Rozdział 49 - Litość Vincenta

908 45 17
                                    

- A więc mówisz, że wszystko jest w porządku, tak? Na pewno sobie poradzisz? - dopytał troskliwie Will, stojąc w przedpokoju i trzymając w ręku dość sporych rozmiarów walizkę.

Doskonale widziałam te jego niepewne spojrzenie. Z resztą, te należące do Vincenta było dokładnie takie samo. Tylko w jego przypadku musiałam dłużej wpatrywać się w jego oczy, by dostrzec tlącą się w nich troskę.

- Na pewno. Wszystko jest w porządku. Poza tym, nie zostaje sama, więc po co się tak martwisz? - zapytałam, podpierając dłonie na biodrach.

Will westchnął i zbliżył się do mnie, łapiąc moją głowę w swoje dłonie. Spojrzał mi głęboko w oczy, po czym powiedział z wyraźnym zmartwieniem:

- Wiem, jak dużo się ostatnio działo, dlatego się boję. Boję się, że chłopcy nie będą dla ciebie tak dobrzy, jak byłbym ja, rozumiesz? A nic nie jest teraz ważniejsze, niż twój komfort i twoje zdrowie - wyznał, a w moich oczach wezbrały się łzy wzruszenia.

Dawno nikt nie powiedział do mnie czegoś tak urokliwego i chwytającego za serce. Kochałam willa za te jego wrażliwość i pełne uczuć serce. Za to, co dla mnie robił, zasługiwał na całe dobro, które oferuje świat. 

Po jego słowach przylgnęłam do niego jak rzep, bo wiedziałam, że przez dwa tygodnie będę mogła jedynie odtwarzać sobie w głowie ciepło jego ciała i wspomnienie dotyku, jakim mnie obdarowywał. Sprawy organizacji nie mogły czekać, choć widziałam, jak bardzo Will nie chciał w nich uczestniczyć.

- Będę do ciebie dzwonił codziennie, tak? I masz odbierać ode mnie, bo w przeciwnym razie zjawię się tu szybciej, niż myślisz.

- Będę odbierać - zapewniłam, walcząc, by się nie rozkleić.

- Dobra, idźcie już, bo to my będziemy zaraz ścierać morze łez Hailie, jeśli nie opuścicie tego domu - parsknął rozbawiony Shane.

- Dokładnie tak - dodał Dylan. - Won.

Will odsunął mnie delikatnie od siebie i złapał jeszcze raz mocno za ramiona, schylając się nieco do mojego poziomu.

- Gdyby coś się działo, chciałabyś porozmawiać, jestem pod telefonem, tak?

Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się wdzięcznie.

- Jak coś, to ona ma mnie, więc se poradzimy, no nie tak, dziewczynko? - dodał zgryźliwie Dylan i podszedł do mnie, zarzucając swoje wielkie ramię na moje wąskie ramiona. Omal nie runęłam na ziemię, pod ciężarem jego łapska.

- Will, musimy już jechać. Taksówka czeka przed domem - ponaglił Vincent, ale zaraz jak to powiedział, do niego również podeszłam i objęłam go ciasno w pasie.

Chwilę czułości musiały w końcu przeminąć, a po tym, jak Will obdarował mnie ostatni raz przed zamknięciem drzwi pełnym powagi spojrzeniem, zatrzasnęły się one na amen.

Dopiero wtedy to do mnie dotarło. Przede mną 2 tygodnie udręki ze świętą trójcą.

Lepiej być nie mogło.

Pocieszał mnie jedynie fakt, że po ostatnich wydarzeniach stali się dużo mniej uciążliwi, niż przedtem. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu, głównie na oglądaniu masy filmów. Byłam im za to naprawdę Wdzięczna.

Po tym, jak wyszłam ze szpitala z pełnym kompletem wykonanych badań w karcie, bałam się, jak będzie od tego momentu wyglądać moja codzienność. Czułam się źle z tym, co się stało, i po raz pierwszy nie umiałam ukryć tego, jak źle mi było. Wciąż nie czułam się najlepiej ale przynajmniej potrafiłam wstać z łóżka i ograniczyć płacz do minimum.

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Where stories live. Discover now