarz, chyba zaczynały działać, bo robił się senny.
  Do pomieszczenia wszedł, blady jak trup, Binnie.
- Gdzie go zabrali?
- Do Uniwersyteckiego. Nie chcieli nam udzielić żadnych informacji, bo nie jesteśmy rodziną - głos Lee był matowy. - Manager tam pojechał. Zadzwoniłem do jego mamy, przyleci jak najszybciej. Do tego czasu możemy tylko czekać.
   Seo spojrzał na Inniego. Ten pokręcił przecząco głową.
- Masz jej numer? - spytał Yanga. 
- Nie. Mam tylko do Yenny, jej córki. Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - chłopak nie był do końca przekonany.
- Powinna wiedzieć.
  Jeongin poszedł do siebie. Przysiadł na łóżku, wybrał numer dziewczyny i z wahaniem nacisnął zieloną słuchawkę. Tęsknił za nią, za jej głosem, ale bał się jak zareaguje na to, co miał do przekazania jej matce.
   Po kilku sygnałach z drugiej strony rozległ się głos jego skarba.
- Inuś!... To naprawdę ty?!
- Tak... Nie obudziłem cię?
- Nie, już wstałam, jest 8 rano. Mój "ulubiony" sąsiad wpadł na pomysł, żeby kosić trawę i obudził pół dzielnicy - zachichotała, ale zastanowiła ją cisza z drugiej strony. - Innie?
- Możesz mi podać numer do twojej mamy?
- Pewnie, ale... stało się coś? - zmroziło ją. 
- Proszę, podaj mi ten numer! - krzyknął. 
- Już. XXXXXXXXXXX. Powiesz mi teraz, co się dzieje? - chyba była zła.
- Zadzwonię do ciebie później. Przepraszam... - i rozłączył się, nie wiedząc, jak ma jej to powiedzieć. Czuł się obrzydliwie, że tak ją potraktował.
  Wrócił do salonu i podał Seo karteczkę z numerem.
- Ty zadzwoń. Ja nie jestem w stanie.
                        ~~~~ <> ~~~~

Applepie_with_mint

  Odgłos rzężącej i warczącej kosiarki sąsiada, pana Duplantier, wyrwał Charlotte ze snu. Staruszek był przygłuchawy, natomiast reszta sąsiadów zdecydowanie nie, w dodatku była niedziela i 8 rano! Najchętniej zrobiłaby sąsiadowi awanturę, ale wiedziała, że to i tak nic nie zmieni, bo starszy pan był uparty jak osioł i jak już sobie coś postanowił, to to robił, niezależnie od pory dnia czy tygodnia.
  Zrezygnowana, założyła szlafrok i poszła do kuchni, zrobić sobie kawy. Ziewając i trąc oczy, zalała wodą czarny proszek. Pociągnęła łyk, w nadziei na szybkie obudzenie. Bleee! Zapomniała posłodzić. Sięgnęła po cukier, gdy rozdzwonił się telefon.
  W niedzielę o tej porze? Kogo licho niesie? zdziwiła się.
  Na wyświetlaczu był nieznajomy numer, więc odrzuciła połączenie. Telefon zabrzęczał ponownie - znów ten sam numer. Zignorowała go; niech sobie dzwoni.
  Do kuchni weszła Yenna z nachmurzoną twarzą.
- Możesz odebrać ten cholerny telefon?! - spytała matki, raczej żądając niż prosząc.
- Dlaczego? To jakiś nieznajomy numer...
- Odbierz! - krzyknęła nastolatka.
- Czy ty się, przypadkiem, nie zapominasz? - Charlotte stanęła przed córką, gotowa palnąć jej kazanie, gdy telefon rozdzwonił się po raz trzeci.
- Odbierz, proszę - Yenna popatrzała na nią błagalnie. - Mamo!...
  Nacisnęła więc zieloną słuchawkę.
- Przepraszam, że niepokoję - z  głośnika dobiegł męski głos. - Pani Charlotte Laundberg?
- Tak, a kto mówi? - kobieta była zaskoczona. - I o co chodzi?
- Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Seo Changbin, przyjaciel Chana.
  Charlotte zamarła. Coś było nie tak. Drżącym głosem odezwała się do aparatu.
- Czy coś się stało, panie Seo?
- Chris jest w szpitalu.
   Blondwłosej gwałtownie zabrakło powietrza w płucach. Czuła się tak, jakby klatkę piersiową przygniótł jej właśnie stukilowy kamień.
- Ja... czy on.. - wyjąkała, czując jak łzy drapią jej gardło. 
- Nic nie wiemy, karetka zabrała go jakąś godzinę temu, a nam nic nie chcą powiedzieć. Manager do niego pojechał. Powiadomiłem tez panią Bang. I pomyślałem, że pani też powinna wiedzieć...
  Ostatkiem sił zmusiła się, żeby mu odpowiedzieć.
- Dziękuję panu. Proszę do mnie zadzwonić, jak tylko coś będzie wiadomo.
  Nie mogła już dłużej mówić, więc rozłączyła się. Przerażona Yenna patrzała na matkę, stojącą jak manekin.
- Mamo, co jest?! Mamo, proszę, powiedz coś! Mamo!
- Chris jest w szpitalu - zdołała wyszeptać Charlotte, zanim urwał jej się film.
                        ~~~~ <> ~~~~

skarpetka. jeongina

  Yenna była zdenerwowana i rozżalona jednocześnie. Zdenerwowana, bo mama tak się przejęła Chanem, że zemdlała. A rozżalona, bo Inuś, jej Inuś, rozmawiał z nią jak... no właśnie, jak kto? Bo na pewno nie jak on. Tłumaczyła sobie, że był zestresowany i wystraszony, ale mimo wszystko, nie powinien dla niej taki być. Jej mama cierpiała, a przez to Yenna również czuła się źle. Kilka łez spłynęło po policzkach dziewczyny. 
Dobrze, jak tak ma być, to, proszę bardzo, ja się narzucać nie będę - pomyślała, zaciskając usta. 
   Zajrzała do mamy. Pani Simmons podała jej jakieś leki i kazała odpoczywać, więc ta spała, nakryta kocem. 
  Czemu znowu wszystko musiało się popierdolić?!
               ~~~~ <> ~~~~

lisek.stepowy

  Innie siedział u siebie z Hyunjinem i płakał mu w bluzę.
- T..to wszystko moja wina - chlipał. - Mogłem bardziej uważać...
- Inn- ah , nie płacz - starszy pogładził go po głowie. - To nie twoja wina. Wszyscy wiemy, że Chan to pracoholik i ta chodząca bomba zegarowa kiedyś musiała wybuchnąć.
- Ale to przeze mnie się zdenerwował! Jinnie, co będzie jak on...
- Nawet tak nie mów! - Hwang złapał w dłonie twarz Jeongina i spojrzał mu w oczy. - Chan wyzdrowieje, rozumiesz! Musisz, musimy w to wierzyć! - chyba po raz pierwszy Hyunjin nie robił dramy.
  Yang wtulił się mocniej w Jinniego, smarkając w podaną mu chusteczkę.
- Zostaniesz ze mną na noc? - zapytał.
- Zostanę.
                   ~~~~ <> ~~~~

IKnowLeeKnow

  Minho odłożył iphona. Był zdruzgotany tym, co właśnie przekazał mu manager. Jak oni sobie teraz poradzą? Najgorsze było, że musiał powiedzieć o tym reszcie chłopaków. I, jako najstarszy, tymczasowo przejąć rolę Chrisa.
  Przeszedł się po pokojach, zwołując pozostałą szóstkę do salonu. Kiedy już wszyscy dotarli, oznajmił:
- Manager dzwonił. Nie mam dobrych wiadomości. Chan miał udar.
  Ciszę, która zapadła, można było kroić nożem.
- Co teraz? - spytał cicho Seungmin. - Co z nim? Co z nami?
- Channie musi pozostać w szpitalu. Nie wiadomo czy udar nie pozostawił trwałych śladów. A my... Wybór należy do was - albo pracujemy dalej, albo zawieszamy działalność. Pomyślcie o tym, co zrobiłby Chris.
- Czyli działamy - głos Seo brzmiał bardzo przekonująco. - Jestem pewien, że tego właśnie by chciał. Włożył tyle serca w ten zespół, że nie możemy go zawieść, bo to byłoby nie w porządku wobec niego.
  Lee popatrzał na obecnych. 
- Robimy głosowanie. Kto jest za dalszą pracą? - wszyscy podnieśli ręce. - Więc.. do dzieła. Jutro stawiamy się w wytwórni i próbujemy żyć normalnie.
   Kiedy rozeszli się do pokojów, Lee usiadł na kanapie i schował twarz w dłoniach. Bał się wziąć na siebie wszystkie obowiązki Chrisa. Poczuł, że ktoś obok siada i obejmuje go. Podniósł głowę i zobaczył Hana.
- Nie martw się, pomożemy ci wszyscy - chłopak chyba czytał w jego myślach. - A teraz chodź, odpocznij - przyciągnął jego twarz do swojej, pocałował starszego w usta i pociągnął do swojego pokoju.





Od Autorki:

To się narobiło. 


You Are My BreathWhere stories live. Discover now