Rozdział 7 - Straciłam już nadzieję...

2.7K 55 65
                                    

Następnego dnia obudziłam się o 5:35.
Nie mogłam już spać, a że do szkoły miałam nie wracać jeszcze przez dłuższy czas, zdecydowałam, że pójdę na dół „zjeść śniadanie".

W rzeczywistości chciałam jedynie zejść do kuchni, wysmarować talerz masłem orzechowym i włożyć go do zmywarki, idealnie w ten sposób robiąc z moich braci głupich.

Nie myśląc zbyt dużo, zeszłam szybkim krokiem na dół i w kuchni zrobiłam to, co zamierzałam.

Chwile później szybko wróciłam do swojej sypialni.

Poszłam do łazienki, wykąpałam się i przebrałam w wygodne dresy, po czym wróciłam do pokoju.

Usiadłam przy biurku, gdyż chciałam się trochę pouczyć, jednak nie byłam w stanie się skupić.

Nawet nie zauważyłam, kiedy po moich policzkach zaczęły lecieć łzy.

Nie rozumiałam sama siebie - płakałam praktycznie bez powodu. Chciałam po prostu zniknąć, przestać żyć pogrążona w wiecznych problemach.

Ukryłam twarz w dłoniach i po prostu płakałam.

Miałam dość tego życia i wszystkiego, co z nim związane.

Gdy tak siedziałam, w moim pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi.

Do pomieszczenia wszedł Shane, który nawet nie czekał na moją odpowiedź.

Domyśliłam się, że teraz będą mnie kontrolować w ten sposób i sprawdzać, czy nie robię sobie przypadkiem krzywdy.

Nie chciałam, by widział moje łzy, więc odwróciłam od niego jeszcze bardziej głowę.

Było mi tak źle, miałam wrażenie, że nikt nie jest w stanie zrozumieć tego, jak bardzo jest mi ostatnio ciężko. Wiedziałam, że moi bracia nadal będą mnie zmuszać do jedzenia, a to powodowało jeszcze większe poczucie braku zrozumienia z ich strony.

Czułam na sobie jego wzrok, jednak nie miałam odwagi go na niego skierować.

- Mała, wszystko okej? - zapytał i usiadł na moim łożku.

- Tak, okej, czemu miałoby nie być? - spytałam lekko zachrypniętym głosem. Wciąż na niego nie patrzyłam.

- Nie, nic. Ale pamiętaj, że jakbyś chciała pogadać to ja jestem do twojej dyspozycji.

- Mhm, a chciałeś coś konkretnego? - wiedziałam, że z pewnością nie przyszedł tu bez powodu.

- Chciałem zawołać cię na śniadanie, bo ktoś musi cię popilnować, a Will czy Vince nie mogą z tobą posiedzieć przy jedzeniu, bo pracują od samego rana. My za to mamy niedługo szkołę, więc musisz iść zjeść coś teraz.

- Ale Shane, ja już przecież jadłam. - starałam się brzmieć przekonująco.

- Tak? A niby co jadłaś? - już wiedziałam, że coś podejrzewał.

- Kanapki z masłem orzechowym. - powiedziałam pewnie.

- Może i jadłaś, ale ja chce mieć pewność, że to nie jest jakaś kolejna twoja wymówka. Dlatego choć zjeść coś jeszcze, mimo że jak to powiedziałaś dziś już „jadłaś".

- Nie jestem już głodna, jak mi nie wierzysz, że zjadłam, to idź na dół i zobacz, że talerz jest w zmywarce.

- Hailie, to żaden argument. Równie dobrze mogłaś go pobrudzić i tam włożyć. Mieliśmy cię pilnować, więc będziemy. Czekam na ciebie na dole. I nie każ mi nasyłać na ciebie Dylana.

Świetnie, jest coraz lepiej - to była pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, zaraz po tym, jak mój brat wyszedł z pokoju.

Dlaczego oni nie mogli dać mi po prostu spokoju?
Mimo poczucia niesprawiedliwości, stwierdziłam, ze nie powinnam narażać się Dylanowi, więc posłusznie zeszłam na dół.

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Where stories live. Discover now