Rozdział 25 - Solidne kazanie Vince'a

1.8K 51 105
                                    

Witam się z Wami w tym pięknym dniu!

Następny rozdział, chyba najdłuższy, jaki dotychczas napisałam, ponieważ ma 2414 słów, z czego jestem niezwykle dumna.

Napiszcie, jak Wam się podoba i czy chcecie jutro kolejny.

A ja dziś zabieram się za pisanie dla Was pierwszego rozdziału mojej nowej książki, dlatego śledzie ją na bieżąco :)

Kocham Was i do zobaczenia jutro💗

—————————————————————————

Mój opiekun stał tak chwilę w bezpiecznej ode mnie odległości i jak gdyby nigdy nic, przyglądał mi się z nie lada zainteresowaniem.

- Dzień dobry, Hailie. Chciałbym z tobą porozmawiać w bibliotece. Zanim jednak pójdziemy, weź proszę leki, które Eugenię przygotowała dla ciebie w kuchni. - rzucił, niby to obojętnie, jak to miał w zwyczaju Vince.

Skinęłam posłusznie głową i podniosłam się z siedzenia, kierując się w stronę kuchni.

Na blacie leżał mały talerzyk, widocznie przygotowany specjalnie dla mnie, gdyż było na nim wyłożone chyba z kilkanaście tabletek.

Miałam wrażenie, że za każdym kolejnym razem, gdy brałam przepisane mi przez lekarza leki, przybywało ich podwójnie.

Nie dyskutowałam jednak, tylko pod czujnym okiem Will'a, który najwyraźniej wolał na własne oczy widzieć, że biorę to, co powinnam, połknęłam je wszystkie, jedna po drugiej.

Już miałam serdecznie dość faszerowania się nieznanymi mi nawet z nazwy tabletkami, ale starałam się nie marudzić i nie pogarszać swojej sytuacji.

Szczególnie teraz wolałam nie drażnić Vincenta, który cierpliwie czekał na mnie u progu kuchni, by udać się ze mną do tradycyjnego dla niego miejsca sprzedawania ludziom ochrzanów, za ich bezmyślne zachowanie.

- Możemy już iść? - spytał po chwili, zerkając na mnie bez wyrazu.

- Tak, możemy. - potwierdziłam i udałam się za moim bratem do miejsca, które wzbudzało we mnie zgrozę i nieprzyjemne wspomnienia rozmów, jakie tam z nim odbyłam.

Z resztą - nie tylko ja.

Gdy weszliśmy wielkimi drzwiami do pomieszczenia, mój brat zatrzymał się przy fotelach, wskazując gestem dłoni, bym zajęła jeden z nich.

Usiadłam na tym, który był - wedle mojego uznania - najwygodniejszy i czekałam na solidne kazanie Vince'a.

Zaraz po mnie, mój opiekun również zajął swój fotel i splótł ręce, podpierając łokcie na swoich kolanach.

Żeby tego wszystkiego było mało, postanowił mnie jeszcze trochę podręczyć swoją nieprzyjemną aurą i posłał mi wzrok, który dobrze wiedział, że ciężko było mi znieść, za każdym razem, gdy widniał w jego jasnych oczach.

- Dobrze, Droga Hailie. Zatem zacznijmy. Powiedz mi na początek. Jak się czujesz? - spytał, skanując mnie swoimi nieoczywistym tęczówkami i zachowując nienaganną postawę.

Wiedziałam, że to pytanie jest tylko wstępem do tej całej pogadanki.

- Już lepiej, dziękuję. - odparłam, starając się nie ulec presji jego wzroku, co nie szło mi zbyt dobrze.

- Cieszę się. Chciałabyś mi może sama najpierw o czymś powiedzieć? Domyślasz się może, dlaczego tutaj jesteś? - zadawał pytania, a ja czułam się coraz bardziej zakłopotana.

Co niby miałam mu powiedzieć? Prawdę? A może skłamać, albo w ogóle się nie odezwać?

Finalnie postawiłam na opcję trzecią i w odpowiedzi pokiwałam tylko przecząco głową.

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Where stories live. Discover now