Rozdział 36 - Przypadek?

1.6K 46 113
                                    

Cały dzień spędzony z tatą był czymś potrzebnym nie tylko mi, ale też chłopakom.

Widziałam szeroki uśmiech, jaki rozświetlał ich twarze, gdy siedzieliśmy wszyscy razem, zajadając się najlepszym jedzeniem na świecie i rozmawiając o błahostkach. Ja sama, choć wróciłam do domu w całych mokrych włosach po naszych wygłupach, z chęcią powtórzyłabym to jeszcze raz.

Pierwszy raz od dawna odczuwałam niczym niepohamowane szczęście, którego nie zatrzymało żadne negatywne uczucie czy smętna myśl. Wszystko było tak, jak chciałabym żeby było na codzień.

Ale czy to jest w ogóle możliwe?

Ciągle myślałam nad tym, w jaki sposób mogę uniknąć groźby Vincenta, ale może odpowiedz leży właśnie w takich drobiazgach i wspólnym rodzinnym czasie?

Wiele bym oddała, żeby każdego dnia czuć tak ogromne spełnienie i radość, o którą nie musiałam zabiegać, a która przychodziła do mnie sama.

Po powrocie do willi poszłam pod prysznic, gdyż piasek, którego najadłam się chyba kilogramami, nieprzyjemnie skrzypiał pod zębami i dawał wrażenie, jakby łamał mi się po kolei każdy z nich. Na głowie sytuacja nie wyglądała wcale lepiej, ponieważ pozbycie się upierdliwych drobin piasku zajęło mi ponad pół godziny.

Po odświeżeniu wyjęłam z szafy komplet czarnej piżamy na ramiączkach, która miała ładne haftowane zakończenie przy dekolcie w serek i luźno opadające na biodra krótkie spodenki.

Suszenie włosów zdecydowanie pochłonęło największą cześć mojego czasu, ale nie mogłam zrezygnować z tej rutynowej i znienawidzonej przeze mnie czynności.

Byłam wykończona dzisiejszym dniem pełnym atrakcji, dlatego zaraz po tym, jak rozczesałam poplątane kosmyki i nałożyłam krem nawilżający na twarz, wskoczyłam pod pachnącą pościel, w której zawinęłam się jak w kokonie.

I akurat w chwili, gdy z uśmiechem na ustach odlatywałam na grzbiecie motyla do krainy kucyków, ktoś musiał zapukać do drzwi.

Kogo tu niesie o tej porze?

- Hailie, śpisz? - odezwał się Shane, który wściubił swój nos w szparę pomiędzy otwartymi drzwiami, a futryną.

- Nie. - burknęłam zirytowana i naciągnęłam kołdrę na twarz.

- Możemy pogadać? - zapytał, wchodząc do pokoju, aż w końcu przysiadł na krawędzi łóżka.

- Jezu, Shane, jest prawie pierwsza. O czym ty chcesz gadać? - wymamrotałam do poduszki.

- Chciałem zapytać, co u ciebie. - wypalił bezsensownie.

- I co? Nie mogłeś tego zrobić jutro z rana, tylko teraz, kiedy próbuję spać? - fuknęłam zdenerwowana.

- Nie, bo nie zasnę, jeśli nie upewnię się, że wszystko u ciebie okej. - odpowiedział.

- A dlaczego miałoby nie być okej?

- No... wiesz. Ostatnio nie było za ciekawie, a dziś zachowywałaś się jak zupełnie inna osoba. Zastanawiałem się po prostu, czy nie próbujesz może na siłę udawać, że jest dobrze, żeby po powrocie do Stanów nie musieć... no rozumiesz, co mam na myśli. - wyjaśnił, a ja momentalnie odkryłam swoją twarz i łypnęłam na niego, unosząc się do siadu.

- Dlaczego miałabym udawać? Nie mogę czasem mieć po prostu lepszego dnia? - zapytałam, trochę przygnębiona, że tak o mnie myśli.

- Nie, nie, spokojnie, nie o to mi chodziło.

- To w takim razie o co? - zapytałam z wyrzutem.

- Słuchaj no, mała Hailie. Martwię się po prostu, dobra? Chcę żebyś była szczęśliwa, ale nie na przymus, rozumiesz?

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Where stories live. Discover now