Rozdział 44 - Przyszła racja

1K 39 19
                                    

Will, słysząc z mojej strony jedynie głuchą ciszę, zakończył połączenie, uprzednio informując, że będzie czekał na nas w garażu.

Już wiedziałam, że czeka mnie w domu wykład, tylko pytanie brzmiało: Od kogo tym razem?

Kiedy wjechaliśmy już na teren posesji, a Dylan otworzył pilotem bramę garażową, z daleka zobaczyłam posturę Willa. Poważny jak nigdy, opierał się od drzwi garażowe i najwyraźniej na nas czekał.

- Wysiadaj - nakazał stanowczym tonem Dylan, kiedy zgasił silnik i sam sięgał dłonią do drzwi samochodowych.

Posłusznie sięgnęłam do klamki od swojej strony, jednak Will mnie wyręczył, bo otworzył drzwi, zanim zdążyłam porządnie zacisnąć dłoń na ich rączce.

- Podaj rękę - odezwał się chłodno i wystawił moją dłoń w moją stronę.

- Nie bądź na mnie zły, Will - wymamrotałam, łapiąc go za dłoń i unosząc się do pozycji stojącej. Nie chwiałam się nie wiadomo jak, ale czułam, jak obraz nieco wiruje mi przed oczami.

Mój ulubiony brat nie odezwał się, a wziął mnie pod rękę i wyprowadził z garażu. Kiedy przekroczyliśmy próg drzwi, poczułam, jak wszystko mi się cofa. Modliłam się, by nie zabrudzić wypolerowanych butów Willa.

- Will - wydusiłam, gdy mijaliśmy drzwi prowadzące do łazienki na parterze, a on wciąż szedł przed siebie, nie zatrzymując się nawet na chwilę.

Wciąż się nie odzywał, ale gdy spojrzał, jakich kolorów nabrała moja twarz, już wiedział, co się święci. Położył mi dłoń na plecach i pędem  otworzył drzwi łazienkowe, po czym wprowadził mnie ostrożnie do środka.

Będąc blisko muszli klozetowej, otworzyłam ją i klęknęłam, zwracając cały alkohol, jaki dziś spożyłam. Will - tak jak ostatnim razem robił to Shane - trzymał moje włosy i głaskał kojąco po plecach.

Ślęcząc tak nad toaletą, słyszałam, jak w pewnym momencie Dylan wszedł do toalety i nabijał się z tego, w jakim stanie teraz jestem. Byłam niemalże pewna, że poprzez dogryzanie mi próbował zakryć swoją złość, która dosłownie przejęła teraz ucieleśnienie o nazwie Dylan.

Kiedy skończyłam, spuściłam wodę, zamknęłam deskę i powoli na niej usiadłam, wciąż opierając się na ramieniu Willa. Czułam się niesamowicie słaba i wykończona. Dodatkowo ból brzucha narastał, co coraz trudniej było mi ukrywać.

Pochyliłam się do przodu i zgięłam w pół.

- Co cię boli, Hailie? - spytał Will i odgarnął mi kosmyki włosów za ucho.

- Brzuch - odparłam i zacisnęłam pięści na materiale sukienki.

- Powiesz mi, dlaczego po raz kolejny doprowadziłaś się do takiego stanu? Naprawdę nic nie uczysz się na błędach? - pytał z wyrzutem, a mi, z każdym kolejnym jego słowem robiło się coraz bardziej głupio.

- Przepraszam - zapłakałam i ukryłam twarz w dłoniach.

- Nie przepraszaj mnie, a po prostu obiecaj, że od tego momentu naprawdę już więcej tego nie zrobisz. Mogę cię o to prosić, malutka? - spytał, tym razem łagodniej i uniósł mój podbródek, by zetknąć się z moim udręczonym wzrokiem.

- Obiecuję.

Will przytaknął, a jego twarz rozświetlił nikły uśmiech.

- No dobrze. Poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę - powiadomił i wyszedł z łazienki.

Siedziałam w osamotnieniu może kilkanaście sekund, bo po tym czasie do łazienki znowu wszedł Will, w ręku trzymając szklankę zabarwionej za różowo wody.

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz