Grzechy i grzeszki Wattpada, czyli mocno wkurzony Pingwin

3.5K 460 431
                                    

Eloszki! TlenWPaski wprawiła mnie w bojowy nastrój, więc przybyłam zwalczać błędy wszelakie i wypleniać z Wattpadowiczów złe nawyki. Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak uwypuklenia problemu schematów i Marysujek, ale żyję w przekonaniu, iż coś, co zostało powiedziane sto razy, nie musi być powtarzane po raz kolejny. Taka hipsterska pionierka ze mnie, joł. Tych głupot mniejszych i większych jest tyle, że za nic nie zdołam tego zliczyć, a co dopiero opisać, więc jak czegoś tu nie ma, to nie plujcie na mnie jadem, mogę zrobić drugą część. Nawet nie pytajcie, co mi i Tlenowi załączyło takiego wkurwa, ale cudem się powstrzymuję od przeklinania, a mam wielką ochotę.

A i gwoli ścisłości, to ten rozdział różni się od ,,Pisarskich absurdów'' głównie konwencją - tam jest miło i zabawnie, tutaj będę ciskać gromy. Wkurza mam, no :C

To tego, zapraszam do czytania i podsyłania wynalezionych przez siebie grzeszków. I ostrzegam, że może być to rozdział bez ładu i składu. No bywa.


1. Dwa punkty widzenia (i więcej)

To samo w sobie grzechem nie jest, ale nie oszukujmy się, większość nie potrafi poprawnie zastosować tego zabiegu. Mam wrażenie, że problem jest dodatkowo pogłębiany przez beznadziejną literaturę młodzieżową (i Greya), gdzie można zauważyć tendencję do używania takiej narracji w zły sposób. Co zatem sprawia, że Pingwin toczy pianę z dzioba? Powtarzanie DOKŁADNIE tej samej sceny, ale oczami innego bohatera. A najlepszy jest fakt, że w 99% przypadków różnicę można dostrzec tylko przez formy czasowników: najpierw mamy ,,spojrzałam w jego błękitne oczy'', a potem ,,spojrzałem w jej orzechowe tęczówki''. Jaki jest sens w pisaniu tego samego dwa razy? Jak chcecie ukazać uczucia dwójki bohaterów, wybierzcie narratora trzecioosobowego wszechwiedzącego. Co prawda nie daje to aż takiego pola do popisu w kwestii opisu emocji, ale no trudno. Ewentualnie już piszcie z dwóch narracji pierwszoosobowych, jednak pchajcie fabułę do przodu, nie maglujcie w kółko tego samego.

Do tego dochodzi kwestia pierdyliarda narratorów. Po jaką cholerę robić narrację pierwszoosobową z punktu widzenia pięciu bohaterów, jak można zrobić narratora wszechwiedzącego? 


2. Szwendus pospolitus

Czyli sytuacja z większości opowiadań, w których autor kompletnie nie ma pojęcia, jak poprowadzić fabułę z punktu A do punktu B, więc bohater szwenda się bez celu po mieszkaniu czy lesie, myje się kokosowym żelem, ogląda filmy, idzie na zakupy, bla bla. Ok, to miałoby sens, ale jakby COKOLWIEK z tego wynikało. Jak ktoś ma zamiar pisać tonę zapychaczy, bo mu się nie chciało planu robić, a na spontana nie umie wyklepać na klawiaturze niczego sensownego, to ja podziękuję.


3. Syndrom synonimów

Tak tę chorobę nazwała Tlen. Obie nawołujemy do zbadania się, bo epidemia tego paskudztwa sięga coraz dalej. O co chodzi? Niektórzy tak bardzo boją się powtórzeń, że na jedną postać używają dwadzieścia określeń i już Cthulhu jeden wie, o co chodzi. Spotkałam się z takimi kwiatkami, że w scenie dialogu między dwójką postaci autorka tak nawaliła określeń na bohaterów, że to wyglądało jak scena zbiorowa. Jak widzę ,,orzechowooka i miodowowłosy'' (autentyki!), to śmieję się rozpaczliwie, zwijam w kłębek i umieram z żalu. Jak jeszcze te synonimy bezsensownie są spisane z synonimy.net, a autor nawet nie sprawdza, co dokładnie znaczą, to tylko windą na dziesiąte i skok.


4. Zdrobnienia i psucie klimatu.

Umarłam, jak w scenie grozy zobaczyłam ,,buzię''. Potem jeszcze ,,twarzyczkę'', a gdzie indziej były ,,łapki'' i ,,pupa''. Ludzie, to taki horrorek dla dzieciaczków czy jak? Może teraz w podstawówkach czyta się o rozpruwaniu brzuchów i rzucaniu flakami, mój brat w sumie całymi dniami gra we FNAFa czy inne Slendery, ale nawet on by się popłakał ze śmiechu, jakby zobaczył cholerną ,,buzię'' w scenie, która miała budzić przerażenie.

Pingwinowy kurs pisaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz