52/I

125 12 3
                                    

Applepie_with_mint

Chris i Charlotte do późna siedzieli w hotelowym barze. Wypili dosłownie po dwa drinki - żadne z nich nie chciało być skacowane jutrzejszego dnia, zwłaszcza Laundberg.

Junseo zabrała, stęskniona za przyszywanym wnusiem, Christina. Miał zostać u niej na noc. 

- Coś mi się zdaje, że babi będzie miała poważną konkurencję - blondynce przyszła na myśl matka chłopaka.

- Też myślę, że mama będzie chciała widywać małego. A, że jest nieobliczalna, to spodziewaj się jej wizyt w Lunis - puścił kobiecie oczko.

- Kiedyś pewnie zabarykadowałabym się w domu, zastawiając drzwi szafą - parsknęła śmiechem Charlotte. - Ale teraz... Wiesz, ja wciąż jestem w szoku jak zmieniła się Jessica. Nie zrozum mnie źle, ale... ja dalej nie do końca jej ufam - pogładziła opuszkami skórę na wierzchu jego dłoni.

- To całkiem zrozumiałe i absolutnie nie mam ci tego za złe. Sam nie potrafię sobie tego wytłumaczyć. To tak jakby nagle ktoś potrząsnął moją matką i poprzestawiały jej się horyzonty.

Charlotte przytaknęła, przytulając się do czarnowłosego. 

- Chyba muszę iść spać, żeby jutro nie wyglądać jak zombie - stwierdziła, tłumiąc ziewnięcie.

- Odprowadzę cię - podał jej rękę. 

- No, daleko to nie masz - zachichotała, a Chan rozciągnął usta w uśmiechu, bo przecież mieli pokoje obok siebie.

Przed drzwiami przylgnął jeszcze raz do jej ust. Z niechęcią rozstawał się z kobietą.

Charlotte zablokowała zamek. Na otwartej szafie wisiały obie suknie, wyjęte już z foliowych opakowań. Ciekawa była reakcji Chana, gdy ją w nich zobaczy. Pisnęła jak pensjonarka i szybko zrzucając z siebie ubranie, wskoczyła pod prysznic. Kilka minut później już leżała w łóżku, nieomalże natychmiast zasypiając i śniąc o mężczyźnie zza ściany.
                         ~~~~ <> ~~~~ 

wolf_1003

Chris patrzał jak Charlotte znika we wnętrzu swojego pokoju. Miał ochotę wprosić się na noc, ale uznał, że to by było przegięcie. I tak już Yuvenijka pozwoliła mu się bardzo zbliżyć do siebie.

Wykąpany, leżał jeszcze jakiś czas, przeglądając zdjęcia w telefonie. 

Junseo - krew z jego krwi. Śliczny mały chłopczyk. I Charlotte - jego cudowna matka. Kobieta, za którą mógłby oddać życie. I pomyśleć, że , o mały włos, a byłby to zaprzepaścił! Szczęściem  w nieszczęściu był wypadek Charlotte, który, paradoksalnie, pozwolił im wrócić do siebie. Wrócić - to może zbyt dużo powiedziane, bo nie padła między nimi żadna deklaracja, ale oboje zachowywali się jakby nigdy nic nie przerwało ich związku, więc uznał, że kobieta akceptuje taki stan rzeczy. 

Zasypiał już prawie, gdy do głowy przyszedł mu pomysł. Który za wszelką cenę postanowił doprowadzić do finału. Wydawało się to niezbyt trudne, aczkolwiek wcale nie oczywiste.

Rano, tuż po śniadaniu, wybrał się do miasta. Wrócił po godzinie, zadowolony z siebie. Pierwszą część planu miał za sobą.
                   ~~~~ <> ~~~~

skarpetka.jeongina

Yenna obudziła się bladym świtem. Na zegarku była 4.30. Za oknem pierwsze promienie słońca rozjaśniały niebo, przebijając się przez niedosunięte rolety. Przekradła się na paluszkach do łazienki, nie chcąc obudzić śpiącej wciąż Simone. Całkiem niepotrzebnie, bo ruda spała jak niedźwiedź w zimę, pochrapując niczym zacinająca się piła łańcuchowa. Nic dziwnego - zamiast spać, do późnej nocy pisała z Seungminem, aż wreszcie wkurzona ciągłym "klik klik" Yenna, zjechała ją i Simone odłożyła komórkę, ostentacyjnie wywalając w stronę blondynki język. Za to teraz można było ją wynieść z łóżkiem na główną ulicę Busan, a i tak by nie poczuła.

You Are My BreathWhere stories live. Discover now