Rozdział 50 - „Braciszek Vince"

995 44 24
                                    

- Ja... - zacięłam się, nie wiedząc, jak mogłabym się wytłumaczyć. W zasadzie to już nie mogłam. Miał dowód swoich słów podany dosłownie jak na tacy.

- Powiedz, że palisz, a nie, że się do cholery podpalasz - powiedział, na pozór tylko spokojnie. Od środka drżał z emocji. Widziałam to po jego spojrzeniu.

Ja za to czułam, że zaraz wykrzyczę coś, czego będę żałować. Bo przeczuwałam, że to nie są już przelewki, a prawdziwe początki uzależnienia od krzywdzenia samej siebie. A ten brak kontroli nad własnymi uczuciami bolał inaczej. Dużo bardziej, niż osoba z zewnątrz może sobie to wyobrazić.

- Nie wiem co robię! Ja sama nie wiem już co się ze mną dzieje! - wykrzyczałam, pod koniec przykładając jedną z dłoni do drżących ust i przymykając z bezsilności powieki.

Miałaś tylko przyjść po jedną rzecz, a nie po raz kolejny pokazać, jak słaba jesteś - znowu usłyszałam ten nieznośny głos w głowie.

- To kto ma wiedzieć?! Ja?! - krzyknął, po czym przejechał dłonią po całej długości twarzy.

- Nikt! Najlepiej to dajcie mi święty spokój! - krzyknęłam po czym pobiegłam do swojego pokoju.

Tak naprawdę, mimo że wyraźnie powiedziałam, że chcę być sama, wogóle tego nie pragnęłam. Wręcz przeciwnie. Chociaż nie potrafiłam się przyznać do tego, co czuję i myślę, chciałam, żeby ktoś mi pomógł. Bo czułam, że dłużej tak po prostu już nie pociągnę.

Gdy byłam już na korytarzu, praktycznie naprzeciwko drzwi do swojego pokoju, zostałam gwałtownie obrócona w drugą strone. 

Stanęłam twarzą w twarz z Shanem.

- Nigdzie nie pójdziesz do momentu, aż nie porozmawiamy. Dość tych kłamstw, do cholery.

- Ja już nie mam siły rozmawiać! Nie mam, do cholery!

- Co wy się tak drzecie? - na korytarzu rozległ się głos Tony'ego, który właśnie sięgał ręką do włącznika światła.

Gdy zawitała jasność, ujrzałam jego sylwetkę w progu jego pokoju, odstające na prawo i lewo włosy oraz zaspane oczy. Jednak kiedy jego wzrok spoczął na mojej zapłakanej twarzy, sen zniknął z jego powiek niemalże natychmiastowo.

- Co jest? - dodał i zbliżył się do nas.

- Zobacz sobie „co jest". - Shane podał mu zapalniczkę, patrząc na mnie ze zmartwieniem.

- Czyje to? - zapytał zdezorientowany Tony.

- Moje, debilu, wiesz? - burknął Shane, wyrywając mu przedmiot z dłoni. - Złapałem Hailie, jak zabrała ją z biura Vince'a - wyjaśnił, patrząc wprost na swoje ręce.

Tony spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi, a potem prychnął, kręcąc niespiesznie głową.

- No tak. Czego mogłem się spodziewać.

- Idź po Dylana - rzucił Shane.

- Nie! - krzyknęłam przerażona, już wyobrażając sobie, jakie piekło zafunduje mi akurat ten z braci, gdy tylko się dowie.

- Idź, powiedziałem - wysyczał Shane, gdy Tony nie ruszył się na krok.

Po jego słowach podszedł do drzwi pokoju Dylana  i otworzył je, znikając w środku.

W tym samym czasie wpadłam w głośny płacz. Tak bardzo bałam się jego reakcji. Konsekwencji tego, co zrobiłam.

Przylgnęłam do swoich drzwi, po których zjechałam, aż usiadłam całkowicie na podłodze.

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Where stories live. Discover now