Pięćdziesiąt jeden

6.8K 216 8
                                    

Kate:

Otworzyłam oczy i dostrzegłam znów tą biel. To chyba od dziś będzie mój najgorszy kolor. Obejrzałam się dookoła, ale nie dostrzegłam Leona, ani mojego szefa. Za oknem słońce dopiero wschodziło. Gdzie jest Lili? Gdzie są tak bliskie mi osoby? Przejechałam ręką po moim brzuchu, a wszystko zobaczyłam przez mgłę. Co jest z dzieckiem? To najważniejsze teraz pytanie. Nagle przy moim łóżku pojawiła się starsza kobieta.

- Co z moim dzieckiem? - zapytałam z łzami w oczach.

- Zaraz przyjdzie lekarz. - odpowiedziała i podłączyła mi kroplówkę.

Po chwili opóźniła salę i zostałam sama. Na innych łóżkach nie widziałam żywej duszy. Czy ja jestem tu sama? Ja jestem w szpitalu czy w innym świecie? Do sali wszedł mężczyzna w białym kitlu i spojrzał na monitor, do którego jestem podłączona, a następnie na mnie.

- Dzień dobry pani Rose. - przywitał się.

- Co z dzieckiem? - powiedziałam, a z moich oczu wypłynęły słone zły rozpaczy.

- Wszystko w porządku. Nie musi się martwić pani o ciążę. Gorzej było z panią, ale cieszę się, że się już pani wybudziła. - wytłumaczył.

- Długo tu jestem? - zapytałam.

- Dziś będzie trzeci dzień. - odprawił.

- Dlaczego tu trafiłam? Czy jestem na coś chora? - zapytałam przejęta.

- Wszystko było spowodowane pańską podróżą. W ciąży podróż samolotem szkodzi i dziecku jak i pani. - odpowiedział.

- Długo tu będę?

- Jakiś wszystko będzie dobrze to za dwa dni będziemy mogli podania wymusić, ale będzie pani musiała regularnie odwiedzać ginekologa i dbać o swoje zdrowie trzy razy lepiej. Przepraszam, ale muszę iść odwiedzić innych pacjentów. O czternastej odwiedzi panią ginekolog. - powiedział i opuścił sale.

Spojrzałam w okno i wytarłam rękawem łzy spływające mi po policzkach. To wszystko wina Leona. Czemu ja pozwoliłam na tą podróż? Moje zdrowie nie jest ważne, ale jeśli temu dziecku coś się stanie nie wybaczę sobie tego do końca życia.

Spojrzałam na szafkę obok szpitalnego łóżka, gdzie dostrzegłam moją torebkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej przez co trochę zakręciło mi się w głowie i ja wzięłam. Odsunęłam zamek i zaczęłam szukać mojego telefonu.

Alan:

Na miejsce Kate znalazła się niestety Mia. Nikt inny nie chce zająć jej miejsca. Czy ja jestem, aż taki zły? Jako szef na pewno. Siedziałem przed komputerem robiąc nowy projekt, gdy drzwi się nagle otworzyły, a ja ujrzałem męską postać.

- Przyszedłem po wypowiedzenie. - powiedział.

- Nie pamiętam, żebym Cię zatrudniał. - odrzekłem i wymieniłem wrogi kontakt wzrokowy.

- Niszczysz jej życie. To przez Ciebie leży teraz w szpitalu! - warknął.

- Po pierwsze nie ja ją zabrałem niewiadomo, gdzie. A po drugie wynocha. Jeśli Kate będzie miała życzenie się zwolnić to zrobi to osobiście, a teraz do wodzenia. - powiedziałem na co on się odwrócił i szykował do wyjścia.

- Dziś wpadnę po Lili. Możesz ją już pakować. - powiedziałem i wróciłem wzrokiem do ekranu laptopa.

- Lili nie jest i niegdy nie będzie twoja. - odwrócił się.

- Słuchaj chłoptasiu. - wstałem od biurka i podeszłem do niego na wystarczająca odległość. - To, że twój przyjaciel w spodniach nigdy nie da Ci potomstwa to nie moja wina, ale za nic w świecie nie pozwolę, żeby moja córka wychowała się u takiego kogoś jak ty. - po tych słowach brunet rzucił się na mnie i dostałem prosto w nos.

- Nie zaczynaj ze mną staruszku. - powiedział i opuścił pomieszczenie trzaskając drzwiami.

***

Jak myślicie co tym razem zrobi Leon by Kate i Lili nie dostały się w ręce Alan???🤔

Mała Księżniczka [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz