Autor chciał, autor kazał - imperatyw narracyjny

3.3K 452 216
                                    

Ave! Rozdział o stylu i konwencji się tworzy, zaś dzisiaj zajmiemy się kwestią imperatywu narracyjnego, a dodatkowo zastanowimy się, dlaczego powieść zawiera poszczególne elementy w konkretnym układzie oraz jakie znaczenie mają podjęte przez autora decyzje odnośnie wydarzeń w życiu bohaterów.


Czymże jest ten słynny imperatyw narracyjny? Jest to pewien "rozkaz" autora, który zdecydował, że coś ma się potoczyć właśnie w ten sposób. Jak wiadomo, twórca ma pełną władzę nad czasem i przestrzenią, jest wręcz bogiem swojego świata, a przez to może robić, co mu się żywnie podoba. Matka Hope umarła, ale ktoś musi zrobić protagonistce naleśniki, więc kobieta wstała na godzinkę z grobu? Nie ma problemu. Księżniczkę porywa smok, choć w sumie nie wiadomo jak, po co i dlaczego? Oj tam, ważne, że główny bohater ją uratuje i się pobiorą. Lucyna spotyka Harry'ego Stylesa w Biedronce? Harry też człowiek i coś jeść musi, a całkowitym przypadkiem odwiedził Polskę i udał się właśnie do tego sklepu. Przecież jak autor chce, to może, prawda?

No nie bardzo. Znaczy świat się nie skończy, jak ktoś coś takiego wyprodukuje, ale należy pamiętać o pewnym ważnym pojęciu, a mianowicie o ciągu przyczynowo-skutkowym. Logikę i sens też wypadałoby chwycić i nie puszczać.

Tym razem wrzucimy naszego ulubionego Janusza w konwencję fantasy. Wąsacz żyje sobie jako najemnik, tułając się od gospody do gospody, a po drodze robi wszystko, za co mu dobrze zapłacą. Autor z góry założył, że ten oto człek będzie wybrankiem z przepowiedni i uratuje świat przed Mhrocznym Władcą™. Przed obliczem Janusza staje stary, brodaty Mędrzec™ i oznajmia, iż najemnik musi zebrać dwanaście skarpet, bo tylko tak powstrzyma Mhroczną Armię (najlepiej orków). Nasz bohater rusza więc w podróż, zbiera drużynę, znajduje artefakty i pokonuje antagonistę.

Co jest tu nie tak? Zastanówmy się, jaki człowiek w ogóle uwierzy stukniętemu staruszkowi i pójdzie szukać czegokolwiek. Ejej, a piniondze na wyprawę? A wynagrodzenie? Jakie w ogóle korzyści będzie miał z tego Janusz? A co jeśli Mhroczny Władca dobrze płaci?

To nieco przerysowany przykład, ale dobrze odzwierciedla jedną rzecz - brak dopasowania poszczególnych elementów. Jeśli mamy gburowatego, chciwego bohatera, co dba tylko o własny tyłek, nie można z akapitu na akapit zrobić z niego altruisty, który od razu zgodzi się ratować świat. Jeśli w powieści ma występować bohater dynamiczny, który schodzi ze ścieżki zła, nie może się to odbyć bez powodu. No spójrzcie chociażby na Zuko z "Legendy Aanga" (moja ukochana bajka <3) i to, jak długą drogę musiał przebyć, zanim zrozumiał sam siebie. No własnie, długą drogę.

Jest sobie taki znany schemat: bohater musi pokonać tego złego, dostaje wcirki przy pierwszej konfrontacji, więc trenuje więcej, zdobywa jakąś specjalną moc, super przedmioty i nowych sojuszników, a potem znowu bije się z antagonistą i tym razem zwycięża.

No po prostu kwintesencja powieści młodzieżowych (zwłaszcza tych bardziej "męskich"), fantastyki i anime typu shounen. Czy taki schemat jest zły? Nie, na pewno nie sam w sobie. Jest to wzór po prostu logiczny i spójny. Jakby protagonista pokonał tego złego od razu, to albo książka by się skończyła w połowie, albo nie byłoby z kim walczyć, a wtedy słabo. Jeśli bohater nie stoczyłby tej pierwszej, przegranej walki, to ani on, ani czytelnicy nie wiedzieliby, kim jest ten zły, więc w książce zabrakłoby informacji, jak duża jest stawka i z czym w ogóle nasz ulubieniec walczy.

Wszystkie te elementy współgrają ze sobą - bohater jest słaby, dostaje lanie, staje się silny, wygrywa. Najprostszy możliwy ciąg przyczynowo-skutkowy. O właśnie, a co do właściwie jest ten ciąg? Jest to seria następujących po sobie wydarzeń, przy czym jedno jest przyczyną dla drugiego, a drugie skutkiem dla pierwszego. Brzmi skomplikowanie? Wyobraźcie sobie domino. 

Pingwinowy kurs pisaniaOnde as histórias ganham vida. Descobre agora