Rozdział 37 - Zemsta, Hailie.

1.6K 43 98
                                    

Klepanie po policzku wybudziło mnie z dziwnego snu. Nie był to ten znany mi od dziecka sen, w jaki zapadałam każdego wieczora. Niby wiedziałam, co się wokół mnie dzieje, a jednak byłam kompletnie nieprzytomna i niepewna otaczającej rzeczywistości.

To takie chore uczucie...

- Kurwa mać! Gdzie ta pierdolona karetka! - wydarł się jakiś głos i patrząc na przekleństwa, miałam podejrzenia, a nawet pewność do kogo mógł należeć.

Dylan.

Uchyliłam delikatnie oczy i zetknęłam się z przerażonym wzrokiem Willa. Klękał nade mną i próbował typowym dla takich sytuacji ruchem mnie ocucić.

- Obudziła się! - krzyknął z ulgą mój ulubiony brat.

Czułam, jak zimne podłoże przekazuje mojemu ciału chłód, więc ktoś musiał wyciągnąć mnie z samochodu i ułożyć na asfalcie obok.

- Hailie! - ktoś krzyknął moje imię, chyba Shane.

Nie minęła sekunda, a zostałam otoczona z każdej strony innym bratem. Wszyscy patrzyli na mnie z przejęciem i poruszeniem wymalowanym na twarzy.

W parze z otrzymaniem przytomności szła wysoka fala bólu, która sprawiła, że zapłakałam. Jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłam fizycznego bólu na takim poziomie. Uniesienie prawej ręki i lewej nogi było niemożliwe, gdyż kosztowało mnie zbyt wiele cierpienia.

- Malutka, co cię boli? - spytał Will i przejechał kciukiem po mokrej ścieżce na moich policzkach.

Nie odezwałam się przez chwilę, próbując mentalnie przygotować się na zaciśnięcie zębów i poinformowanie ich o moim stanie. Musiałam być dzielna.

- Hailie, odezwij się, proszę cię. - panikował Shane i dotknął czule mojej głowy.

- Noga i ręka. - wydusiłam i odetchnęłam rozpaczliwie.

- Gdzie dokładnie? - dopytał Tony i już zaczął kręcić się przy mojej nodze.

- Udo. - wysyczałam przez promieniujący od stóp do głów ból.

- A ręka?

- Łokieć. - poinformowałam.

Jak się okazało, powiedzenie im o tym, co mnie boli było błędem. Kiedy poczułam przechodzący po całym ciele prąd, wywołany dotykiem we wrażliwym miejscu, zawyłam z bólu i zgięłam się wpół, nie przestając płakać.

- Ty jesteś, kurwa, nienormalny?! Po co ją tam dotykasz, deklu! - wydarł się Dylan, który  stabilizował mój kręgosłup swoimi kolanami.

Tylko dlaczego?

Nie, proszę, tylko nie to.

Obawiałam się najgorszego. Skoro moi bracia woleli zadbać o utrzymanie mojego ciała w odpowiednim ułożeniu, to znaczyło, że podczas wypadku mogło dojść do urazu kręgosłupa.

Błagam, nie.

- Dlaczego Dylan mnie tak trzyma?! - zapytałam płaczliwie. Strach zdecydowanie przejął nade mną kontrolę, ale dla własnego spokoju musiałam się zorientować w tym, jak bardzo jest źle.

- Na wszelki wypadek, malutka. Spokojnie, nie denerwuj się, zaraz ci pomożemy. - tłumaczył chaotycznie Will.

Dopiero te słowa uświadomiły mi, jakie skutki może mieć dla mnie zwykła i z pozoru niewinna zabawa.

Życie na wózku.

- Przestań mnie uspokajać! - krzyknęłam dramatycznie i poruszyłam się gwałtownie, dokładając sobie bólu. - Wyląduję na wózku!

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz