25

156 7 0
                                    

Applepie_with_mint

  Lotnisko w Incheon powitało Charlotte strugami deszczu. Owinęła się szczelniej płaszczem i przeszła do hali przylotów, wypatrując Changbina, ale nigdzie nie mogła dostrzec chłopaka. Już zaczęło ją ogarniać uczucie paniki, kiedy zobaczyła krępą sylwetkę Seo w towarzystwie dwóch rosłych mężczyzn, zapewne ochroniarzy. Podniosła rękę, dając mu znać, że już jest. Binnie natychmiast podbiegł do niej, przywitał się i szybko zabrał do podstawionego auta, nie chcąc wywoływać zbędnej sensacji.
- Dziękuję ci, Binnie - powiedziała już w środku samochodu. - Nie wiem, co bym zrobiła bez twojej pomocy. 
  Chłopak poczerwieniał i uśmiechnął się  zawstydzony. Tak właściwie to pierwszy raz rozmawiał z Charlotte twarzą w  twarz.
- To przecież nic takiego, przyjaciele sobie pomagają. A przyjaciele moich przyjaciół są także moimi przyjaciółmi - tłumaczył się nieco pokrętnie.
  Hotel, w którym Changbin zarezerwował pokój dla Charlotte był niedaleko od dormu, dosłownie dwie przecznice. Obojgu zależało na tym, żeby kobieta była blisko, gdyby, nie daj boże, coś się działo, czego, oczywiście nie dopuszczali do wiadomości.
  Wniósł bagaże jasnowłosej do holu, pomógł jej w meldunku i umówił się z nią, że ta da znać, gdy już się odświeży i trochę odpocznie po podróży, a wtedy Seo zabierze ją do dormu, do Chana.
  Pokój był przytulny, z oknem wychodzącym na jakiś park. Wiosną zapewne drzewa były obsypane kwiatami, teraz tworzyły zielony szpaler, dając oczom ukojenie.
  Charlotte rozpakowała walizkę i weszła pod prysznic. Orzeźwiający strumień wody sprawił, że od razu poczuła się lepiej. 
  Zassało ją w żołądku. No tak, ostatni posiłek jadła w samolocie, jakieś osiem godzin wcześniej. Tylko jak miała zamówić coś do jedzenia, nie znając koreańskiego? Doszła jednak do wniosku, że Seul to nie dziura, gdzie kozy w rajtuzach chodzą i tutaj na pewno znajdzie się ktoś znający angielski. Połączyła się z recepcją i, rzeczywiście, uprzejma recepcjonistka nie tylko świetnie mówiła po angielsku, ale też pomogła jej zamówić jedzenie, które nie wypaliłoby Europejce przełyku. Charlotte pomyślała, że w europejskich hotelach powinni się uczyć grzeczności od Koreańczyków.
   Zastukano do drzwi, więc otwarła. Przed wejściem stał wózek z jedzeniem i dzbanki z parującą herbatą i kawą. Podziękowała grzecznie kłaniającemu się boyowi i, zamknąwszy drzwi, zajęła się posiłkiem. Mimo głodu nie była jednak w stanie z nerwów zbyt wiele przełknąć. Uporawszy się wreszcie ze śniadaniem, odpoczęła krótko i zadzwoniła do Changbina, żeby podjechał po nią. Chłopak obiecał być za pół godziny.
  Kobieta przebrała się w  jeansy i własnoręcznie zrobiony sweter, pociągnęła rzęsy tuszem, zarzuciła kurtkę przeciwdeszczową i zjechała do holu, gdzie po kilku minutach pojawił się Binnie, tym razem sam. Wsiedli do czarnego Hyundaia, stojącego przed wejściem i chłopak ruszył w kierunku dormu. W zasadzie to równie dobrze mógł przyjść pieszo, ale widok Seo z kobietą nie był zbytnio pożądany, więc wybrał auto. Poza tym i tak lało jak z cebra. Po, dosłownie, kilku minutach chłopak zaparkował w podziemnym garażu dormu. Wysiadł i otworzył drzwi od strony Charlotte. Wyszła, cała dygocząc z nerwów.
- Ktoś wie, że tu jestem? - spytała Bina.
- Nie, ale nie stresuj się, nikt z nas nie powie ci złego słowa, ręczę własną głową.
- Żebyś nie został bez niej - uśmiechnęła się prawie niedostrzegalnie.
- Nie ma obaw.
  Poprowadził ją po schodach na górę i otworzył drzwi, zapraszając do środka. Odebrał od Charlotte kurtkę i powiesił na zawalonym ubraniami wieszaku.
  Z kuchni dobiegał warkot miksera, który po chwili ucichł, zastąpiony przez niski głos, podśpiewujący coś po cichu.
  Felix przemknęło Charlotte przez głowę.
  Weszli do salonu połączonego z kuchnią. Rzeczywiście, w pomieszczeniu był Felix, umazany mąką i kakao, ale zadowolony z siebie. Na widok kobiety zastygł bez ruchu, a foremka na ciasto, którą trzymał w dłoni, wypadła na podłogę, robiąc hałas na pół dormu.
- Charlotte - powiedział krótko Binnie, patrząc z uwagą na reakcję młodszego. Ten, po krótkim szoku, rozpromienił się jak słoneczko. Wytarł ręce w ścierkę i podszedł do jasnowłosej.
- Felix. Ty jesteś dziewczyną Chana? - i nie czekając na odpowiedź, zamknął ją w uścisku. - Cieszę się, że tu jesteś. On bardzo cię potrzebuje.
  Do salonu, zwabieni hałasem, weszli Hyunjin z Seungminem, a zaraz za nimi Innie, który na widok Charlotte uśmiechnął się szeroko. Podbiegł do niej i mocno przytulił.
- Bardzo dobrze, że jesteś. Tylko ty możesz go z  tego wyciągnąć - powiedział cicho, wypuszczając ją  w końcu z objęć.
  Hyunjin i Minnie spoglądali na siebie, nie bardzo rozumiejąc kim jest i co tutaj robi ta drobna blondynka o europejskich rysach, ale Innie rozwiał ich wątpliwości.
- To Charlotte. Mama mojej Yenny - zaczerwienił się. - I kobieta Chana. - przedstawił ją. 
  Chłopcy grzecznie się przywitali, patrząc z zaciekawieniem na niską postać. Nie bardzo wiedzieli jak mają się zachować, bo Charlotte wcale nie wyglądała jak matka nastoletniej córki, a wręcz przypominała małą dziewczynkę. Ta uśmiechnęła się do nich ciepło i pierwsze lody zostały przełamane. 
  Brakowało jeszcze tylko Minho i Jisunga, ale ci, jak wyjaśnił Seungmin, pojechali do wytwórni. 
  Usiadła na kanapie w salonie, a Jeongin przyniósł jej herbatę i usiadł obok.
- Jest u siebie? - spytała chłopaka, a ten przytaknął.
- Chyba śpi. Chcesz do niego pójść? - to było pytanie retoryczne, bo dobrze wiedział, że chciała.
  Skinęła twierdząco głową. Dopiła herbatę i poszła za Yangiem. Pokój Chrisa był na samym końcu długiego korytarza. W połowie drogi Charlotte chwyciła I.Na za rękę, przystając.
- Innie... ja.. boję się, że on nie będzie chciał mnie widzieć... - głos jej drżał, a w oczach miała smutek. Chłopak przytulił ją do siebie.
- Tylko ty możesz do niego dotrzeć. Jeśli tobie się to nie uda, to chyba już nikomu - spojrzał na nią poważnym wzrokiem. Podeszli pod drzwi. - Mam z tobą wejść?
- Nie. Chciałabym zostać z nim sama.
  Jeongin jeszcze raz uścisnął Charlotte i odszedł, zostawiając ją w korytarzu. Stała jeszcze przez chwilę, wahając się, czy wejść, aż wreszcie cicho wsunęła się do środka, zamykając za sobą drzwi. Chris leżał na kocu, odwrócony plecami do wejścia. Nawet nie drgnął, kiedy weszła, więc pomyślała, że pewnie śpi. Podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju.
- Kimkolwiek jesteś, wyjdź, chcę być sam - dobiegł ją zduszony głos chłopaka. Zawahała się, a potem dotknęła jego ramienia.
- Channie...
  Bang drgnął jakby poraził go prąd. Niezgrabnie odwrócił się na drugi bok i osłupiał.
- Chyba się jeszcze nie obudziłem... - wyjąkał.
- Nie śpisz. Jestem tu naprawdę.
  Patrzał na nią  z niedowierzaniem, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Wydawało się, że chce ją dotknąć, ale coś go powstrzymuje. Opadł z powrotem na poduszkę, nie patrząc na Charlotte.
- Po co przyjechałaś? - zapytał szorstko. - Nie potrzebuję twojej litości.
  Jasnowłosej łzy stanęły w oczach. Nie takiego powitania się spodziewała. Wyciągnęła dłoń, aby go dotknąć, ale odsunął się. Poczuła jak narasta w niej fala niekontrolowanej złości. Pochyliła się nad Chrisem, łapiąc go za ramię i wycedziła:
- Nie przyjechałam tutaj, żeby się nad tobą litować, tylko dlatego, że martwię się o ciebie. Wiem, że nie potrzebujesz litości, ale nie możesz wszystkich od siebie odpychać. To, że zamkniesz się w swoim bólu nic ci nie da, oprócz tego, że sam ze sobą będziesz się coraz gorzej czuł - chciał jej przerwać, ale mu nie pozwoliła. - Cicho! Teraz ja mówię! - podniosła głos. - I czy ci się to podoba czy nie, to mnie wysłuchasz! Jak myślisz, że mnie zniechęcisz, to jesteś w błędzie, Christopherze Bang! Ja tak łatwo nie odpuszczam! Nie przyjechałam tutaj tyle kilometrów po to, żeby wysłuchiwać twojego użalania się nad sobą i żeby oglądać twoją naburmuszoną buzię. Jestem tu po to, aby ci pomóc i żadna siła nie powstrzyma mnie od zmiany decyzji. Jeśli wyrzucisz mnie przez drzwi - wrócę oknem! Jestem twoim oddechem, pamiętasz?! Nie pozwolę ci umrzeć z jego braku. A wiesz dlaczego? Bo cię kocham i życie bez ciebie nie ma najmniejszego sensu. Nie obchodzi mnie czy będziesz chciał, czy nie - razem pokonamy twoją słabość, obiecuję ci. Ale musisz dać sobie pomóc... - głos jej się załamał i rozpłakała się. Schowała twarz w dłoniach i skuliła się na brzegu łóżka, dygocząc z emocji.
   Poczuła, że posłanie ugina się i Chris obejmuje ją zdrową ręką. Podniosła głowę i napotkała jego oczy, wpatrzone w te jej.
- Naprawdę chcesz to zrobić? - spytał. Pokiwała twierdząco głową. - Myślałem, że odwrócisz się ode mnie... Nie doceniałem cię. Nie przypuszczałem, że jesteś gotowa przebyć taki kawał drogi dla mnie. Nawet nie wiedząc czy to się uda. Jestem głupcem, że zwątpiłem w ciebie. Ale zakochanym głupcem - pocałował ją delikatnie. - A co, jeśli...
- Nie mów tak. Zrobię wszystko, żeby cię wesprzeć, ale ty sam musisz tego chcieć. Jeżeli twoja głowa wciąż będzie na "nie", to ja też nic nie poradzę - dotknęła jego czoła, odsuwając kosmyk włosów. - Chcesz spróbować?
  Skinął głową. 
- Chcę.
  Objęła go swoimi drobnymi ramionami, a Chan ułożył głowę na jej obojczyku.
- Zostanę z tobą tyle, ile będzie potrzeba - wyszeptała.
- A twoja praca? A Yenna?
- Yenna jest pod dobrą opieką i, nie wiem, czy pamiętasz, ale istnieje coś takiego jak internet, więc będę monitorować, żeby nie rozniosła domu - zaśmiała się. - A praca może poczekać. Zresztą, to, co robię, w zasadzie mogę robić też i tutaj. Teraz najważniejszy jesteś ty. Więc zbieraj swoją seksowną dupę i wracamy do ludzi - pocałowała go w ucho. - No, już.
                        ~~~~ <> ~~~~

wolf_1003

  Zmotywowany przez Charlotte Chris postanowił wziąć prysznic. Powąchał swoją koszulkę - fuj! przepocona! Spojrzał w lustro - wyglądał jak jakiś menel. Podkrążone oczy, tłuste kosmyki, sterczące na wszystkie strony niczym wronie gniazdo. Było mu wstyd, że ukochana zobaczyła go w takim stanie. Sam nawet nie pamiętał kiedy ostatni raz porządnie się umył...
  Zaczął ściągać koszulkę, ale uparty materiał zablokował się w okolicach łopatki i za nic nie chciał się dać zdjąć. Zirytowany, szarpał się jeszcze przez chwilę z nieposłuszną odzieżą, aż, westchnąwszy, otwarł drzwi i poprosił kobietę o pomoc. Natychmiast zerwała się z łóżka, na którym leżała, czekając na niego i weszła do łazienki. Delikatnie podniosła rękę Chana i wysunęła z rękawa, potem przełożyła koszulkę przez głowę i zdjęła ją z mężczyzny, wkładając do stojącego w kącie łazienki brudownika.
- Z bokserkami sobie poradzisz, czy też mam ci pomóc? - zapytała, unosząc brwi i uśmiechając się znacząco.
  Chris poczerwieniał.
- Yyy... jakbyś mogła mi pomóc... - wydusił prawie niedosłyszalnie.
  Charlotte podeszła więc i, patrząc mu prosto w twarz, pochyliła się , jednym ruchem ściągając mu bokserki z bioder.
- Nie dziękuj - pocałowała go w policzek, puściła do niego oczko i wyszła z łazienki.
  Chan stał jak jakaś ofiara losu. Niestety, jego przyjaciel również stał. Chłopak westchnął ciężko i wszedł pod prysznic. Mycie włosów jedną ręką było małym wyzwaniem, ale poradził sobie. Za to już wytarcie się było na tyle utrudnione, że znowu był zmuszony zawołać na pomoc Charlotte.
  Weszła do łazienki, starając się nie patrzeć na niego, aby jeszcze bardziej go nie krępować, chociaż na widok nagiego ciała mężczyzny poczuła narastającą falę wilgoci między nogami. Z trudem opanowała chęć na fizyczne zbliżenie. Pomogła Chrisowi się wytrzeć, wysuszyła mu włosy i przyniosła z pokoju świeże ubranie, które założył już całkiem sam. Wyszła z łazienki, a chłopak dokończył toaletę. Odświeżony i pachnący, poczuł się jak nowo narodzony.
- Dziękuję, skarbie - usiadł obok niej na łóżku i objął ją zdrową ręką. Blondynka przytuliła się do niego. Wdychał jej zapach, którego tak bardzo brakowało mu przez ostatnie tygodnie. Podniosła głowę i złączyła usta z jego ustami. Pogłębił pocałunek, przyciągając ją jeszcze mocniej do siebie. Wplotła palce w jego włosy i zacisnęła je, jakby bojąc się, że zaraz jej ucieknie. Bang pociągnął kobietę do tyłu, opadając na łóżko. Oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy zaczęło im brakować tchu.
- Obiecaj mi, że zawsze będziesz ze mną - wyszeptał.
- Obiecuję - odparła cicho. 
  Leżeli bez ruchu, tuląc się do siebie. Oboje tego potrzebowali. Wreszcie Charlotte odsunęła się od Chana, usiadła i oznajmiła, że wypadałoby iść do reszty, bo, albo koczują pod drzwiami, podsłuchując, albo siedzą w salonie, wymyślając niestworzone historie na ich temat. Podała Chrisowi rękę, aby ten mógł wstać. Przygładziła sobie włosy. Chłopak otwarł jej drzwi. Na korytarzu, o dziwo, nie było nikogo, za to w salonie siedziała, tym razem w komplecie, reszta zespołu.
- No, co tam, moje dzieci? - zagaił wesoło Bangchan, wchodząc do pomieszczenia z trzymającą go za rękę Charlotte.
- Widząc cię w takim humorze, wnioskuję, że chyba jest całkiem nieźle - Binnie uśmiechnął się od ucha do ucha. - Dziękuję, Charlotte. Wiedziałem, że ci się uda.
  A lider stanął po środku i oznajmił:
 - Pora wrócić do żywych.



Od Autorki:
 To, jak na razie mój najdłuższy rozdział.  Dzięki za wszystkie gwiazdki. Jeżeli macie jakieś sugestie - śmiało można do mnie pisać.
Do następnego!


You Are My BreathWhere stories live. Discover now