Rozdział 26 - nie potrzebowałam słów, a czynów

1.6K 48 39
                                    

Udało się kochani!!

Mam dla Was jeszcze jeden rozdział!

W nim znajduje się trochę więcej przemyśleń głównej bohaterki, niż dialogów, ale mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza.

Każdy taki rozdział pisze pod wpływem ogromnych emocji, także dajcie znać, czy takie rozdziały też Wam odpowiadają, czy jednak preferujecie coś innego :)

Dziękuję Wam za taką aktywność ostatnio, gdyż praktycznie nie mogę zostawić na chwilę telefonu, żeby nie mieć powiadomienia, za co jestem bardzo wdzięczna.

Cieszę się, że doceniacie moją pracę i liczę, że moja nowa książka, której rozdział ujrzycie już niedługo, także Wam się spodoba.

Do zobaczenia wkrótce, kocham Was ❤️

—————————————————————————

Miałam nadzieję, że to, co teraz jawiło się przed moimi oczami, to tylko wytwór mojej wyobraźni i zaraz wszystko wróci do normy.

Przekonałam się jednak, że wcale tak nie jest, gdy Tony uniósł swój wzrok z żyletki prosto na mnie.

Jego spojrzenie wyrażało jedynie zmartwienie i swego rodzaju zawód, który bolał w tym wszystkim najbardziej.

Nie mówił nic przez dłuższy czas. Spoglądał tylko na mnie, nie siląc się nawet na mrugnięcie powiekami.

Chyba doznał podobnego wstrząsu i szoku co ja.

Przynajmniej tak właśnie wyglądał.

Moje wybałuszone oczy mówiły już wszystko. Nie musiałam nawet się odzywać, żeby było jasne, że przeraziłam się.

Liczyłam, że nikt się nie dowie o tym, że robiłam to coraz częściej, gdy sobie nie radziłam.

Ostatnim, czego teraz chciałam, było obarczanie innych swoimi problemami i tym, co się właśnie ze mną działo.

Ale co tak naprawdę się działo?

Ja sama nie wiedziałam. I to było straszne. Być świadomym, że z każdym dniem się upada, ale nie wiedzieć, dlaczego tak się dzieje.

Chyba każdy człowiek w swoim życiu tego doświadczył i absolutnie żaden z nich na to nie zasłużył. Nikt nie powinien czuć tego, co czułam obecnie ja i zapewne milion innych ludzi na świecie.

- Hailie... co to jest? - w końcu odezwał się Tony, trochę ochrypłym głosem.

Widziałam, że próbował zachować spokój, co poznałam po jego klatce piersiowej, która poruszała się nierównie.

Nie chciałam znowu z nimi gadać.

Za każdym razem, jak tylko próbowałam z siebie wyrzucić to, co czuję, nie potrafiłam. Coś mnie hamowało. Poza tym, ja sama dobrze nie rozumiałam tego, co się obecnie ze mną działo. Nie byłam nawet pewna, czy jeszcze miałam siłę, by choćby spróbować to zrozumieć.

Rozejrzałam się panicznie po pokoju i pobiegłam schodami ma dół, nie oglądając się za siebie.

Czy wiedziałam co robiłam?

Nie byłam tego pewna, ale nie uśmiechało mi się robienie z siebie po raz kolejny ofiary.

Nie było sensu już im tego tłumaczyć. Jedyne, co zapewne by zrobili, to znowu powiedzieli te swoje miłe słówka pocieszenia i  znowu miałabym zwiększoną ilość godzin u terapeutki.

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Where stories live. Discover now