24

155 6 0
                                    

wolf_1003

  Półtora tygodnia później Chrisa wypisano ze szpitala. Czuł się trochę jak mysz laboratoryjna - tylu badań chyba jeszcze nigdy w życiu nie miał. Suma summarum, wyniki nie okazały się najgorsze. Największym problemem była niesprawna ręka. Czekała go bardzo intensywna rehabilitacja, a i to nie dawało stuprocentowej pewności, że będzie zdrowy tak jak przed udarem. Kłopoty z mówieniem na szczęście minęły - okazało się, że spowodowała je intubacja. 
   Pół-leżąc, pół-siedząc na kanapie w salonie dormu, po raz pierwszy od wypadku włączył laptopa. Poczta pękała od wiadomości. Zaczął je przeglądać, segregując na te ważne i mniej ważne. Po ogarnięciu poczty przejrzał portale społecznościowe. Na instagramie była wiadomość z firmowego konta Charlotte.

Applepie_with_mint  Zamówienie gotowe. Proszę podać dane do wysyłki. Tak jak się umawialiśmy, kwota do zapłaty to .............. + koszt wysłania. Nr konta do przelewu ............................  Przepraszam, ale z przyczyn osobistych drugie zamówienie muszę na razie odłożyć. Pozdrawiam. 

   Chris był w kropce. Jakie miał jej podać dane? Swoje? Nie chciał, żeby się zorientowała, wolał zrobić jej niespodziankę. Jeżeli kiedykolwiek jeszcze ją zobaczy...
   Usłyszał, że ktoś wchodzi do salonu. Binnie. 
- Dobrze, że jesteś - ucieszył się na jego widok. - Mam prośbę.
  Bin przysiadł obok Chana i zerknął na ekran lapka.
- Zamówienie?
- Tak. Mogę jej podać adres twoich rodziców?
- Pewnie. Zaraz zadzwonię do mamy i powiem jej, że jak przyjdzie coś z Europy, to ma nie otwierać, bo to dla ciebie.
- Dzięki, Binnie. - Chris wysłał adres, zrobił przelew i zamknął laptopa, przytrzymując go kolanem.
- Nie piszesz nic do niej? - Seo był zdziwiony.
  Bangchan opuścił głowę.
- Nie wiem, co mam jej napisać.
  Changbin miał ochotę walnąć go w czerep.
- Człowieku! Cokolwiek! Nie sądzisz, że ona tam umiera ze strachu o ciebie? A ty, serio, nie dałeś jej znaku życia przez ten cały czas?
- Nie... Boję się, że jak się dowie, co ze mną jest, to nie będzie mnie chciała znać.
  Bina dosłownie trafił szlag.
- Jaki ty głupi jesteś! A czy Charlotte kiedykolwiek dała ci do zrozumienia, że cię zostawi? Nie! To nie dorabiaj sobie ideologii do tego, czego nie ma. Jak nie chcesz dzwonić, to chociaż jej napisz.
   Chris milczał, a Seo patrzył na niego wyczekująco.
- No, co? Źle mówię?
- Dobrze, tylko... może później. Teraz jestem zmęczony.
  Changbin tylko machnął ręką i rzucił, wychodząc: 
- Rób jak chcesz. Żebyś potem nie żałował.
                           ~~~~ <> ~~~~

króliko_świnka

  Changbin zamknął drzwi od swojego pokoju. Musiał jakoś przekonać Charlotte, żeby tu przyleciała, bo to, co działo się z Chanem, absolutnie mu się nie podobało. Rozumiał, że lider jest osłabiony, ale on najwyraźniej nie chciał dojść do zdrowia. Tak jakby stracił wszelką motywację. Potrafił cały dzień siedzieć w salonie, gapiąc się bezmyślnie w telewizor, albo leżał u siebie nic nie robiąc. To nie był ten Chan, którego znał i Bin musiał go przywrócić do rzeczywistości. Zdawał sobie sprawę, że Banga dobija świadomość tego, że może nie być do końca sprawny i to powoduje jego załamanie. I jedyną osobą, która mogła to zmienić, była Charlotte. Tyle tylko, że ten dureń nie chciał z nią rozmawiać.
   Seo postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce. Zadzwonił do Europejki i pokrótce  przedstawił jej jak wygląda sytuacja. Ta z początku się wahała, ale, koniec końców, postanowiła jednak przylecieć. Binnie obiecał jej pomóc wynająć hotel i odebrać z lotniska, miała tylko uzgodnić z nim termin przylotu, żeby chłopak był na miejscu. Wspólnie doszli do wniosku, że nie powiedzą nic Chanowi, niech ma niespodziankę.
                             ~~~~ <> ~~~~

Applepie_with_mint

  Przez kilka następnych dni Charlotte prawie nie wychodziła z pracowni. Musiała wysłać wszystkie zamówienia do dnia wylotu, bo, za namową Changbina, postanowiła jednak polecieć do Korei. Nie miała pojęcia jak zareaguje Chris na jej widok. Bała się, że w ogóle nie będzie chciał jej widzieć, ale nie mogła już dłużej tak siedzieć, bo strach o niego nie dawał jej spokoju.
   Binnie okazał się niesamowitym przyjacielem. Zarezerwował jej hotel i obiecał odebrać z lotniska. Był naprawdę przejęty tą całą sytuacją i widać było, że zależy mu  tak na Chanie, jak i na niej. Po kilku rozmowach telefonicznych przeszli nawet na "ty", chociaż chłopak się wzbraniał. A rozmawiali praktycznie już o wszystkim, między innymi o zbliżającym się końcu kontraktu, i o tym, że wciąż nie mają prawnika, który by go przygotował dla nich. Minho nie miał do tego głowy, a Chris, wydawało się, że całkiem odpuścił.
   Charlotte intensywnie myślała, co by tu zrobić i przypomniała sobie o mężu Sharon, Robercie. Robert był prawnikiem w showbiznesie! Może nie zajmował się kontraktami k-popowych gwiazd, ale na pewno umiałby coś podpowiedzieć lub kogoś polecić. A może i dałby się namówić na zajęcie się tą sprawą?
   Blondwłosa zadzwoniła do przyjaciółki. Streściła jej wszystko, wiedząc, że  od niej ani jedno słowo nie wyjdzie dalej. Ta obiecała, że porozmawia z mężem. Tego samego wieczoru zadzwonił Robert. Poprosił o przesłanie wszystkich informacji i obiecał zagłębić się w temat. Charlotte zapewniła, że podeśle mu wszystkie niezbędne materiały jak najszybciej się da. 
  Dzwoniąc po raz kolejny do Seo, oznajmiła, że chyba znalazła kogoś, kto może im pomóc. Chłopak bardzo się ucieszył i obiecał wysłać wszystko, czego Westerholt potrzebował, na jego maila. Resztę mieli dogadać na miejscu, po przylocie Charlotte.
   Ustaliła z córką, że ta zostanie w domu, ale będzie się stołować u Simmonsów. Beatrix  miała zająć się Yenną. Nie pytała Charlotte o nic, uznając, że kobieta ma szczególnie ważny powód, by wyjechać na drugi koniec świata. Laundberg przekazała jej pieniądze, żeby córka nie pasożytowała na Simmonsach, co prawie skończyło się kłótnią między nią a Beatrix, która za cholerę nie chciała pieniędzy przyjąć, twierdząc, że Simone nieraz objadała je obie i pora się odwdzięczyć. Charlotte postawiła jednak na swoim. Tym samym opiekę dla córki miała zapewnioną. 
   Wylatywała już za dwa dni, w czwartek, z tym, że najpierw musiała dotrzeć do Paryża, skąd miała bezpośredni lot do Seulu. Na szczęście z Lunis do stolicy Francji leciało się tylko godzinę i 20 minut, a samolot do Korei miała za kolejne cztery godziny, więc spokojnie mogła odprawić się na CDG, bez obaw, ze nie zdąży.
  Na konto spłynęły przelewy od "wolfa" i innych klientów, więc Charlotte nie martwiła się brakiem funduszy. Przelała na konto córki znaczną sumę, żeby ta miała coś w razie niespodziewanych wydatków. 
   Spakowała walizkę, dokładając do niej ubranie Chrisa. Laptopa zabrała do podręcznego. 
   Cholernie stresowała się tym wyjazdem.
                      ~~~~ <>  ~~~~

skarpetka.jeongina

  Yenna nie pisnęła ani słówka Simone na temat prawdziwego powodu wyjazdu matki do Azji. Oficjalna wersja brzmiała, że dostała zaproszenie na targi rękodzieła. Yenna ufała Simone, ale matka prosiła ją, żeby nic nikomu nie mówić, a ona nie zamierzała jej zawieść. Było jej przykro , że po raz kolejny musi mieć przed przyjaciółką tajemnice, ale wiedziała, że tak będzie najlepiej.
  Jeongin też nie był wtajemniczony. Matka nie chciała zapeszać.
  Nastolatka zastanawiała się, czy dobrze zrobiła namawiając mamę do wyjazdu. Obawiała się, że rodzicielkę mogą spotkać tam tylko przykrości i być może w ogóle nie zobaczy się z Bangchanem.
   Innie na bieżąco informował ją o stanie zdrowia najstarszego, ale nie były to zbyt optymistyczne wieści. Wydawało się, że Chris popadł w depresję, nie mogąc poradzić sobie ze swoim stanem fizycznym. I chyba tylko cud mógłby go z tego marazmu wyciągnąć. Cud w postaci jej matki.
                        ~~~~ <> ~~~~  
  Bladym czwartkowym świtem Yenna z ojcem Simone odwoziła Charlotte na lotnisko. Kobieta była kłębkiem emocji, co nastolatki wcale nie dziwiło. I tak uważała, że starsza ma nerwy ze stali.
  Wywołano pasażerów lotu do Paryża, więc dziewczyna jeszcze raz uściskała matkę, z ledwością powstrzymując łzy. Kiedy Charlotte zniknęła za bramkami, Yenna pomyślała, że teraz los zespołu w dużej mierze zależy od jej rodzicielki.


You Are My BreathWhere stories live. Discover now