Hit czy kit? Kiepska fabuła w świetnych książkach

3.5K 434 262
                                    

Ahoj! Dawno temu napisałam rozdział "Pamięć emocji, czyli dzieło, które zostanie w głowie czytelnika" (czy jakoś tak). Pewnie mało, kto pamięta ową część, jednak poruszyłam tam temat książek, które w gruncie rzeczy nie są bardzo dobre, może nawet nie da się ich zaliczyć do dobrych, a mimo to odnoszą sukces. Dzisiaj chciałabym odświeżyć temat, a także trochę go rozszerzyć.


Znacie ten stan, kiedy właśnie skończyliście świetną powieść, mocno przeżyliście zakończenie, bo wczuliście się ten świat, a potem czytacie opinie innych, które nie są tak optymistyczne? Część ludzi w takiej sytuacji oburza się - "Zmierzch to najlepsza książka ever!" - ale reszta zaczyna mieć mętlik w głowie: "o matko, faktycznie ta historia nie była taka dobra". Czy to znaczy, że osoby, którym się książka spodobała, mają kiepski gust?

Nim przejdziemy do dalszej części, muszę Was trochę ugłaskać, bo może się tak zdarzyć, że nieco "obrażę" Wasze ukochane dzieła. Zapamiętajcie, że jak coś się komuś podoba, to wcale nie znaczy, iż jest dobre. Sama niejednokrotnie powiedziałam "to jest gówniane, ale i tak to lubię". Takie mam podejście chociażby do Teen Wolf (czekam na wściekły atak fanek) - serial jest gówniany, pełen dziur fabularnych, kiczu i absurdów, ale obejrzałam wszystkie odcinki. Ba, nawet wyczekiwałam kolejnych sezonów. Nie warto upierać się, że dzieło wad nie ma wcale, nawet jeśli zdajecie sobie sprawę z ich obecności, tylko dlatego, że Wam się podobało. "Tak, to nie jest idealne, może nawet nie jest dobre, ale lubię to" - takiego podejścia się trzymajmy.


Kiedy fabuła nie zachwyca na pierwszy rzut oka

Wyobraźcie sobie, że jakiś człowiek zaplanował napisanie pierwszej książki. Podekscytowany pobiegł do znajomych i opowiedział im fabułę. Co mógł im powiedzieć?

"Protagonista będzie się tułać po świecie przez kilka tomów, by znaleźć zaginioną księżniczkę, którą wszyscy chcą zabić albo zrobić jej dzieciaka".

"Główny bohater prawie całą książkę siedzi na statku kosmicznym i praktycznie nic nie robi, czasem tylko pogada z załogą, weźmie udział w przedstawieniu, czy coś".

"Głównych bohaterów będzie dwóch, a gdzieś tam w środku powieści kilkadziesiąt stron poświecę na opis, jak ten drugi tresuje fretkopodobne zwierzęta za pomocą fujarki". 

"Główny bohater popija bimber, oglądając koniec świata, kiedy spotyka kosmitę kradnącego bibliotekę i zawiera z nim układ. Potem trafia do średniowiecznej Norwegii, gdzie gada z kosmiczną robo-łasicą, a gdzieś tam po kilku tomach walczy z Chińczykami w helikopterach i robo-wilkami, cały czas będąc w średniowieczu".

Co mogliby odpowiedzieć znajomi?

"..."

"To żart, prawda?"

"Ale że to tak na trzeźwo?"

Pierwszy przykład to oczywiście nasz kochany "Wiedźmin" - wspaniała seria, jedna z moich ulubionych. Następny to drugi tom "Gry Endera", czyli "Ender na wygnianiu". Potem mamy "Pana Lodowego Ogrodu" i na koniec "Oko Jelenia".

I od razu zastrzegam, że wcale nie twierdzę, iż te książki mają głupią fabułę.

Co właściwie chcę Wam przekazać? Nawet jeśli coś brzmi głupio na etapie planów, w praktyce może wypaść fantastycznie. Oczywiście te "streszczenia", którymi Was uraczyłam, są mocno przerysowane, ale weźmy jeszcze jeden przykład.

"Główny bohater to sierota, która trafia pod skrzydła mistrza jakiejś sztuki, pół książki spędza na treningu, przeżywając jakieś mniejsze przygody, zaś w międzyczasie naczelny knuj robi to, co umie najlepiej, czyli knuje. Potem protagonista zyskuje towarzyszy, zdobywa wykokszone moce i idzie sprać dupsko temu złemu."

Pingwinowy kurs pisaniaWhere stories live. Discover now